Dodany: 24.11.2017 11:28|Autor: Bibliomisiek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Rzymianami bendąc
Kneale Matthew

7 osób poleca ten tekst.

Chodźcie, leząfą!


Matthew Kneale to pisarz przewrotny, a "Rzymianami bendąc" to bardzo zabawna powieść. Przynajmniej z początku.

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia dziewięciolatka i zbliżona do stylu szkolnego wypracowania: najeżona błędami ortograficznymi, zapisanymi fonetycznie wyrazami, pełna określeń w rodzaju "mega" i "fajskie" czy też maminych zwrotów "owieczku" i "chodźcie, leząfą" ("les enfants" – fr. "dzieci"). Składnia, po dziecięcemu pokręcona, płynnie łączy zdania krótkie z irracjonalnie długimi, jakby podawanymi na bezdechu.

Siedzimy więc w głowie rezolutnego Lawrence'a, który wspiera mamę w trudnym dziele radzenia sobie z samotnym wychowywaniem dzieci i w opędzaniu się od agresywnego byłego męża. Chłopiec czuje się odpowiedzialny za młodszą siostrę Jemimę, martwi się stanem nerwów mamy, a ponadto ulega szeregowi typowych dla swojego wieku emocji, od troski o ukochanego chomika Hermanna, przez fascynację żołnierzykami, po nadanie przygodowej konwencji ucieczce przed toksycznym ojcem rodziny. To pomysł mamy: z dala od Anglii, w Rzymie, w którym kiedyś mieszkała i nadal ma znajomych, będą bezpieczniejsi. Jak łatwo się domyślić, nie wszystko toczy się pomyślnie, ale z mniejszymi lub większymi perturbacjami udaje im się zadomowić w stolicy cezarów... Oczywiście, do czasu.

Nie zdradzę zwrotu akcji, ale muszę wyznać, że jego fenomenalna konstrukcja jeży włosy na karku, gdyż z grozy sytuacji zdajemy sobie znacznie wcześniej niż opowiadający całą historię Lawrence. Dopiero wtedy, kiedy wszystko do nas dociera, zaczynamy w pełni rozumieć autorski zamysł, by narratorem uczynić właśnie jego. Nie jest to przecież tylko zabieg zastosowany ku uciesze z nieporadności językowej małoletniego bohatera. Nie u Kneale'a. Autor stworzył powieść, która otwiera oczy na relacje rodzicielsko-dziecięce widziane przede wszystkim od strony dziecka. Mieści się w tym niemal bezgraniczna wiara w prawdziwość rodzicielskiego przekazu świata (choć bardzo ważne jest to "niemal"). Mieści się w tym też poczucie odpowiedzialności za spokój w rodzinie, jakie odczuwa małoletni, ale przecież jedyny mężczyzna w domu. Równie istotne jest jednak postrzeganie przez niego całego kontekstu – głównie labiryntu nieporozumień narastających między dorosłymi, nie tylko rodzicami. Dziecięcy mechanizm odczuwania sympatii i antypatii żyje przy tym niemal własnym życiem i jest nieporównanie bardziej instynktowny niż u dorosłych. Zastanowienie budzą próby bohatera racjonalizacji niezrozumiałych decyzji tych ostatnich, a także umiejętność manipulowania nimi. Świat widziany oczami dziecka jest tu pokazany w złożony, zniuansowany sposób, który – trochę na marginesie fabuły – uwrażliwia takiego rodzica jak autor tej recenzji na to, jak postrzega go i jak rozumuje dziecko.

Kneale od wspomnianego zwrotu akcji zaczyna grać we wszystkich rejestrach naraz – komicznym, przygodowym i głęboko tragicznym. Funduje nam emocjonalny rollercoaster, którego bieg jest naprawdę nieprzewidywalny. Śmiech zamiera na ustach (co, jak zauważyłem po sobie, stanowi częstą reakcją na prozę tego pisarza). No i finał, choć od biedy może uchodzić za happy end, w zasadzie pozostawia w gorzkiej zadumie nad ceną, jaką dzieci płacą za błędy dorosłych. Bo to właśnie ICH emocjonalne koszty są nie do oszacowania, o czym niebywale subtelnie, niejednoznacznie i nie wprost opowiada wyciszona i intymna ostatnia scena między rodzeństwem, zamykająca powieść. Kropka nad "i" w pozornie lekkim dziele, mówiącym w istocie w charakterystyczny dla tego pisarza paradoksalny sposób o sprawach śmiertelnie poważnych.


[recenzja pochodzi z mojego bloga]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1158
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: