Dodany: 12.01.2022 20:17|Autor: idiom1983

Recenzja nagrodzona!

Książka: Czerwony jeździec
Jakowlewa Julija

3 osoby polecają ten tekst.

Leningradzkie białe noce albo żurawiejka marszałka Tuchaczewskiego


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: idiom1983 (Krzysztof Gromadzki)

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy spacerując po moskiewskich Patriarszych Prudach, przewodniczący literackiej organizacji "Massolit" Michaił Aleksandrowicz Berlioz i poeta Iwan Bezdomny, pogrążeni w debacie o religii i osobie Jezusa Chrystusa, napotkali tajemniczego cudzoziemca, który okazał się specjalistą od czarnej magii o imieniu Woland, a Annuszka zdążyła już rozlać olej słonecznikowy, funkcjonariusz Leningradzkiego Wydziału Śledczego Wasilij Zajcew - noszący takie samo imię i nazwisko, jak późniejszy legendarny snajper Armii Czerwonej, walczący z hitlerowcami w bitwie pod Stalingradem - miał za zadanie rozwikłać okoliczności tragicznego wypadku na tamtejszym hipodromie. Zagadką samą w sobie jest już sam fakt zaistnienia wypadku, w którym solidarnie zginęli: legendarny przedstawiciel rasy kłusaków orłowskich, ogier Pierniczek i doświadczony woźnica o wdzięcznym nazwisku Perłowy. Champion wielu hippicznych zawodów w kraju i za granicą, duma i sława sowieckiej kawalerii, oraz jeden z najlepiej powożących krasnoarmiejców, który niemal całe życie spędził w powozie, ściskając w garści lejce, nie mogli popełnić trącącego amatorszczyzną pospolitego błędu. Czyżby w całą sprawę były zamieszane inne osoby, zręcznie mistyfikujące zaplanowane z premedytacją morderstwo jako nieszczęśliwy wypadek? A jeśli tak, to kto za tym wszystkim stoi i kto ośmielił się rzucić wyzwanie dowodzącemu sowiecką kawalerią późniejszemu marszałkowi Siemionowi Budionnemu? Śledczy Zajcew, z pomocą członka paramilitarnej organizacji Osoawiachim, specjalizującej się w obronie przeciwlotniczej i przeciwgazowej, bardzo szybko ustala, że koń został otruty gazem bojowym typu fosgen i runął jak długi z zalanymi własną krwią płucami. Tylko kto zabił Pierniczka, którego śmierć, ku zdumieniu Zajcewa, obchodzi wojskowe dowództwo po wielokroć bardziej, niż śmierć doświadczonego woźnicy, a przede wszystkim bardziej niż śmierć człowieka? W atmosferze ciepłych letnich białych nocy, onegdaj nastrojowo opisanych przez Fiodora Dostojewskiego, bystry milicjant latem 1931 roku musi za wszelką cenę odnaleźć nikczemnego sprawcę tragedii na hipodromie. Wąsaty Siemion Budionny osobiście interesuje się sprawą, więc Zajcew wie, że pomyłka i porażka mogą go kosztować życie. Tak samo jak wykrycie potencjalnego prominentnego sprawcy, wysoko postawionego w partyjnej hierarchii. Bowiem w państwie radzieckim nie ma niewinnych ludzi. Są tylko tacy, którzy bardzo dobrze ukrywają swoją winę...

