Dodany: 01.11.2020 18:31|Autor: porcelanka

Na bagnach i w puszczy.


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: Natalia M (porcelanka)

Budzik dzwoniący w środku nocy jest zapowiedzią kolejnej wycieczki na łono natury, gdzie będą podglądać dzikie zwierzęta i je fotografować. Pakują sprzęt fotograficzny, karimaty, termos z herbatą, zakładają stare ubrania i ruszają w drogę. W czatowniach, czyli wcześniej przygotowanych miejscach, gdzie schowani mogą obserwować przyrodę, zjawiają się przed świtem, a czasem wieczorem poprzedniego dnia. Cierpliwie czekają na świt i pojawienie się głównych bohaterów ich zdjęć – ptactwa, łosi, saren, lisów i innych mieszańców lasów i łąk. Magdalena Sarat i Łukasz Łukasik to fotografowie przyrody, którzy w swojej książce dzielą się z czytelnikami nie tylko opowieściami z zasiadek (czyli oczekiwań na pojawienie się zwierząt), przygotowań do nich i przebiegu fotografowania, ale także prezentują swoje zdjęcia.

„Najpierw cierpliwie wyczekujemy na ten właściwy moment, a kiedy wreszcie nadejdzie, czym prędzej ruszamy w teren na poszukiwania i spotkanie z nową przygodą. I chyba właśnie ta potrzeba ciągłych poszukiwań, kolejnych spotkań i nowych ujęć sprawa, ze fotografowanie przyrody jest pasją, która z każdą kolejną porą roku, z każdym kolejnym sezonem wciąga coraz bardziej. Pewnie jest w tym też spora, a może właściwie główna zasługa samej dzikiej przyrody. Przyrody, która inspiruje, zaskakuje, sprawia niespodzianki, zachwyca i dostarcza całego spektrum emocji”[1].

„Łosie w kaczeńcach” to intrygująca opowieść o świecie przyrody, zwyczajach i sekretach dzikich zwierząt. Autorzy przybliżają kolejne gatunki i zdradzają ciekawostki. Kiedy żaby są niebieskie? Czemu mówi się, że bobry palą w piecach? Ile może trwać ciąża u sarny? Czego symbolem jest kruk?

Przede wszystkim jednak książka Sarat i Łukasika to pasjonująca możliwość podglądania pracy fotografa od kuchni. Za każdym zdjęciem zamieszczonym w „Łosiach w kaczeńcach” kryje się nie tylko historia o tym w jakim okolicznościach i kiedy zostało wykonane. To także opowieść o żmudnych przygotowaniach do jego wykonania, długim, czasem bezowocnym oczekiwaniu przy często niesprzyjającej pogodzie, o cierpliwości i trwaniu godzinami w niewygodnej pozycji na ziemi. Gdy widzimy zachwycającą fotografię, nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile wysiłku za nią stoi, ile poświęceń i nierzadko splotów szczęśliwych wypadków.

Sarat i Łukasik posługują się dość zróżnicowanym językiem. Najczęściej bardzo potocznym, nieco branżowym (na początku zasiadki, czatownie i miejscówki mogą wydawać się niezrozumiałe), a czasem bardzo nastrojowym, wiernie oddającym piękno natury i urokliwe kadry. „Łosie w kaczeńcach” czyta się łatwo, bardziej jak relację z przebiegu wyprawy, niż literacką gawędę. Całości dopełniają wspaniałe, przepiękne zdjęcia i chociaż jest ich sporo, to pod wpływem opowieści o ich powstawaniu chciałoby się, aby było ich jeszcze więcej.

Sarat i Łukasik nie pomijają także aspektu ochrony przyrody i ekologii, ale bez nadmiernego dydaktyzmu czy moralizatorstwa. Opowiadają o zagrożonych gatunkach, uwadze, z jaką podchodzą do fotografowania i zasadach, jakich należy przestrzegać. I piszą o naturze, bo „Biebrza sama o sobie nie opowie. Jej milczenie jest jednak wyzwaniem dla nas. Musimy o niej mówić i musimy działać. Tylko chciejmy, nic więcej. Jeśli odpowiednio zadbamy o przyrodę, ona się odrodzi, żeby znów cieszyć nas swoimi cudami” [2].

Ocena recenzenta: 4,5/6

[1] Łukasz Łukasik, Magdalena Sarat, „Łosie w kaczeńcach: O czym milczy Biebrza”, Wydawnictwo Poznańskie, 2020, str. 406.
[2] Tamże, str. 441.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1481
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: