Dodany: 05.11.2023 21:49|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Katowice nie wierzą łzom
Fox Marta

2 osoby polecają ten tekst.

A lodów w Misiu już nie zjemy...


Marta Fox całe swoje dotychczasowe życie (nie licząc krótkiego okresu tuż po urodzeniu, którego nie pamięta) przemieszkała w Katowicach. Nic więc dziwnego, że umieszcza tam często akcję swoich powieści, a i w twórczości niebeletrystycznej zdarza jej się to miasto upamiętnić. Ale w żadnej książce aż tak obszernie, jak w tej (która wyjściowo zresztą była najpierw serią felietonów, publikowanych kilka lat wcześniej w prasie) . Strategię prezentacji miasta zastosowała pisarka podobną, jak Witold Turant w „Mieście z przypadku”, wybierając „punkty orientacyjne” w postaci dzielnic, ulic czy pojedynczych obiektów w porządku mniej więcej chronologicznym, tak jak pojawiały się w jej życiu, a potem przy okazji opisywania każdego z nich przydzielając mu porcję swoich reminiscencji. W konsekwencji powstało coś, co jest po trosze autobiografią, historią miasta i wspomnieniem o związanych z tym miastem ludziach kultury.

Nie wiem, na ile może ta lektura wciągnąć kogoś, kto w Katowicach nigdy nie był lub bywa tylko z doskoku, natomiast temu, kto ma z nimi jakieś związki, szczególnie, jeśli jego dzieciństwo i młodość przypadły na okres przed transformacją, zapewnia sporą porcję nie tylko wiedzy, ale i nostalgii. „Tam po raz pierwszy usłyszałam Macieja Zembatego śpiewającego ballady Cohena” [1] – ojej, może byłyśmy na tym samym koncercie? Piwniczna salka, ścisk niemożebny, zagęszczenie dymu niewiarygodne (bo palił i pieśniarz, i słuchacze), ale przeżycie nie z tej ziemi! I lody w Misiu na Młyńskiej – jedne z lepszych, jakie w życiu jadłam, chociaż nie jakieś wymyślne, żadnej tam gumy balonowej, oreo czy mascarpone, i do tego czasem podawane nie w pucharkach czy miseczkach, lecz na fajansowych talerzykach! (nb. związana z tym lokalem reminiscencja autorki początkowo wzbudziła we mnie lekką konsternację, bo nie wierzyłam, że ktoś w ogóle mógłby chcieć „misiowi dać w pysk”[2]; na szczęście ten zamysł nie został jednak wykonany, a nadto zadośćuczyniła zań finałowa konkluzja: „Trzeba wiedzieć, że bezkarnie się starych misiów nie porzuca, bo odpłacą pięknym za nadobne” [3]). I kawa (raczej bez ciastka, bo ono trochę jednak trzepało po studenckiej kieszeni) w Kryształowej, gdzie starsze panie w staroświeckich kostiumikach i pantofelkach na obcasach-kaczuszkach zerkały z dezaprobatą na szmaciano-dzianinową pstrokatą gromadę studentek, obsiadających jeden stolik niczym wróble karmnik i tyleż, co wróble, robiących hałasu! A „Konfrontacje” w kinie Rialto, to kupowanie jednego karnetu na czworo czy sześcioro i potem dzielenie się: Krzysiek we wtorek, Dorota w środę, Bożena w czwartek, Wojtek w piątek itd., żeby przez następnych kilka dni streszczać sobie nawzajem fabuły i wrażenia!

Dużo tych moich dygresji, ale tak właśnie działa dobra literatura wspomnieniowa, ujawnianymi przez autora detalami zahaczając o pamięć czytelnika i wyciągając z niej to, co może w innym kontekście już by się nie wydostało. Trochę mniej mnie wciągnęły opowieści o ówczesnej elicie kulturalnej miasta, z której ledwie pojedyncze postacie miałam okazję widywać na scenie, a jeszcze kilka znać tylko z gazet i z telewizji (co zresztą nie było trudne, bo akurat były to osoby sławne na całą Polskę). Ale i tak czytało się to miło i z zainteresowaniem, tylko od czasu do czasu zgrzytając zębami na usterki redaktorsko-korektorskie („wczesnego Gomółki”[4] , „smakowała na magi” [5]).

[1] Marta Fox, „Katowice nie wierzą łzom”, wyd. Śląsk, 2022, s. 22.
[2] Tamże, s. 73.
[3] Tamże, s. 75.
[4] Tamże, s. 81.
[5] Tamże, s. 86.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 302
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: