Dodany: 20.11.2019 13:48|Autor: lachus77

cytat z książki


Nie było tortury, bólu, którego by im oszczędzono. Skonały jak święte, przebaczając wrogom i z Boga imieniem na ustach. Gdy w dwa dni później bolszewicy wyszli, zebrano krwawe szczątki ze czcią, jak relikwie.

Ludzie krótkiego wzroku, małej wiary, mówią w takich razach: "Gdzież jest Bóg i sprawiedliwość, skoro takie jednostki w taki sposób giną?". A któż mniej zasługiwał na mękę jak Chrystus? Idea Baranka Niewinnego jest jak świat stara i światu niezbędna. Wielkiej zasługi trzeba, aby być wybranym do godnego owej idei męczeństwa. Któż zdoła określić, ilu trzeba, aby być wybranym do godnego owej idei męczeństwa. Któż zdoła określić, ilu ludzi z ofiar czerezwyczajek zginęło jako po prostu ofiary mordu, a ilu jako męczennicy i święci? Kto miał dosyć siły, by zgłuszyć w sobie strach, wstręt i nienawiść, w ostatecznej chwili przebaczyć wrogom, przyjąć straszną mękę jako wolę nieba i ofiarować ją Bogu? Niewątpliwie dusze one, które do tego czynu były zdolne, oczyściły się przezeń ze wszelkiej ludzkiej słabości, przepaliły, co tylko było w nich ziemskiego, i uleciały niby duchy jasne. A dziś, gdy tyle zła wkoło na ziemi, trzeba bardzo, aby z niej uleciał taki rój duchów świetlistych i na Bożej szali zrównoważył ciężar ziemskich win i zbrodni.*


Rzeczą trzecią, najwyższą i ponad wszystko stojącą, pozostał przez cały czas - Kościół... Kościół trwał przez te dzieje niezmiennie jednaki, nie ustąpił nic prawie ze swoich obrządków, ze swojej glorii, ze swego splendoru. Gdy wszyscy nurzali się w szarym błocie, starając się niczym nie odróżniać od plugawego tła bolszewickiego, służba Pana Panów oddawała mu jednako cześć; a gdy bolszewizm nie dopuszczał wyższości niczyjej, nie wahała się stwierdzać, że Bóg jest Najwyższy. W dnie poświęcone Jego wielkiemu Imieniu lub Najświętszej Matki Jego, lub w dnie imienin Świętych miłych Jego sercu, z jednaką wspaniałością i jednakim majestatem święcono Jego wielkość i Jego królewskość. Jednako tłum ludzi, całym głosem, całym sercem, głosił swą miłość ku Niemu i swą wiarę w Niego. A On, jednaki przez wieki i burze, w drżącym słońcu monstrancji ukryty, niewidzialny, lecz przytomny, ponad błękitnym obłokiem dymu z kadzideł płynący, wznosił ręce nad lud swój. I ta moc, ta niewzruszoność, takim blaskiem otaczały Jego dom, że nie śmiano nań się targnąć. Zamknięto dawne cerkwie, wypędzono popów; stokroć więcej niż cerkwi nienawidząc kościoła, nie zamknięto go jednak, nie wzbroniono nabożeństwa.
Jeżeli każde święto było naszym triumfem, to w te dni powszednie, gdy cicha msza się odprawiała, kościół był jedynym przytułkiem, jedyną przystanią, w której dusza wyprostowywała znużone, połamane skrzydła i nabierała otuchy. Tak dobrze tam było, bezpiecznie i pewnie. Te same co dawniej babki odmawiały półgłosem różaniec. Ten sam zapach świec woskowych, zwiędłej świerczyny i modlitwy ludzkiej w powietrzu. Ta sama cisza pod wysokim kapucyńskim sklepieniem, ten sam zakrystian, zapalający świece przy ołtarzu, obrzędowym ruchem zdejmujący z niego czerwoną nakrywkę. ten sam ksiądz w jasnym ornacie, rozkładający ręce w świętym geście; a przede wszystkim ten sam wieczyście obecny, dobrotliwy Ojciec-Bóg.

I widzieliśmy wszyscy, że dopóki nabożeństwo się odprawia, nie jest jeszcze tak bardzo źle i że dopiero gdyby zabrakło, bylibyśmy zupełnie opuszczeni, osieroceni, zgubieni...**

---
* * Zofia Kossak, "Pożoga", Wydawnictwo Greg, s. 172.
** Tamże, s. 183-184.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 137
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: