Dodany: 11.03.2024 19:16|Autor: jolietjakeblues

Zeszyt


Prawie czterysta stron opowieści składającej się z trzydzieści pięciu rozdziałów (dwa pozostałe opisują głównie realia i okoliczności powojennej działalności organizacji żydowskich) to fragmenty, czasami wręcz strzępki, wyjątki z życia Polaków i Żydów odnalezione przez Annę Bikont w archiwach, spisane z rozmów, telefonicznych i osobistych, bardzo prywatnych, intymnych, cichych, prawie wyszeptanych albo nieco wymuszonych kolejnymi listami mailowymi, głośnymi dzwonkami czy tylko brzęczeniem telefonów komórkowych, przemyślanych tygodniami, miesiącami, za którymi stoją niechęć i odwaga, potrzeba i łzy. Dzieci jest więcej niż rozdziałów, których tytuły i podtytuły to imiona i nazwiska, imiona czasami zapisane zdrobnieniem, w końcu niezidentyfikowana mała bohaterka, której rola zdaje się przez ową anonimowość tym większa, bo reprezentuje ogromną rzeszę nienazwanych - spalonych, zastrzelonych, zatłuczonych kijami, ale i być może ocalonych, niezdających sobie sprawy z pochodzenia, bez dzieciństwa, wykluczonych z narodowości, pozbawionych krewnych, z mniej lub bardziej przypadkowym obywatelstwem - na których grobach w dwudziestym pierwszym wieku nie kładzie się kamyków, a zapala znicze, jeśli tylko nie zostali pozbawieni nowo nabytej po wojnie, po Zagładzie pamięci. O nich wszystkich opowiada Anna Bikont dzięki ocalałym zeszytom Lejba Majzelsa: „Zeszyty są dwa, szesnastokartkowe w kratkę, formatu A5. Mają szaroniebieskie kartonowe okładki z wyblakłym napisem: «Sprawozdanie z podróży służbowych L. Majzelsa w sprawie poszukiwania dzieci znajdujących się w rękach Polaków»” [1]. Uważna lektura wstępu i ostatniego, statystycznego rozdziału książki to swojego rodzaju, tak jak bez wątpienia i tytuł, przygotowanie do odkrycia, poznania czy też przypomnienia czegoś, co do tej pory przemykało obrzeżami społeczeństwa, było cieniem najnowszej historii, zamykało się w pracach naukowych, wydawnictwach zajmujących się tematyką Holokaustu, odsuwane było na margines, poza nawias, ledwie akceptowalne, choć uznawane. Jakby pewien duch lat tuż powojennych nadal unosił się nad wsiami, polami, lasami, bagnami, miasteczkami, ulicami, ukrywał się po odgrzebanych piwnicach i krążył po klatkach schodowych odbudowanych kamienic. Czy kiedyś zniknie jak stogi siana, w których ukrywały się żydowskie dzieci? Dzisiaj trwa w Polakach, obywatelach polskich pochodzenia żydowskiego oraz obywatelach innych krajów od Kanady i USA, przez zachodnią Europę i Izrael po Australię. Zapewne do czasu. Tyle, że Anna Bikont upływający czas zatrzymała w 2022 roku.

Autorka nie skupia się jedynie na dzieciach i ich historiach, które czasami w przerażający sposób się urywają bądź, jeszcze bardziej przygnębiająco, trwają w jakiś dziwnie nieakceptowany przez czytelnika sposób. Bo ten jest, chyba przez literaturę, samą Zagładę, szereg wydawanych wspomnień i dzienników, narzucony na sposób dwojaki: unicestwienie albo dany przez Los spokój w krajach, gdzie nie było marca 1968 roku. Oczywiście „Cena” potwierdza, przypieczętowuje, wykrzykuje dramat Zagłady. Opowiada o odnalezionych rodzinach, dzieciach, wnukach, radościach, spełnieniu. Ale mimo to każdemu rozdziałowi, ba! każdemu jego fragmentowi, akapitowi towarzyszy cień Primo Leviego i Jeana Améry’ego, a przede wszystkim tragicznej postaci Imre Kertésza, czyli tego, co towarzyszy Ocalonym, z czym sobie nie poradzą nigdy: że nikt, żadne państwo, jakiekolwiek społeczeństwo, środowisko, organizacje żydowskie, religijne, socjalistyczne, syjonistyczne, bliżsi i dalecy krewni, Kościół katolicki i izraelskie kibuce nie było przygotowane na zapłacenie ceny dość wysokiej, żeby zapewnić wyleczenie choroby toczącej dzieci, które chyba do końca życia nie potrafiły zerwać z szyi tabliczki, gdzie Polacy wpisywali kwoty w setkach tysięcy i milionach złotych, czasami zamieniając je na dolary bądź dopisując, wcale nie mniejszymi literami, żądanie przekazania domu, nieruchomości, posesji, działki. Ten rak, choroba śmiertelna, leczy się w sposób inwazyjny dla duszy i ciała. On trwa w człowieku strachem cały czas. Wiele razy lęk zamyka w szklanym kloszu, buduje mur. Często cierpiący odrzuca leczenie i popełnia samobójstwo. Straszliwe, że potrafi ono trwać latami. O tym właśnie pisze Anna Bikont.

Rzeczy bardzo ważne, które stanowią tło oraz kontekst czasów i działań, tudzież postać Lejba Majzelsa, opisywane są w trakcie opowieści o dzieciach. Mamy zatem drogę Majzelsa, która doprowadziła go do zarobkowego zajęcia się powojennym poszukiwaniem Ocalonych z ramienia jednej z organizacji żydowskich. Trochę z rezerwą odbiera się historię tego człowieka. Bo chcąc mu przypisać wielkie zasługi, ogromną wytrwałość, pomysłowość, niewyczerpane, zdawałoby się, pokłady empatii i bezinteresowności, a nawet jakiś izraelski (wszak jeszcze nie!) czy też syjonistyczny patriotyzm, jeśli tak można nazwać tę postawę, odrzuca się nieco bezmyślnie potrzebę zdobywania środków do życia w tych biednych i niebezpiecznych powojennych latach. Autorka nie pozwala jednak o tym zapomnieć. Czy przekonania Majzelsa odzwierciedlają to, co w którymś miejscu Bikont podkreśla, upartą pracę nad tym, żeby Żydzi ocaleli z Zagłady stali się obywatelami nowo powstałego żydowskiego państwa? Na ile stoi za tym silne, podskórne napięcie podbudowane niechęcią, wręcz lękiem, że nie można pozostać w kraju, w którym miliony zginęły w obozach koncentracyjnych, wcześniej w II Rzeczpospolitej były świadkami antysemickich działań państwowych i wystąpień społecznych, a w końcu zdarzających się partyzanckich polowań i pogromów w komunistycznej Polsce? A zatem tutaj Anna Bikont przedstawia działalność dwóch organizacji żydowskich, prowadzonych przez nich domów dziecka i opieki oraz sierocińców. Ścierające się interesy, cele, idee to wychowanie w duchu judaistycznym i syjonistyczna praca nad przyszłymi budowniczymi Izraela, mieszkańcami kibuców. To również kontakty z zagranicą, wytyczanie szlaków migracyjnych i przemytniczych, to pozyskiwanie z wszelkich możliwych źródeł pieniędzy, fałszowanie paszportów, zdobywanie miejsc na przeróżnych środkach transportu, szukanie miejsc przerzutowych w krajach zachodnich, na Bałkanach. Wbrew pozorom nie ma miejsca na anonimowość i teoretyzowanie. Rywalem, oponentem, ale przecież i pomocnikiem z wzajemnością jest dla Lejba Majzelsa kapitan Jeszajahu Drucker: „on przybywał / legendarny ojciec / kapitan Drucker – tak go nazywano / (wymyśliłam sobie, że jest Polakiem / tak jak inni nasi opiekunowie / i nie tak jak moja ciotka Żydówka) / siadał między nami / dzieci nieruchomiały / powtarzał tę samą opowieść / o wspaniałym kraju / o zimie w promieniach złotego słońca / ogrzewających ziemię / a ona owocuje / złotymi jabłkami” [2]. Miejscowości, w których znajdowały się domy dziecka, tworzą mapę; imiona i nazwiska dyrektorów, nauczycielek, opiekunów stanowią długą listę. Dzieci, które spotykają się w tych placówkach z antysemityzmem, są wychowane i przywiązane do religii katolickiej, czują się Polakami, boją się Żydów bardziej niż Niemców, mogą być bohaterami kolejnych książek. Ich ówczesne wypowiedzi, emocje, reakcje to materiał do analizy, ale przede wszystkim niezwykła podstawa współczucia i zastanowienia się nad dramatem Zagłady, nieustającym, trwającym, towarzyszącym, krążącym wokół nas nie tylko tu w Polsce, ale ciągle rozsiewającym się po świecie dręczącym niepokojem. Po które pokolenie?

