Dodany: 21.12.2005 17:39|Autor:

Książka: Sto lat samotności
García Márquez Gabriel
Notę wprowadził(a): margot.

z okładki


Było upalne lato 1965 r. Gabriel García Márquez wraz z żoną i dziećmi mknął swoim oplem trasą Meksyk-Acapulco. Rodzina jechała na wakacje w nadmorskim kurorcie. Gdzieś w drodze samochód gwałtownie zahamował. - Nareszcie wiem, jak mam to napisać. I na Boga, albo napiszę tak, jak chcę, albo rozwalę sobie łeb - powiedział Márquez do małżonki i zawrócił do Meksyku. W ciągu 18 miesięcy, zamknięty w swoim gabinecie, napisał "Sto lat samotności" - książkę, która odmieniła literaturę współczesną, a jej autorowi przyniosła fortunę i międzynarodową sławę oraz - w Ameryce Łacińskiej -rangę autorytetu moralnego. Po latach przyznał, że myślał o jej stworzeniu przez 17 lat.

Wydana w 1967 r. wielopokoleniowa saga kreolskiego rodu Buendia przeżywającego koleje losu w pełnym duchów, magii i biblijnych plag fikcyjnym kolumbijskim miasteczku Macondo stała się światowym bestsellerem. Márquez genialnie opisał odchodzący w przeszłość świat ludowych wierzeń i mitów Ameryki Południowej, tworząc przy tym syntezę dziejów kontynentu. W Macondo nie obowiązują zasady prawdopodobieństwa, czas nie płynie, lecz krąży w koło, przeszłość miesza się z teraźniejszością. Deszcz pada bez przerwy prawie pięć lat, ryby pływają w powietrzu, w bieliźnie kiełkują wodorosty, ludzie jedzą ziemię, księża lewitują. Krytycy ochrzcili jego pisarską metodę realizmem magicznym, a "Sto lat samotności" - największym wydarzeniem w literaturze hiszpańskojęzycznej od czasów "Don Kichota".


Prawdopodobnie Gabriel García Márquez (rocznik 1928) został pisarzem dzięki babce. Jak twierdzi, to ona rozbudziła w nim literacką wenę, zadręczając go w dzieciństwie opowieściami o duchach i okrucieństwach. Dla pisania rzucił uniwersytet w Bogocie, gdzie przez rok studiował prawo, następnie pracował jako dziennikarz w kolumbijskich gazetach. Po wybuchu rewolucji na Kubie dostał posadę w kubańskiej agencji prasowej Prensa Latina. Kilka lat później, po pogróżkach pod adresem swojej rodziny, walkach frakcyjnych wśród kubańskich komunistów, zrezygnował ze stanowiska. Nigdy nie zerwał z Fidelem Castro i do dziś jest adwokatem reżimu brodatego komendanta.

W swoich powieściach Márquez czyta na nowo archetypy Ameryki Łacińskiej. Najbardziej ceni "Jesień patriarchy" (1975), historię symbolicznego latynoskiego dyktatora, w którą wpisany jest traktat o władzy. Tę tematykę poruszał także w innych powieściach: "Nie ma kto pisać do pułkownika" (1958), "Kronika zapowiedzianej śmierci" (1981) oraz "Generał w labiryncie" (1989). W swoich ostatnich książkach pisze o miłości i przemijaniu ("Miłość w czasach zarazy", 1985; "O miłości i innych demonach", 1993) oraz wraca do wspomnień i problemu tworzenia ("Dwanaście opowiadań tułaczych", 1992).

W 1982 r. García Márquez otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W Ameryce Południowej jest otoczony kultem. Kilka lat temu narkotykowy baron Pablo Escobar prosił go o mediację z władzami Kolumbii. Jedna z lewicowych grup partyzanckich porwała brata byłego prezydenta Kolumbii i w zamian za uwolnienie żądała, żeby pisarz stanął na czele państwa.


"Kiedy obudził się i zjadł szesnaście surowych jajek, poszedł prosto do sklepiku Catarina, gdzie jego monumentalne kształty wzbudziły popłoch i zaciekawienie kobiet. Zażądał muzyki i gorzałki dla wszystkich na swój rachunek. Mocował się na ręce z pięcioma mężczyznami jednocześnie. »To niemożliwe« - mówili, przekonawszy się, że nie są w stanie nawet ruszyć jego ramienia. »To dlatego, że ma amulet w ręku«. Catarino, który nie wierzył w takie próby sił, założył się o dwanaście pesos, że José Arcadio nie poruszy lady. Ale on szarpnął tylko, uniósł ladę nad głową i wystawił na ulicę. Trzeba było jedenastu mężczyzn, żeby wnieść ją z powrotem do środka. W szale zabawy wystawił na pokaz publiczny swoją monstrualną męskość, z wytatuowaną niebiesko-czerwoną dżunglą napisów w kilku językach. Kobiety, które obległy go natarczywie, pytał, która zapłaci najwięcej. Najbardziej zasobna skłonna była dać mu dwadzieścia pesos. Wtedy on obniżył cenę do dziesięciu i zaproponował losowanie. Była to suma niebotyczna, bo najwyżej ceniona kobieta zarabiała osiem pesos przez całą noc, ale wszystkie wyraziły zgodę. Napisały swoje imiona na czternastu karteczkach, które włożono do kapelusza, i każda z kobiet wyciągnęła jedną. Kiedy zostały w kapeluszu ostatnie dwie kartki, ustalono, do kogo należały.
- Jeszcze po pięć pesos od każdej - zaproponował José Arcadio - i podzielę się między obie.
Z tego żył".

[Mediasat Poland, 2004; Kolekcja "Gazety Wyborczej"]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 61290
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: