Dodany: 31.10.2020 07:28|Autor: dot59
Uważajcie, zanim skrytykujecie artystę!
Wygląda na to, że choćbym się starała, nie dam rady w najbliższym czasie nadgonić znajomości wcześniejszych etapów kariery Nastii Kamieńskiej, bo co zdążę przeczytać jeden tom z tych pominiętych (z drugiej dziesiątki zostało mi ich jeszcze pięć, nie licząc jednego, który dotąd nie został przełożony na polski), to już się ukazuje kolejny, późniejszy. „Śmiech bogów” jest, jeśli dobrze policzyłam, dwudziesty drugi, a jego akcja następuje bezpośrednio po wydarzeniach z „Siódmej ofiary”, do czego są i drobne odniesienia w tekście.
Nastia i Losza wciąż borykają się ze skutkami kryzysu bankowego, przez co brakuje im pieniędzy na uregulowanie podatków, nie mówiąc już o niedokończonym remoncie mieszkania. On postanawia dorabiać korepetycjami, ona zamierza wziąć urlop i zabrać się za jakieś tłumaczenie. Ale, jak to w życiu bywa, zlecenia jednak nie dostaje, a urlopu… też nie. Cóż, przestępcy nie czekają na optymalną sytuację kadrową w wydziale kryminalnym, tylko łamią prawo, kiedy im się podoba… Aktualnie w ciągu paru tygodni zabito w podobny sposób dwóch młodych mężczyzn, których łączył jedynie podobny styl ubierania się i „występy w nocnych klubach, na które obaj denaci wybrali się w przeddzień śmierci”[1], a w ich trakcie wyrazili się niepochlebnie o wokalistce zespołu. Jak się okaże, nie oni jedni padną ofiarą tajemniczego mordercy nazwanego Fanem…
Równocześnie do Siergieja Zarubina zgłasza się mieszkaniec Okręgu Centralnego Moskwy, biznesmen Rubcow, z dosyć dziwną historią: otóż jego dziewiętnastoletnia córka od pewnego czasu otrzymuje anonimowe listy od jakiegoś młodzieńca, który, zobaczywszy ją na ulicy, poszedł za nią aż pod dom. Treść listów wprawiła ojca w niepokój, jego zdaniem świadcząc albo o daleko idących zaburzeniach psychicznych nadawcy, albo o tym, że Żenia go okłamała – zatem spodziewa się on, że milicja tę zagadkę wyjaśni. I gdyby Siergiej nie wspomniał przypadkiem Miszy Docence o pewnej obserwacji, której dokonał podczas wstępnych rozmów z panną Rubcową, obie sprawy mogłyby jeszcze długo pozostać nierozwiązane…
To oczywiście nie wszystko, bo oprócz partii opowieści, ukazywanych z punktu widzenia policjantów, artystów z zespołu Bi-Bi-Es, Rubcowa i Żeni są jeszcze i inne. Co na przykład robi w tym wszystkim tajemnicza para, prezentująca się czytelnikom w pierwszej scenie? Czy są tylko „wypełniaczami”, postaciami godnymi uwagi jedynie przez to, że ich sąsiadką jest wokalistka Bi-Bi-Es, Swietłana Miedwiediewa, czy też mają jeszcze do odegrania jakąś ważniejszą rolę?
W sam wątek Nastii też wplatają się inne – na przykład związane z perypetiami rodzinnymi Korotkowa i Lesnikowa, oraz z obecnością nowego lokatora małego mieszkanka, który totalnie burzy to, co w życiu Kamieńskiej i Czistiakowa jest jeszcze jako tako uporządkowane, a jednak uczy ich czegoś, czego dotąd nie zaznali… Gdzieś w tle przewija się sprawa wciąż jeszcze niezawartego małżeństwa Iroczki Miłowanowej i Miszy Docenki, i kwestia coraz bliższego odejścia „Pączka” Gordiejewa na emeryturę. A to wszystko solidnie oplecione panoramą rosyjskiej codzienności z końca lat 90. Alkoholik-pasożyt żyjący z pracy kochanki; dorosła dziewczyna traktowana przez bogatego ojca jak nieposłuszne małe dziecko; para małżeńska dająca sobie nawzajem pełną swobodę seksualną; ukazany w jednej jedynej scenie, a jednak ogromnie przejmujący dramat ojca, któremu nie udało się uchronić syna od narkomanii; obok tego – obraz życia w podrzędnych rejonach sceny muzycznej, stale obecne łapownictwo (nieoszczędzające i milicji…), trudności mieszkaniowe. Rozwiązanie jest zaś o tyle zaskakujące, że choć Fan zostaje namierzony jakiś czas przed końcem, to liczba winnych okazuje się nieco większa…
Choć powieść liczy sobie sześćset stron, czyta się ją jednym tchem, nie zważając na pojedyncze literówki i dwa nieco większe błędy. Pierwszy znalazł się w nocie wydawniczej na okładce: wedle niej denaci byli na koncercie „zespołu rockowego”[2], podczas gdy w tekście powieści „zespół wykonuje muzykę dyskotekową”[3]. Oj, to zasadnicza różnica, za której zlekceważenie miłośnicy rocka gotowi się obrazić! Drugi wkradł się w tłumaczenie fragmentu, w którym Docenko i Zarubin analizują listę klientów salonu fryzjerskiego: „trzydziestu z nich miało dość popularne nazwiska (…). Niestety w zeszycie wizyt (…) nie figurowały nazwiska klientów”[4]; w oryginale w tym drugim zdaniu występują nie nazwiska (фамилии) lecz imiona (имена). Wspomnieć o nich dla porządku trzeba, jednak w żaden sposób nie zakłócają one przyjemności płynącej z lektury.
Autorka bowiem dobrze wie, czym czytelnika przyciągnąć i jak utrzymać jego uwagę. W każdym dochodzeniu prowadzonym przez Nastię jest coś oryginalnego: nawet, jeśli sama istota sprawy mocno przypomina wątek z innej powieści, zawsze zawiera jakiś element, którego jeszcze nie było; nawet, jeśli postacie ofiar, podejrzanych, świadków nie są akurat jakieś wyjątkowo skomplikowane, zawsze opisują coś nowego, coś, dzięki czemu mamy głębszy wgląd w Rosję z przełomu XX i XXI wieku. Ten socjologiczny aspekt kryminału jest dla wielu odbiorców - w tym i dla mnie - ogromnie cenny, a Marinina potrafi go budować solidnie i z wdziękiem.
[1] Aleksandra Marinina, „Śmiech bogów”, przeł. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2020, s.56.
[2] Tamże, z okładki.
[3] Tamże, s. 56.
[4] Tamże, s. 447.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.