Opisywanie historii dziewczynek i chłopców, których imiona stanowią tytuły rozdziałów, a także tych, które dopisywane są w treści, nie ma żadnego sensu, byłoby po prostu streszczeniem. Spotkanie z nimi należy się czytelnikowi bez wstępów. Czego w tych opowieściach może się on spodziewać? Chyba przede wszystkim tragicznej różnorodności. Zdawałoby się, że dzieci wykupione przez organizacje żydowskie nie zostały pozostawione same sobie. Jednak ich samotność przeraża. Decyzje, wybory, losy nie są wynikiem racjonalnych przemyśleń. Bo Zagłada nie była racjonalna. I w swym szaleństwie zamykała kilkunastoletnie Żydówki w polskich, francuskich i bliskowschodnich katolickich klasztorach. Nie pozwalała wymieniać imienia nadanego przez rodziców. Wstrząsała myślą o powrocie do Polski. Kazała tęsknić za krajem, gdzie w Zagładzie zginęli żydowscy rodzice, i opiekować się do końca życia polskimi, „drugimi” rodzicami i ich potomkami. Z kilkulatków uczyniła nagle dorosłych, ukrywających się zimowymi tygodniami w liściach pośród bagien, wykopanych jamach, uciekających przez wielkopolskie i mazowieckie lasy, słysząc strzały pozbawiające życia ich matek, sióstr, braci. Nakazywała im pracować w polu, gospodarstwie, kłamać, kraść, uczyć się pacierza, spotykać na rozdrożach Jezusa, poddawać się przemocy seksualnej.

Anna Bikont pisze, ile w tamtych czasach kosztowały koń, krowa, świnia. Porównuje to z ceną za żydowskie dziecko. Opisuje długotrwałe procesy sądowe i cytuje fragmenty korespondencji między sprzedawcą a kupującym. Pokazuje chciwość i hipokryzję posiadacza cennego towaru. Mówi słowami Majzelsa i Druckera, którzy skrzętnie notowali, w jakim stanie jest odszukane przez nich dziecko. Czy czyta, pisze, w jakim języku mówi, jak jest ubrane, czy wygląda na zabiedzone, głodne. Owe krótkie zapiski przerażają swoją lakonicznością, zdawkowością, choć nie ma w nich chłodu. Bije z nich ponaglenie, które jest przecież li tylko humanizmem. Wszystko inne przywodzi na myśl przetarg, targowanie się, przeciąganie procesu sprzedaży, żeby oferta stała się jak najbardziej atrakcyjna. Jakże mogą nie zaszklić się oczy? Ale… Czy jest jakieś usprawiedliwienie? Kontekst czasów, skutki wojny, bieda, głód i chłód, strach przed nowym ustrojem? Niesamowita potrzeba zapewnienia sobie środków do przeżycia za wszelką cenę, czego przecież my teraz nie znamy? Właśnie – cenę. A przecież Bikont pisze także o dzieciach, które nie chciały odejść od nowych rodziców. Nie sposób nie dostrzec miłości, przywiązania, poczucia bezpieczeństwa, starań, bardzo prostych, najzwyklejszych potrzeb, być może altruizmu, co w samotnych i nieco już dojrzałych małżeństwach przeradzało się w decyzję nie tyle o bezwarunkowej pomocy, ale adopcji.

Stanowczo za dużo refleksji, rozważań, rozdartych emocji, powikłanych wniosków. U czytelnika. Bardzo ważna to rola „Ceny”. Ale jaka jest u Ocalałych? Tego nie zapominajmy.

___
[1] „Wstęp” w: Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 7.
[2] Anna Bikont, „Cena: W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie”, Wydawnictwo Czarne, 2022, s. 31.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 229
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: