Dodany: 15.02.2021 21:21|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Przemieleni przez algorytmy


Nie przypuszczałam, że zdołam przeczytać coś, co ma taki tytuł (no bo ja i matematyka? Nasze drogi rozeszły się, kiedy się zorientowałam, że nie mam zamiaru robić w życiu czegokolwiek, do czego mogłyby mi się przydać równania kwadratowe, całki i tangensy. Pożegnałyśmy się raz na zawsze z chwilą uzyskania przeze mnie zaliczenia ze statystyki – a było to w czasach, kiedy na słowo „komputer” ukazywała się człowiekowi w wyobraźni machina wielkości szafy ubraniowej, plująca wstęgami dziurkowanego papieru – i od tej pory systematycznie unikałam ponownych z nią spotkań). Nie przypuszczałam też, że narzędzia matematyczne można wykorzystywać w tak perfidny, wręcz perwersyjny sposób do, łagodnie mówiąc, uprzykrzania ludziom życia.

Otóż można. I nie chodzi o żadne bomby atomowe czy wyrzutnie pocisków międzykontynentalnych; oczywiście, ich bez użycia matematyki też by nie skonstruowano, ale przynajmniej nikt o nich nie powie, że istnieją w jakimś innym celu niż czynienie komuś szkody. A o Beemzetach (to, jak łatwo się domyślić, skrót tytułowego pojęcia) i owszem. Bo w teorii są to instrumenty mające coś komuś ułatwiać, coś optymalizować. Kluczowe jest jednak zagadnienie: co, komu i w jakim celu? Jeśli algorytmy służą na przykład temu, by w oparciu o analizę danych z ruchu drogowego przygotować wskazówki ominięcia korków, które ukażą się na ekranikach GPS-ów aut zmierzających w danym kierunku, to pomogą nie tylko samym kierowcom (w aspekcie skrócenia drogi do celu), nie tylko służbom drogowym (w aspekcie usuwania niekorzystnych następstw przeciążenia danej trasy), ale i mieszkańcom całej dzielnicy, którzy unikną wdychania potężnej ilości spalin, i handlowcom, których towar bez opóźnień dotrze na miejsce przeznaczenia, i pewnie jeszcze komuś. Ale jeśli na przykład analizę danych z GPS-a kierowcy wykorzysta się w celu podwyższenia mu ubezpieczenia, patrząc tylko na fakt, że o określonych godzinach przejeżdża on „bardziej ryzykownymi” ulicami, a nie na to, że do tej pory nigdy nie spowodował wypadku, nie przekroczył prędkości, a nawet nie zapłacił mandatu za złe parkowanie – wówczas Beemzet służy jedynie nabiciu kieszeni ubezpieczyciela kosztem kierowcy. Najczęściej niezamożnego, bo właśnie jemu zdarza się jeździć po zapyziałych przedmieściach.

Takich przykładów podaje autorka sporo i z różnych dziedzin: oceny efektywności pracy (dobry nauczyciel, uwielbiany przez uczniów i ceniony przez rodziców, może wylecieć z pracy, bo w danym roku do jego klasy trafiło, powiedzmy, więcej świeżych imigrantów, których słaba znajomość języka przekłada się na niższą punktację postępów), organizacji pracy (algorytm wylicza, że najbardziej optymalne wykorzystanie danego pracownika będzie wymagało, by jednego dnia pracował od 15 do 23, a następnego od 5 do 13), bankowości, rekrutacji do pracy i na studia (określone parametry, na przykład kod pocztowy adresu zamieszkania, mogą automatycznie obniżyć wiarygodność kredytową danego człowieka albo jego pozycję na liście kandydatów na określoną uczelnię/określone stanowisko), ubezpieczeń zdrowotnych (nieosiągnięcie zakładanych celów fitnessowych świadczy, że pracownik niewystarczająco dba o kondycję, a skoro tak, jego ubezpieczenie musi być droższe…). Rzecz jasna, że na tego rodzaju działaniach korzysta tylko jedna strona; tak się składa, że jest to na ogół ta bogatsza/silniejsza, która jeszcze się wzbogaci na wyższych stawkach ubezpieczeniowych czy wyższych ratach kredytu naliczonych swoim „podopiecznym”, a w najgorszym razie nic nie straci, zwalniając samotną matkę, która nie jest w stanie dostosować opieki nad dzieckiem do „elastycznego” grafiku pracy albo odrzucając podanie maturzysty, dla którego studiowanie na uczelni o niskim czesnym i blisko domu jest jedyną realną szansą podwyższenia wykształcenia. A dobro pojedynczego człowieka? Jakieś względy humanitarne? Bądźmy poważni… na takie rzeczy to może patrzy właściciel osiedlowego sklepiku, ale on na tych swoich zasadach zatrudni jedną, dwie osoby, a reszta szukających pracy i tak będzie musiała zostać przemielona przez algorytmy oceniające…

Jedyny rozdział, który mnie nie wciągnął, a nawet, szczerze mówiąc, znudził, to ten ostatni, o zastosowaniu matematycznych algorytmów przy planowaniu kampanii wyborczych – może dlatego, że do tej tematyki żywię ostatnio ciężkie obrzydzenie. Język nie jest na tyle specjalistyczny, by nie mógł sobie z nim poradzić człowiek będący trochę na bakier z naukami ścisłymi, ani też taki protekcjonalnie uproszczony, jak w „podręcznikach dla opornych”. Przejęcie autorki losem ludzi uboższych czy z jakiegokolwiek innego powodu niżej usytuowanych na społecznej drabinie można – w zależności od własnych poglądów – traktować jako mankament (bo, prawda, ta lewicowość… jeszcze znów jakieś widmo zacznie krążyć…), jako zaletę (bo społeczeństwo to nie tylko my sami – to także niewykształceni, słabo znający język, niezaradni życiowo, a im więcej szans mają na godne życie, tym bardziej prawdopodobne, że ich dzieci nie będą na garnuszku państwa ani nie sięgną po cudze dobra), albo w ogóle na to nie zważać, bo choć najczęściej poszkodowani przez wzmiankowane „narzędzia ocen” bywają właśnie oni, wcale nie znaczy to, że taki despekt nie spotka białego przedstawiciela klasy średniej. Bogate piśmiennictwo – z odnośnikami do internetowych wersji artykułów prasowych – umożliwia sprawdzenie wiarygodności przynajmniej części podanych informacji. W ostatecznym rozrachunku uważam tę lekturę za użyteczną i ciekawie napisaną.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 289
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: