Dodany: 15.06.2006 19:35|Autor: chatnoir

Pomysł dobry, tylko...


Książka ma zadatki na rasowy wyciskacz łez niewieścich. Przy okazji autorka chciała zapewne stworzyć wciągającą sagę rodzinną z ciekawym tłem obyczajowym nie tylko Anglii, lecz także Argentyny. Niestety, moim zdaniem, na dobrych chęciach się skończyło. Argentyna jest zaledwie zarysowana, trochę tak na odczepnego (z Anglią jest nieco lepiej, chociaż i tu do tzw. realiów można by mieć nieco zastrzeżeń). Główny bohater bawi się w gaucha, kąpie na golasa (przy okazji prezentując swoje walory) i dystansuje moralnie od argentyńskiego męża swojej ciotki z powodu jego wulgarności (kochanka niespecjalnie ukrywana), tyle że sam nie jest znowu takim aniołkiem, za jakiego chce uchodzić.

Uderza mnie momentami nielogiczność tej książki, a zwłaszcza nagłe, irytujące (bo niedostatecznie uzasadnione psychologicznie) wolty bohaterów (od głównego, George'a, poczynając, poprzez Ritę - całe lata kocha dawnego narzeczonego, by nagle z dnia na dzień zmienić swoje uczucia, zajrzawszy swojemu byłemu prosto w oczy; on zresztą także po podglądaniu jej w ogrodzie postanawia definitywnie zająć się żoną - aż się prosi o jakąś rozmowę między nimi, do której jednak z niewiadomych przyczyn nie dochodzi). Jedyną postacią wartą zapamiętania jest babcia Rity, obdarzona z całą pewnością znacznie ciekawszym charakterem, niż reszta bohaterów.

No i ten język - stara panna (urodzona zapewne gdzieś ok. roku 1910, jeśli nie wcześniej), chcąca w dodatku uchodzić za osobę z towarzystwa (jak to się wtedy zwykło mówić), używa słów w rodzaju "gówniarze" - toż to nie w Anglii, gdzie tego typu panie potrafią w minimalnej ilości słów bardzo grzecznych zawrzeć maksimum jadu. Nazywanie też wcześniej wspomnianej babci głównej bohaterki Megababcią (niby od nazwiska Megalith) też jakoś nie pasuje do lat 40. ubiegłego wieku.

Książka ma kilka zabawnych i opisanych "z nerwem" momentów, jednakże toną one w morzu przeciętności. A szkoda - bo temat ciekawy, pomysł na akcję dobry, tylko to wykonanie... Niestety, p. Montefiore powinna się jeszcze sporo nauczyć, choćby od autorki "Ptaków ciernistych krzewów".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4641
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Moni 19.06.2006 15:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka ma zadatki na ras... | chatnoir
"No i ten język - stara panna (urodzona zapewne gdzieś ok. roku 1910, jeśli nie wcześniej), chcąca w dodatku uchodzić za osobę z towarzystwa (jak to się wtedy zwykło mówić), używa słów w rodzaju "gówniarze" - toż to nie w Anglii, gdzie tego typu panie potrafią w minimalnej ilości słów bardzo grzecznych zawrzeć maksimum jadu."

Moze to wina tlumacza???
Użytkownik: chatnoir 19.06.2006 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: "No i ten język - st... | Moni
Być może tłumacz dołożył tutaj swoje trzy grosze, jednakże książka wg mnie ma też inne wady i język to tylko jedna z nich, niekoniecznie największa, chociaż dla mnie dość rażąca.
Użytkownik: Artola 02.07.2020 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka ma zadatki na ras... | chatnoir
W pełni się zgadzam. Pomysł ciekawy, opis na okładce-zachęcający, ale efekt końcowy-mocno rozczarowujący :/
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: