Dodany: 21.06.2017 11:34|Autor: misiak297

Książka: Nie lubię kotów
Zyskowska-Ignaciak Katarzyna

2 osoby polecają ten tekst.

"Dzisiaj wszyscy są przegrani"[1]


Oto Wojtek Lasota. Splot szczęśliwych i mniej szczęśliwych okoliczności sprawił, że robi karierę w niemieckiej korporacji. Miał wyjechać na rok lub dwa, tymczasem jego nieobecność przedłuża się. To, co wydawało się świetnym pomysłem (bo przecież potrzeby rosną, a pieniądze nie wezmą się znikąd), pokazuje swój okrutny rewers. Sukces zawodowy został okupiony ruiną życia prywatnego. Wojtek i jego pozostająca w Warszawie żona pozornie są dobrym małżeństwem, ale gdy mężczyzna wraca do domu na weekendy, tylko udają rodzinę:

"Ląduje w Warszawie po dwudziestej pierwszej. Wchodzi do domu, kiedy syn kładzie się spać. W drzwiach wita go uśmiechnięta żona. Kolacja, świece, wszystko w idealnej harmonii. Zapachy dobiegające z kuchni. Sztuczne uśmiechy, rozmowy pozbawione głębi. Od czasu do czasu rytualny małżeński seks, nieco nudny i schematyczny. Przez dwa dni bawią się w rodzinę. Udają, że więzi wcale nie zostały nadwątlone, że wszystko jest jak dawniej"[2].

Wojtek jest zawieszony pomiędzy dwoma swoimi światami: niemieckim i polskim. Tu dobrze rokująca, choć trochę bzdurna praca – tam brak perspektyw. Tu mieszkanie bezosobowe – tam równie obce. Tu samotność biorąca się z wyalienowania – tam samotność w rodzinie. Tu kochanka – tam żona. "Owo »tu« i »tam« zdaje się tworzyć swoisty teatr absurdu, bo przecież z dwóch pudełek puzzli nie można ułożyć jednego obrazka"[3].

Oto Karolina Krenz, która przeżywa osobisty dramat. Rozwija się w niej życie (czy zdoła ofiarować temu dziecku miłość?), a jednocześnie nadchodzi śmierć. Ukochany ojciec, szanowany pisarz i publicysta, najbliższy jej człowiek, przegrywa walkę z rakiem. Zostały mu już tylko dni. Kiedyś ocalił tonącą córkę. Dziś ona nie może odpłacić mu tym samym. Jej bezsilność jest uderzająca:

"Teraz on zapada się w ciemność. Tonie. W plątaninie kabli, w spienionej bieli szpitalnego łóżka, w bólu i utracie nadziei. Tonie i wymyka się Karolinie z rąk. A ona nie umie go uratować. Patrzy bezradnie na agonię ojca i nie potrafi wyszarpać go z objęć przeznaczenia. Jest dzieckiem. Przerażonym i bezsilnym. Dzieckiem, które nie potrafi pływać samodzielnie po otwartym, niebezpiecznie wzburzonym akwenie, jakim nagle wydaje się życie"[4].

Oto Daniel Krenz, brat Karoliny. Jest przystojny, ambitny, zrobił zawrotną karierę jako prawnik, opływa w luksusy. Wszystkim imponuje – przyjaciołom, współpracownikom, kobietom, które zaprasza na przygodny seks. Pozostaje samotny z wyboru. Swoją codzienność – różne formy aktywności, wyniki porannych treningów, sukcesy, wizyty w modnych knajpach, całonocne imprezy – pokazuje na Facebooku. Tam ma liczne audytorium (jak dużo przytoczony fragment mówi o naszej dzisiejszej rzeczywistości!):

"Na Facebooku ma czterystu dwudziestu siedmiu znajomych. I przynajmniej jedna trzecia z nich zawsze lajkuje jego wpisy. To są prawdziwi przyjaciele! To prawdziwa rodzina! Niby tylko internetowa, a jednak w przeciwieństwie do tej realnej, zawsze go wspiera i nigdy nie rani. Jest wirtualna, więc istnieje wszędzie przez cały czas. Dostępna o każdej porze dnia i nocy. Twarze jej członków uśmiechają się do Daniela z wyretuszowanych zdjęć. Wszyscy są tu tacy ładni, tacy atrakcyjni, doskonali! Nie mają depresji, debetu na karcie kredytowej i wrogów, a wakacje zawsze spędzają w tropikach. I dzielą się, dzielą z nim wszystkim, co dobre. Radością codziennych spraw, małymi zwykłymi rzeczami: palmą przy basenie, upieczonym własnoręcznie ciastem, ciążowym brzuchem, a później nowo narodzonym dzieckiem oplątanym pępowiną i umazanym poporodowymi śluzem i krwią. Bez tabu, intymności i zaściankowej pruderii. Dzielą się piosenką, zjedzonym obiadem, widokiem za oknem i regularnością wypróżnień. Mam nowy telefon, jestem w Honolulu, u babci na obiedzie, jestem w kinie, zmieniłem status na wolny, bo to skomplikowane, dłubię w nosie (…), kocham was, jestem fajny, za-je-bis-ty"[5].

W jego życiu niczego nie brakuje. Czy na pewno? Co kryje się za maską doskonale przystosowanego do obecnego świata yuppie? Ile Daniel wirtualny ma w sobie z tego prawdziwego? Bo fejsbukowe wcielenie to przecież tylko wizerunek, człowiek, "którego ulepił na swoje podobieństwo, z najlepszych zdjęć, z najzabawniejszych wpisów, którego starannie opakował w błyszczące pozłotka i wypromował marketingowo, jak produkt. Którego stworzył w sieci na pokaz i dla poklasku"[6].

Oto Dagmara "Dagma" Jarocka. Przyjechała do stolicy z Tarczewa i starała się zaadaptować w wielkim mieście. Poznajemy ją w momencie, gdy, można powiedzieć, zwyciężyła. Jej książka – czytadło niskich lotów – cieszy się powodzeniem, wydawca organizuje spotkanie autorskie. To jej święto, nie tylko pisarskie. Dagmara długo pracowała na swój sukces, na to, aby zapomnieć o swoim pochodzeniu i dziś "jest już niemal warszawianką. A dzisiaj stanie się honorową obywatelką miasta, wyekstrahowaną raz na zawsze z szarej masy przeciętniaków"[7]. I jej życie prywatne jest niepoukładane. A zawodowe? Czy naprawdę tak miało wyglądać? Przecież Dagmara napisała lepszą książkę, głębszą, bardziej przejmującą, ale wciąż czekającą na wydanie (niezobowiązujące czytadła z koniecznym happy endem szybciej trafią na listy bestsellerów). Czy sprzedała swój talent? Za co? Dlaczego?

Oto Konrad Dębski – duma rodziców, złoty chłopiec, mający w życiu wszystko. Tyle że jest to życie z pewnych względów prowadzone bardziej dla zadowolenia matki i ojca. Oni zaś nic o nim nie wiedzą. O narkotykach, szybkim seksie i miłosnym dramacie. Widzą tylko to, co syn chce im pokazać. Konrad wciąż szuka siebie – próbuje "zapomnieć, jak wyglądają te maski, które od lat nosi. Chciał choć raz być sobą. Nie, spolegliwym dobrym synem, w którym cała nadzieja"[8]. Czy ktokolwiek potrafi go dostrzec? Jego maski zaczynają pękać, ale czy to coś zmieni?

Oto Malina Lasota, żona Wojtka, przyjaciółka Konrada, Karoliny i Daniela. Matka Piotrusia. Kolejna osoba mająca idealne życie. Tyle że mąż jest wiecznie nieobecny, a ona czuje się coraz bardziej samotna i niezrozumiana. Idąc ciągle na kompromisy z samą sobą, stała się "obrzyganą przez życie oportunistką"[9]. Prowadzi blog, w którym tworzy sobie życie równoległe – lepsze, ciekawsze, prawie bajeczne. Funkcjonuje wśród pozorów, na które nabierają się także najbliżsi. Ona sama także się łudzi – do czasu:

"Wojtek bywał w domu jeszcze rzadziej. Ona starała się wspierać go w dążeniach, w marzeniach, bo tak powinna zachowywać się dobra kochająca żona. Tak zachowuje się córka, która podobny model wyssała z mlekiem matki. I ona więc grała idealną matkę, która rozczarowanie macierzyństwem i niechęć do dziecka ukryła głęboko pod warstwą wymuszonych uśmiechów. Była żoną idealną, zadbaną, pachnącą, bezkonfliktową. Żoną zakochaną. Tak długo budowała w sobie obraz związku idealnego, świata idealnego, aż zaczęła w niego wierzyć, aż wszyscy dookoła uwierzyli i uznali, że ona jest szczęśliwa. Przecież ludzie, którzy mają wszystko zawsze są szczęśliwi"[10].

Wojtek, Malina, Daniel, Karolina, Dagmara i Konrad – spotkają się w jednym miejscu. To będzie dla nich czas gorzkich rozliczeń, konfrontacji z tym, co im się w życiu nie udało.

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak przedstawia smutny obraz współczesnych trzydziestokilkulatków – ludzi rozpaczliwie próbujących nadążyć za wymaganiami dzisiejszego świata. W jednej książce zamknęła wiele zjawisk charakterystycznych dla dwudziestego pierwszego wieku: gorączkową pogoń za pieniądzem i karierą, luźne związki, szybki seks, rozpad więzi rodzinnych, podążanie za ambicjami rodziców i oczekiwaniami społecznymi, funkcjonowanie wedle utartych schematów i stereotypów, wreszcie zagubienie (nieprzystające do konieczności bycia silnym i przebojowym) – to tylko niektóre z nich. "Nie lubię kotów" składa się z sześciu części; każda traktuje o innej postaci. Taki podział jeszcze bardziej podkreśla samotność bohaterów. Ludzie sobie najbliżsi, rodzina, przyjaciele – znają się, a tak niewiele o sobie wiedzą, są tak bardzo samotni ze swoimi problemami! Właśnie ta samotność uderza i przeraża najbardziej.

Muszę przyznać, że podchodziłem do "Nie lubię kotów" nie bez uprzedzeń. Zbyt dużo za mną książek, które kusiły zapowiadaną na okładce ambitną tematyką, a okazywały się płytkimi czytadłami. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy świat wykreowany przez Katarzynę Zyskowską-Ignaciak (a może powinienem napisać: przeniesiony do powieści prosto ze współczesności) pochłonął mnie od pierwszych stron. Przy czym nie chodzi tu o szczególnie porywającą fabułę – każda z sześciu historii jest pod tym względem dość prosta. Natomiast ich prawdziwość psychologiczna sprawia, że dramaty kolejnych bohaterów ujawniają się w całej wyrazistości. Jeśli do tego dodać bardzo dobrze opanowany warsztat i kapitalny styl – otrzymujemy świetną literaturę.

Mówiąc trochę kolokwialnie: ta książka daje w pysk. Mówię to z pełną odpowiedzialnością – a przecież sięgam przeważnie po prozę psychologiczną podejmującą podobne tematy. Dawno nie czytałem powieści, która by mnie tak poruszyła. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak przedstawia z wyczuciem i zaangażowaniem, ale też gorzką ironią problemy współczesności, nie dając przy tym czytelnikowi odtrutki na silne emocje, nagrody pocieszenia. Nie ma tu łatwych rozwiązań, szczęścia, które zdarza się zazwyczaj tylko w literaturze. Może właśnie w tym tkwi siła "Nie lubię kotów" – problemy zostają ukazane bez retuszu. Zdumiewająco mocna proza. I boleśnie prawdziwa.

Przeczytajcie tę książkę. Takich Wojtków, Karolin, Malin, Danielów i Konradów jest pełno dookoła. Możecie ich znaleźć wśród swoich bliskich, przyjaciół, a może w lustrzanym odbiciu?


---
[1] Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, "Nie lubię kotów", wyd. Nasza Księgarnia, 2014, s. 83.
[2] Tamże, s. 11.
[3] Tamże, s. 37.
[4] Tamże, s. 80.
[5] Tamże, s. 149.
[6] Tamże, s. 150.
[7] Tamże, s. 193.
[8] Tamże, s. 290.
[9] Tamże, s. 345.
[10] Tamże, s. 331.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 973
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: