Dodany: 29.11.2006 09:42|Autor: aniaposz
Dukaj i kobiety :)
Muszę wreszcie o tym napisać. Nie daje mi to spokoju.
Zaczęłam czytać "Inne pieśni" - na razie idzie mi bardzo opornie. Nie ze względu na skomplikowanie świata czy nadmiar technicyzmów - tego tam nie ma (w przeciwieństwie do np. "Ruchu Generała" czy "Katedry", gdzie zostałam odurzona technicznym i naukowym żargonem). To, co mi przeszkadza u Dukaja, to niewiarygodność psychologiczna bohaterów, a ściślej - papierowość postaci kobiecych. Takie wrażenie miałam już podczas czytania opowiadań z tomu "W kraju niewiernych", ale ponieważ było to moje pierwsze zetknięcie z Dukajem i ponieważ skupiałam się na zrozumieniu fabuły i terminologii, umykał mi ten problem. W "Innych pieśniach" wyczuwam to już wyraźniej. Tak jakby Dukaj, koncentrując się na rozmachu inscenizacyjnym i kreacji fabularnej, "zapominał" o bohaterach. Jego bohaterowie są podporządkowani fabule, zostali powołani do życia, aby uwiarygodnić opowiadaną historię, nie są celem samym w sobie.
A jeszcze gorzej sprawa ma się z kobietami. Odnoszę wrażenie, że u Dukaja nie ma kobiet z krwi i kości, są tylko jakieś symbole kobiecości, zawsze bardzo podobne do siebie i dość stereotypowo przedstawione. Nie, nie chodzi mi o to, że kobiety są w jego prozie tylko żonami, matkami i kochankami, bo nie są. Ale on je opisuje tak, jakby czerpał z archetypu, jakby... nie znał ich. :) Jakby opierał się na obiegowych opiniach i odwiecznym (a nieprawdziwym) antagonizmie kobiecości i męskości. Nie lubię tego. Nie cierpię mężczyzn, którzy uważają kobiety za stworzenia zgoła innego gatunku. I nie cierpię zarówno tych, którzy kobietami pogardzają, jak i tych, którzy widzą w nich istoty lepsze od mężczyzn, ulepione z innej gliny. Bo za całowaniem w rączkę, przepuszczaniem w drzwiach i wzdychaniem, jakie to my jesteśmy wzniosłe, dobre i piękne, zawsze kryje się uwłaczająca pobłażliwość. Sto razy bardziej wolę normalnych facetów, którzy potrafią z kobietami normalnie rozmawiać, traktując je jak zwyczajnych ludzi, którymi przecież są. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Z całym mnóstwem wad.
Każdy facet powinien mieć siostrę. :) Bo jak ma siostrę, to wychowuje się z małą kobietą i widzi, że oboje są do siebie w gruncie rzeczy bardzo podobni, że dziewczyna też potrafi przylać i to czasem porządnie (mój facet ma trzy siostry, z czego jedną starszą - ponoć nieźle od niej dostawał, póki był słabszy ;)). Wydaje mi się, że mężczyźni mający siostry, lepiej odnoszą się do kobiet. Mają do nich zwyczajny, nie bałwochwalczy stosunek. Nie idealizują ich. Bo znają z autopsji. :) Myślę nad szerzej zakrojonymi badaniami na ten temat. ;)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.