Dekadę przed opisanymi w powieści wydarzeniami, 31 sierpnia 1920 roku, 1 Armia Konna pod dowództwem Budionnego została rozbita przez Wojsko Polskie w bitwie pod Komarowem. Szalę zwycięstwa na polską stronę przechyliła szarża 8 Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, pod dowództwem rotmistrza Kornela Krzeczunowicza, w którego żyłach płynęła ormiańska krew. Ta największa bitwa kawaleryjska od czasów bitwy pod Lipskiem z 1813 roku, a jednocześnie największe i ostatnie w całym XX wieku starcie wielkich kawaleryjskich formacji, walnie przyczyniła się do zwycięskiego dla Polski zakończenia całej wojny z bolszewikami, obrony niepodległości i suwerenności świeżo odrodzonego z niewoli zaborców polskiego państwa i zatrzymania eksportu bolszewickiej rewolucji na zachód Europy. Uwikłana w walki o Lwów i Zamość Konarmia, za podszeptami spragnionego wojennej sławy Józefa Stalina sabotująca dyrektywy naczelnych władz, nie udzieliła na czas skutecznej pomocy walczącym pod Warszawą głównym siłom bolszewickim pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego. Świadomość tych faktów stała się zarzewiem jawnej i powszechnie znanej w sowieckich kręgach wojskowych nienawiści pomiędzy obydwoma dowódcami, promowanych w 1935 roku do stopnia Marszałków Związku Radzieckiego. Tuchaczewski szybko wyciągnął wnioski ze swojej nadwiślańskiej porażki. Ten niekoniecznie najlepszy taktyk i strateg okazał się genialnym wręcz wizjonerem co do kierunku rozwoju sił zbrojnych w realiach nowoczesnego pola walki. Tuchaczewski trafnie przewidział, że kluczem do zwycięstwa w potencjalnej nadchodzącej wielkiej wojnie swoich czasów, być może nawet o światowym zasięgu, będzie błyskawiczny ruch i manewr wielkich formacji, których trzonem będzie silnie zmechanizowana piechota, jednostki powietrznodesantowe, a przede wszystkim potężne wojska pancerne, znakomicie współpracujące z wyposażonym w nowoczesne samoloty bombowe i myśliwskie lotnictwem. Jak celnie Tuchaczewski uchwycił samo sedno dwudziestowiecznej sztuki wojennej, najdobitniej potwierdziły doświadczenia II wojny światowej. Wielki pancerny walec, który przetaczając się ze wschodu na zachód, samym swoim ciężarem zmiażdżyłby wszystko, cokolwiek tylko napotkałby na swojej drodze, stał u podstaw sowieckiej doktryny wojennej przez długie dziesięciolecia zimnej wojny. Kawalerzyści Budionnego mieli odejść do lamusa, a Tuchaczewski z lubością napisałby na ich "cześć" sarkastyczną żurawiejkę - zapoczątkowany przez poetę romantycznego Michaiła Lermontowa, popularny w czasach carskiej przeszłości, rozpowszechniony także w kawalerii II Rzeczypospolitej rymowany kuplet, ośmieszający w niewyszukanej, często prostackiej i wulgarnej formie poszczególne pułki jazdy, wymyślany przez dowódców konkurencyjnych względem siebie jednostek. Żeby jednak uczynić Armię Czerwoną wielką i potężną, należy zbudować w Związku Radzieckim prężnie działający przemysł zbrojeniowy, gotowy wyprodukować na potrzeby armii nowoczesne potrzebne jej uzbrojenie i wyposażenie. Tylko jak to zrobić w biednym, zniszczonym przez wojenną zawieruchę i izolowanym na arenie międzynarodowej kraju? W odpowiedzi na to pytanie leży moim zdaniem największa wartość powieści Juliji Jakowlewej.

Bowiem to nie zawiła kryminalna intryga, pełna fałszywych tropów, skomplikowanych charakterologiczne postaci czy dynamicznych zwrotów akcji, w jednej chwili wywracających do góry nogami cały opisany powieściowy świat przedstawiony, ale z mistrzowską precyzją odmalowana rzeczywistość i atmosfera życia w Kraju Rad stanowi w mojej opinii najmocniejszy atut "Czerwonego jeźdźca". Jakowlewa bardzo sugestywnie, ale i subtelnie, bez przyciężkiej pisarskiej maniery, budując narrację przez sugestie, aluzje, zasłyszane plotki i niedopowiedzenia, w punkt uchwyciła duszną niczym parny lipcowy skwar atmosferę permanentnej podejrzliwości, nieufności i rozwiniętego do gigantycznych rozmiarów donosicielstwa i inwigilacji ze strony służb podległych partyjnemu aparatowi, które swoimi czujnymi oczami próbują wytropić wszelką nieprawomyślność radzieckich obywateli i ich choćby najmniejsze odstępstwa od głównych założeń marksistowskiej w teorii i leninowskiej w praktyce bolszewickiej rewolucji. Kiedy Zajcew razem z przydzieloną mu do pomocy towarzyszką Zoją Sokołową, ubraną zbyt szykownie jak na pensję i pozycję urzędniczki średniego szczebla, utrzymującą w tajemnicy romans ze swoim przełożonym, w ślad za uchodzącymi z Leningradu w nadzwyczajnym pośpiechu kawalerzystami trafiają do położonego nad Donem Nowoczerkaska, zostają przywitani niecelną karabinową salwą, oddaną przez nieznanych niechętnych władzy ludowej sprawców. Żona miejscowego naczelnika OGPU, u którego Zajcew i Zoja służbowo kwaterują na czas swojego postępowania, stara się nie spuszczać z oka powierzonych jej opiece "gości" nawet na krok. Choć oboje starają się nie zwracać na siebie uwagi i maksymalnie, jak to tylko możliwe, wtopić się w tłum miejscowych mieszkańców, ci już na pierwszy rzut oka rozpoznają w nich obcych przybyszów, nazywając milicyjną parę mianem "Rossijców", co w lokalnym dialekcie ma znaczenie wybitnie pejoratywne. Zajcew przeciera oczy ze zdumienia, kiedy uświadamia sobie prawdziwy powód pośpiesznego ściągnięcia kawalerzystów znad Zatoki Fińskiej na ukraińskie czarnoziemy. Jednak największą grozą napawa oboje milicjantów inne mrożące krew w żyłach odkrycie. Tym odkryciem jest widok potwornie wychudzonych sylwetek żywych szkieletów - ofiar rozpoczynającej się właśnie przymusowej kolektywizacji rolnictwa, które nie chciały dobrowolnie przystępować do tworzonych przez władze spółdzielczych kołchozów. Wkrótce potem stalinowska administracja w sztuczny sposób wywoła na Ukrainie - spichlerzu ZSRR - Wielki Głód, spowodowany chęcią wyeksportowania za granicę jak największej ilości zboża. Pieniądze z jego sprzedaży miały posłużyć do budowy przemysłu ciężkiego, w którym dominującą rolę odgrywałby niezbędny dla przyszłych podbojów, budujący czołgi, okręty i samoloty przemysł zbrojeniowy. Za jego powstanie Stalin zapłacił więc podwójną cenę, płacąc nie tylko milionami banknotów o zmiennej i koniunkturalnej wartości, ale i milionami bezcennych istnień ludzkich swoich własnych obywateli, ich talentami, zdolnościami, marzeniami i pragnieniami. W połowie lat 30. Armia Czerwona wyrosła na najpotężniejszą istniejącą ówcześnie siłę zbrojną na świecie, za to Wielki Głód na Ukrainie to prawdopodobnie największa zbrodnia ludobójstwa w całej historii świata, dokonana w warunkach pokoju...

"Czerwony jeździec" Juliji Jakowlewej to bez wątpienia bardzo udana powieść, kapitalnie portretująca społeczeństwo radzieckie kilkanaście lat po rewolucji październikowej. Bohaterem niemniej ważnym niż śledczy Zajcew jest dawna stolica carów, Petersburg - powstały niewolniczą pracą na osuszonych bagnach, w powieści, zgodnie z ówczesnymi realiami, noszący nazwę Leningrad, nad którym w dalszym ciągu góruje konny pomnik założyciela miasta nad rzeką Newą, cara Piotra I Wielkiego, zwany Miedzianym Jeźdźcem. W czasach, kiedy szykanowane i zepchnięte na margines niegdysiejsze arystokratyczne carskie elity żyją życiem zastępczym, przy kieliszku mocnej rosyjskiej wódki wspominając dawną chwalebną przeszłość, leningradzki proletariat boryka się z szarą i pospolitą rzeczywistością, która niewiele ma wspólnego z idyllicznym obrazem powszechnej szczęśliwości, lansowanym usilnie przez propagandę państwową. Nad wszystkim unosi się rozsnuwane z majestatycznych murów moskiewskiego Kremla ponure widmo bolszewickiej inżynierii społecznej, której celem jest budowa "homo sovieticus" - nowego człowieka nowych czasów - pozbawionego jakiekolwiek własnej inicjatywy, biernego i posłusznego wykonawcę imperatywów Stalina. Środkiem do tego celu będzie "czystka" - na początku lat 30. mająca jeszcze charakter wybiórczy i fragmentaryczny, żeby wkrótce potem przeobrazić się w zjawisko masowe, obejmujące swoim zakresem szerokie masy sowieckiego społeczeństwa, liczone w milionach ofiar. Jej ofiarą padnie też wizjonerski marszałek Tuchaczewski, który na podstawie spreparowanych przez niemiecki wywiad dowodów, przy wydatnym udziale reżysera prowokacji gliwickiej z 31 sierpnia 1939 roku Alfreda Naujocksa, zostanie oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec i po pokazowym procesie stracony jako zdrajca ojczyzny w 1937 roku. Tymczasem pozbawiony politycznych aspiracji Budionny dożyje w zdrowiu i dostatku sędziwego wieku dziewięćdziesięciu lat.

Powieść Jakowlewej będzie czytelniczą ucztą dla miłośników twórczości piewcy międzywojennego Wrocławia, Marka Krajewskiego, równie znakomicie, jak rosyjska pisarka, szkicującego portret dumnego miasta ze wspaniałą historią, nad którym władzę i rząd dusz jego mieszkańców, krok po kroku przejmuje tak samo straszliwy, jak stalinowski, totalitaryzm nazistów z partii NSDAP. Podejrzewam, że stanie się tak tym bardziej dlatego, że Eberharda Mocka i Wasilija Zajcewa łączy coś więcej niż tylko profesjonalizm śledczy na tropie zbrodni w zawiłej drodze do szokującej często prawdy. Nawet tej przykrej, bolesnej i dla bardzo wielu bardzo niebezpiecznej.

Ocena recenzenta: 5/6




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2073
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: