Dodany: 12.11.2022 13:17|Autor: Marioosh

Antyniemiecki koszmarek do zapomnienia


Inżynier elektronik Adam Stalko popełnia we własnym mieszkaniu samobójstwo; milicja nie znajduje żadnych odcisków palców nawet na kurkach od gazu, co jest o tyle podejrzane, że denat otruł się właśnie gazem. Matka Stalki mówi kapitanowi Andrzejowi Korczowi, że mały Adaś jako jedyny ocalał z pacyfikacji rodzinnej wsi w 1943 roku, jaką Niemcy urządzili w odwecie za pomoc partyzantom. Wkrótce z okna Grand Hotelu wypada nagi i pijany Jan Kuziński, „z wykształcenia technik, z zawodu dyrektor” [1] z Sopotu, któremu w pokoju towarzyszyła prostytutka Ruda Julka. Sekretarka Kuzińskiego mówi, że kilka dni przed wyjazdem do Warszawy dyrektora odwiedził właśnie Stalko; Korcz podejrzewa, że Kuziński był esesmanem przeprowadzającym pacyfikację. Sprawę przejmuje Służba Bezpieczeństwa, a nadzoruje ją major Jerzy Orlicz, rozwodnik, który podejmując decyzję: żona albo praca, stwierdził: „zmienić pracę? Weszła mu w krew jak narkotyk” [2] – swoją drogą, Orlicz to wypisz-wymaluj major Bieżan z innych książek Ziemskiego.

Autorska para skrywająca się pod pseudonimem Krystyn Ziemski bardzo szybko wskoczyła na swojego ulubionego konika; już w okolicach dwudziestu procent treści widzimy, że II wojna światowa w 1978 roku jeszcze się w Polsce nie skończyła – czasem zresztą mam wrażenie, że nie skończyła się ona do dziś. Major Orlicz mówi, że „przeszłość dla młodego pokolenia to już tylko historia. Odległa, nierealna, martwa. A to nieprawda” [3] – a mnie przypomniał się w tym momencie jeden z reportaży Krzysztofa Kąkolewskiego w którym córka jednej z bohaterek mówi: „Wojna to wasz sen, obudźcie się!”. Wydawało mi się, że ten temat został w tej książce wyeksploatowany już chyba do cna, ale przypomniało mi się, że jeszcze w 1985 roku w „Dzwonniku z Friedlandu” autorzy rzucali hasłami o rewizjonizmie i interesach ziomkostw.

I zastanawia mnie jedna rzecz: czy ci wszyscy twórcy piszący kryminały przed 1989 rokiem naprawdę wierzyli w to, że źródło wszelkiego zła mieści się w RFN? Czy naprawdę wierzyli w to, że Reinhard Gehlen wręcz przebiera nóżkami, żeby tylko położyć swoją kosmatą i brunatną łapę na polskim przemyśle? Jak to jest możliwe, że niemalże wszyscy ci pisarze po 1989 po prostu zniknęli z literackiego firmamentu? Czy to oznacza, że po upadku muru berlińskiego zdali sobie sprawę z tego, iż ich pisanie potrzebne było psu na budę? Czy nabrali przekonania, że ich twórczość miała na celu jedynie podtrzymanie wrogości wobec naszego największego wroga? I jak to jest możliwe, że mimo tak intensywnej kampanii obrzydzającej nam tego wroga tylu rodaków wyjeżdżało na saksy do tego Imperium Zła?

Przyznam, że takie refleksje zawsze towarzyszą mi przy czytaniu takich antyniemieckich agitek, czasem jest to robione dość łagodnie, czasem na zasadzie „cesarzowi co cesarskie”, a czasem tak ordynarnie, jak tutaj. Prawdziwym Grande Finale tej książki, jej swoistym podsumowaniem jest wieńczący ją fragment powstańczego wiersza Zbigniewa Jasińskiego: „Tu się Prusakowi siada na karku okrakiem / I gołą garścią za gardło się dławi” [4] – litości! i z takim ohydnym wrogiem w ogóle utrzymywano w latach 70. jakiekolwiek kontakty gospodarcze czy handlowe? Tak wygląda cała ta książka i nie wydaje mi się, by warto było tracić na nią czas; dziś można ją potraktować tylko jako dokument epoki – choć napisana jest dość sprawnie i płynnie, to zawarte w niej stężenie jadu może zatruć samego czytelnika. I dziwi mnie to, że ten koszmarek nie został wydany w krwiożerczym „Labiryncie”, tylko w Klubie Srebrnego Klucza – obok wydanych w tym samym 1978 roku powieści Erle'a Stanleya Gardnera, Rossa MacDonalda czy Patricii Highsmith.

[1] Krystyn Ziemski, „Tropami cieni”, wyd. Iskry, 1978, str. 29.
[2] Tamże, str. 41.
[3] Tamże, str. 43.
[4] Tamże, str. 172.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 180
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: