Dodany: 18.05.2010 18:53|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gdyby realizacja dorównywała koncepcji...


Uwaga: w recenzji zdradzam pewne szczegóły treści; komu zależy na niepoznaniu tajemnicy do ostatniej chwili, ten niech na wszelki wypadek nie czyta środkowego akapitu!


Zerknąwszy kiedyś przypadkiem na wypowiedzi czytelników na temat „Miasta ślepców”, doszłam do wniosku, że jest to jedna z tych pozycji, których odbiór waha się od ekstremalnego zachwytu do całkowitej dezaprobaty. Osobiście jestem mało skłonna do podzielania takich skrajnych emocji, ale zwykle staram się z czystej ciekawości przeczytać tego rodzaju książki, choć niekoniecznie wtedy, gdy cieszą się największą popularnością. Przeczytałam więc i „Miasto ślepców”, którego zgodnie z moimi oczekiwaniami nie mam zamiaru nazwać ani arcydziełem, ani gniotem. Owszem, uważam, że warto się z nim zapoznać, choć może to wymagać sporej dozy cierpliwości.

O ile doceniam wartość ukazania mechanizmów zachowania się człowieka w sytuacji ekstremalnej i oryginalność pomysłu na czynnik doprowadzający do takiej sytuacji, o tyle techniczna realizacja tej koncepcji wydaje mi się średnio udana; mam wrażenie, że siła przekazu powieści byłaby znacznie większa, gdyby ją skrócić o 2/3, przycinając zwłaszcza niektóre rozciągnięte do niemożliwości sceny z miejsca internowania niewidomych nieszczęśników. Poza tym nie bardzo przemawia do mojej świadomości metafizyczny charakter „białej ślepoty”, bo chyba inaczej nie można traktować epidemii, która pojawia się znienacka, nie ma żadnego pokrycia w wynikach badań medycznych i ustępuje jednocześnie u wszystkich nią dotkniętych (ale dopiero wtedy, gdy już doprowadziła do całkowitej dezintegracji danej społeczności i naraziła na szwank psychikę każdej ofiary, której udało się przeżyć mimo głodu, brudu i panoszącego się bandytyzmu).

A najbardziej przeszkadzał mi irytujący styl. Bywam wyrozumiała dla braku czy nieodpowiedniego zastosowania znaków przestankowych, jeśli wymaga tego specyfika tekstu (np. zapis monologu wewnętrznego bohatera z uwzględnieniem jego osobowości i poziomu intelektualnego), natomiast dla rozpisywania dialogów w następujący sposób: „Kto to był, spytała żona, kiedy skończył, Urzędnik z ministerstwa, za pół godziny przyjedzie po mnie karetka, Spodziewałeś się tego, Tak, chyba tak, Dokąd cię zawiozą, Nie wiem, chyba do szpitala, Przygotuję ci kilka najpotrzebniejszych rzeczy, Nie wybieram się w długą podróż, Skąd wiesz”* nie widzę żadnego sensownego wyjaśnienia poza pragnieniem autora, by wykazać się jakimś nowatorskim posunięciem. No i ostateczny efekt jest taki, że oceniłam książkę niżej, niż miałam zamiar na wstępie...



---
* José Saramago, „Miasto ślepców”, przeł. Zofia Stanisławska, wyd. Rebis, Poznań 2009, s. 44.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1467
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: