Dodany: 12.06.2005 12:03|Autor: verdiana

Dla rodziców i dzieci


Na okładce czytamy: "Ewa utraciła swego Anioła Stróża. Bez jego opieki dziewczynka zaczyna ciężko chorować. Aby mogła wyzdrowieć, Anioł musi wygrać walkę ze swym bratem bliźniakiem, Aniołem Ciemności". Ale to jedynie powierzchowne streszczenie tej warstwy fabuły, która jest potrzebna, żeby przekazać treść właściwą, tę ukrytą między wierszami i bogatą anielską symboliką.

Mała Ewa widzi przez okno przelatujące anioły. Ewa wie, kogo widzi, i jest pod ogromnym wrażeniem tych pięknych istot, których sylwetki widać coraz wyraźniej, a szum skrzydeł staje się coraz głośniejszy. Dziewczynka biegnie do matki, żeby podzielić się z nią swoim odkryciem, ale matka lekceważy swoje dziecko. Nie wyjrzawszy przez okno, żeby choć rzucić okiem na to, co widzi córeczka, słysząc szum anielskich skrzydeł, matka zaprzecza wszystkiemu, co mówi mała Ewa, podważa jej wiarygodność, sugerując kłamstwo. Zajęta swoją rzeźbą, wyprawia Ewę z pracowni.

Dziewczynka udaje się więc do ojca. Ten też jest śmiertelnie zajęty – komputerem – i nie ma czasu dla swojego dziecka. Anioły uważa za istoty stworzone wyobraźnią córki, a szum skrzydeł na pewno pochodzi od ptaków wędrownych. Nieważne, że o tej porze roku nie mają szans się pojawić, ojciec też nie wyjrzy przez okno.

Przecież to jest typowy obraz współczesnej, młodej rodziny. Rodzice uważający swoje dziecko za szczebel w karierze albo za obowiązek społeczny – "bo tak należy". A wychowaniem dziecka zajmuje się niania, albo – jak tutaj – babcia. I tylko w niej dziecko ma oparcie, tylko babcia mówi językiem Ewy, tylko ona ją rozumie. Co strasznego musi się zdarzyć, żeby rodzice uświadomili sobie istnienie własnego dziecka? Chyba tylko to, co nieodwołalne, straszne, dramatyczne: realna groźba jego utraty. Dopiero choroba Ewy uświadamia rodzicom, że ją kochają, że nie chcą jej stracić, że ją zaniedbywali i ignorowali przez 13 lat. Dopiero to sprawia, że obdarzają ją zainteresowaniem, że zaczynają wierzyć w anioły, że łączą swoje siły, żeby wspólnie odeprzeć śmiertelnego wroga. Że dorastają do roli rodziców.

Nie wszystkie dzieci mają to szczęście, że ich rodzice dorastają do swojej roli. Ale czasami wystarczy niewielki impuls, żeby do tej roli dorosnąć – i ta książka może nim być. Dla rodziców może być tym, co pozwala się ocknąć z letargu i uświadomić sobie, co to znaczy być rodzicem małego człowieka. To historia pełna anielskiej symboliki, z drugim dnem i czytelnymi aluzjami do życia współczesnej rodziny. Dla dziecka natomiast jest to piękna bajka o aniołach, o walce Dobra ze Złem, o dostrzeganiu niedostrzegalnego i pokonywaniu przeciwności.

Nie potrzebujemy "Oskara i pani Róży" Schmitta, mamy własną Terakowską, dużo szerzej traktującą problemy ważne tak dla rodziców, jak dla dzieci. "Tam, gdzie spadają anioły" to świetnie napisana książka dla jednych i drugich.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 28885
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: