Dodany: 20.09.2017 22:05|Autor: Que_Sabe

Książka tylko o miłości – niestety...


Ewę Ostrowską kojarzę z czasów, gdy jako uczennica ostatnich klas podstawówki eksplorowałam półki z powieściami obyczajowymi w szkolnej bibliotece. Nie pamiętam, jakie jej książki czytałam, mając te trzynaście czy czternaście lat, ale jej nazwisko mocno wryło mi się w pamięć. W zeszłym roku robiłam sobie powtórki z nastoletnich lektur i sięgnęłam po "Co słychać za tymi drzwiami". Od razu sobie uświadomiłam, dlaczego Ostrowska zrobiła wtedy na mnie takie wrażenie, że pamiętam o niej po dwudziestu latach – ma niezwykły talent do wnikliwego przedstawiania brzydoty ludzkich charakterów i odrażających, toksycznych relacji, jakimi spętane są tzw. normalne, porządne rodziny. Interesująco pokazuje też realia życia w Polsce lat 50. i 60., między innymi ciemne strony awansu społecznego, jaki był wówczas udziałem milionów ludzi. Wciągnęłam ją na listę ulubionych pisarzy i przyobiecałam sobie, że będę czytać wszystkie jej książki. Niedawno wpadła mi w ręce ostatnia powieść tej autorki – "O zmierzchu" – wydana w końcu, pięć lat po jej śmierci.

Głównym tematem są fatalne wybory uczuciowe głównej bohaterki. Poznajemy ją jako niemal siedemdziesięcioletnią, samotną kobietę, przeżywającą załamanie nerwowe. Małgorzata nie wychodzi z domu, leży zagrzebana w brudnej pościeli, nie je, prowadzi półprzytomne dialogi z dawno nieżyjącą matką i rozpamiętuje przeszłość. Z retrospekcji wyłania się historia Małgosi, która poza całkowicie oddaną jej rodzicielką nie ma nikogo bliskiego. Ojciec przepadł w czasie wojny – podobno zginął bohaterską śmiercią, ale szczegółów Małgosia nie zna. Matka nic o nim nie mówi, zdaje się, że ukrywa jakieś fakty, które mogą okazać się niebezpieczne w czasach stalinowskiego terroru. Namiastką rodziny są dla niej dwie bliskie przyjaciółki, z którymi nie rozstaje się od dzieciństwa. Razem chodzą do szkoły, razem stają na progu dorosłości, razem opiekują się jej chorą matką, wreszcie – razem marzą o wielkiej, prawdziwej miłości.

Pewnego dnia, już jako studentka stawiająca pierwsze kroki w pracy dziennikarskiej, spotyka Wiktora, sporo starszego od niej redaktora i cynicznego karierowicza. Choć mężczyzna jest żonaty, zaczynają się spotykać. Małgosia uważa, że łączy ich miłość, choć w istocie to tylko upokarzający ją romans. Jest młoda i niedoświadczona, i bardzo spragniona uczucia. Wierzy w gładkie słówka i romantyczne gesty mężczyzny, który traktuje ją przedmiotowo, w zasadzie używa tylko do zaspokojenia pożądania i zupełnie ją lekceważy, za nic mając jej decyzje, potrzeby, sytuację rodzinną. Małgosia nie jest jednak zupełnie zaślepiona swoją "miłością" – od czasu do czasu dostrzega, z kim ma do czynienia. Charakter Wiktora, jego wątpliwa moralność i rozliczne łajdactwa budzą jej wątpliwości, niechęć i pogardę. Mimo to wmawia sobie, że to "ten jedyny" i decyduje się na małżeństwo z nim, ba! w międzyczasie odrzuca uczucie Mariana, chłopaka, który szczerze ją kocha i traktuje z szacunkiem i troską. Związek z Wiktorem trwa długie lata, jak łatwo zgadnąć, niezbyt szczęśliwe. Kobieta konsekwentnie nie dopuszcza do świadomości tego, że źle wybrała, a gdy wreszcie do niej dociera, że przeżyła całe życie nie z tym, z kim powinna, załamuje się.

Tyle fabuła – banalna i trącąca kiepskim romansem bez szczęśliwego zakończenia. Niestety, nie jest to jedyna wada "O zmierzchu". Styl powieści jest niedopracowany – być może nie została przez autorkę ukończona, a wydawca nie znalazł redaktora, który potrafiłby jej nadać ostateczny szlif, w każdym razie dostajemy tekst naszpikowany irytującymi zdrobnieniami, niezgrabnymi neologizmami, mającymi oddawać prywatny język matki i córki, oraz powtarzające się w co drugim wersie "hi hi hi" w dialogach bohaterek, które ukrywają swoje emocje za sztuczną wesołkowatością. Narracja prowadzona jest raz w trzeciej, raz w pierwszej osobie, a przejścia między nimi nie są w żaden sposób uzasadnione. Czyta się to bardzo źle – przyznam, że lektura mnie wymęczyła i kilkakrotnie miałam ochotę książkę po prostu zostawić.

Wielka szkoda, że autorka skupiła się na miłosnych perypetiach bohaterki, zaledwie sygnalizując tematy dużo bardziej interesujące – na przykład wątek ojca Małgosi i dusznej atmosfery lat 50.-60., plątaniny relacji osobistych z kwestiami politycznymi, gęstej sieci mętnych informacji z przeszłości, "haków" i szantaży. Coś, co mogłoby z "O zmierzchu" uczynić ciekawy dokument czasów PRL-u, zostało zredukowane do kilku zdań na początku i paru akapitów na końcu, które wyjaśniają tajemnicę, ale też przynoszą rozczarowanie – że to tylko tyle.

Ostatnia książka Ewy Ostrowskiej mogłaby być świetną, wielowymiarową powieścią obyczajową. Niestety, jest tylko średnim czytadłem o miłości.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 612
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: