Dodany: 28.03.2017 09:36|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Inwazja na Tearling
Johansen Erika

Cykl „Królowa Tearlingu” Eriki Johansen



Recenzentka: Sylwia Borowska-Szerszun


[Uwaga: tekst zdradza istotne elementy fabuły powieści]

Literatura fantasy ma to do siebie, że przetwarza motywy wykorzystane znacznie wcześniej. Cofać by się tu można do mitologii, baśni, epiki heroicznej, romansu rycerskiego, powieści awanturniczej – tam właśnie spotkamy archetypowych herosów, łotrzyków czy rycerzy zabijających smoki i zdobywających serca eterycznych księżniczek. Tam też można doszukiwać się toposów tak często występujących w fantasy – walki dobra ze złem, wyprawy inicjacyjnej, ofiary bohatera, by ocalić świat, magii, fantastycznych istot. To one (w różnych jednakże proporcjach) inspirowały Roberta E. Howarda, C.S. Lewisa i J.R.R. Tolkiena. Ci z kolei inspirowali kolejnych twórców, którzy albo podążali utartymi szlakami, albo zbaczali z głównej drogi i wydeptywali sobie inną ścieżkę. I tak jest, powiedziałabym, aż do dziś. Różne to ścieżki, ale większość z nich wyznaczali panowie – pisarze o mniejszym lub większym talencie – zaludniający (co mnie naprawdę nie dziwi) swoje powieści białymi bohaterami płci męskiej. I choć kobiety się w tych powieściach pojawiały, rzadko stawały się głównymi bohaterkami. A nawet jeśli bywały dla akcji kluczowe, nieczęsto poznawaliśmy świat i akcję z ich perspektywy. Taki panował klimat. Jak wiadomo jednak, klimat się zmienia. Niektórzy, w tym wydawnictwa, zauważają, że kobiety stanowią jakieś pięćdziesiąt procent populacji i że one również po fantasy sięgają. A skoro tak – przydadzą się książki, w których bohaterki będą bardziej przekonujące, aktywne i sprawcze.

Tak oto dochodzimy do cyklu „Królowa Tearlingu” Eriki Johansen. Jego bohaterką jest księżniczka Kelsea; po śmierci matki ukryta w chatce w dziczy i wychowana tam przez dwoje oddanych jej ludzi – po ukończeniu dziewiętnastu lat ma wrócić do podupadłego nieco zamku i objąć należną jej z urodzenia władzę, pełnioną tymczasowo przez wujka, któremu do modelowego władcy daleko. Co też się dzieje. Przy czym okazuje się, że Kelsea, choć pełna ideałów, zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakiej sytuacji znajduje się jej królestwo.

Pierwsza część cyklu, „Królowa Tearligu”, koncentruje się na jej dorastaniu do roli władczyni i walce z dość demoniczną Czerwoną Królową, która jest jej całkowitym przeciwieństwem – kobietą piękną, narcystyczną, władczą, okrutną i egoistyczną. W drugim tomie, „Inwazja na Tearling”, wojna nadal trwa, a Kelsea ma jeszcze więcej problemów, ale pojawia się nowy, dość zaskakujący element – przedziwne wizje głównej bohaterki dotyczące czasów sprzed Przeprawy, w których przygląda się ona życiu nieznajomej kobiety o imieniu Lily. Łączy je jakaś przedziwna, niewyjaśniona przez większą część powieści, więź. I choć w świecie Kelsea dzieje się wiele, właśnie na te wizje ze świata Lily najbardziej czekałam.

Wspomniałam o Przeprawie, bo to bodaj najciekawszy motyw cyklu. Nie chcę nikomu psuć zabawy, gdyż sposób i kolejność podawania informacji są przemyślane, ale trudno ten wątek pominąć. Na początku mamy wrażenie, że przodkowie Kelsea po prostu przypłynęli z kraju, w którym działo się źle, na nowy kontynent, by stworzyć sobie lepszy świat. Podróż musiała być trudna, pierwsze lata na nowym lądzie zapewne jeszcze trudniejsze. Główna akcja powieści toczy się parę pokoleń później. W pewnym momencie okazuje się jednak, że z czasów sprzed Przeprawy ocalało trochę książek, między innymi „Władca Pierścieni” i seria o Harrym Potterze… I właśnie od tego momentu zaczęłam czytać z większym zainteresowaniem. Bo widzicie, mamy do czynienia z pseudośredniowiecznym społeczeństwem, słabo rozwiniętym pod względem technologicznym, dziesiątkowanym przez głód i choroby, w którym codziennością są przemoc i śmierć. Tyle że okazuje się, iż akcja nie jest umiejscowiona w zamierzchłej przeszłości, lecz w bliżej nieokreślonej przyszłości… Co poszło nie tak – zaczęłam sobie zadawać pytanie – że ludzkość zafundowała sobie średniowiecze po raz drugi?

I chyba głównie to pytanie sprawiło, iż sięgnęłam po tom drugi, który, co raczej niezwykłe, okazał się lepszy niż pierwszy. Właśnie z „Inwazji na Tearling” dowiadujemy się o tych dawnych czasach więcej – i robi się mroczniej. Otóż przed Przeprawą ludzkość stworzyła sobie prawdziwie dystopijny koszmar, inspirowany i „Rokiem 1984” George’a Orwella, i „Opowieścią podręcznej” Margaret Atwood. Kastowe społeczeństwo, wszechobecny monitoring, kobiety traktowane jak istoty niższej kategorii czy wręcz własność swoich mężów, samodzielne myślenie uważane za przestępstwo. Autorka nie szczędzi brutalnych szczegółów, realistycznie opisując przemoc domową, gwałt małżeński, tortury. Starannie dobranej grupie ludzi pod wodzą charyzmatycznego lidera udaje się uciec. W czasach, gdy świat stał się globalną wioską rządzoną przez korporacje, nie sposób już stworzyć innego społeczeństwa, ucieczka staje się więc wyprawą do innej czasoprzestrzeni, gdzie można zacząć wszystko od nowa i zbudować lepszy świat, w którym nie będzie nierówności – ani społecznych, ani rasowych, ani płciowych. A że się nie udało? No cóż, nie udało się też Noemu po potopie, nie wyszło purytańskim Pielgrzymom, którzy na Mayflower wyruszyli do Ameryki, nie wypaliły idee socjalistyczne. Rzeczywistość Tearlingu to efekt kolejnej utopijnej próby naprawy świata, znowu wszystko poszło nie tak. Dlaczego? Bo ludzie są, jacy są i najwyraźniej nie uczą się na błędach.

Taki to mało radosny wniosek nasuwa się po lekturze pierwszych dwóch tomów cyklu. Ale księżniczka Kelsea odziedziczyła ten przedziwny gen, który napędzał wszystkich reformatorów. Wierzy, że edukacja może uczynić cuda, nie wierzy za to, że cokolwiek dobrego może zdziałać Kościół, z którym zupełnie jej nie po drodze. Wierzy, że rolą władczyni jest dążenie do poprawy losu zwykłych ludzi, a nie spełnianie własnych zachcianek. Wierzy, że dobra da się sprawiedliwiej redystrybuować i że feudalno-kapitalistyczny system ekonomiczny w jej kraju jest z gruntu zły. A na dodatek widzi, że sytuacja kobiet niewiele się zmieniła – w Tearlingu zakazana jest antykoncepcja, za aborcję karze się śmiercią zarówno kobietę, która się jej poddała, jak i lekarza. Krótko mówiąc, Kelsea to księżniczka dość lewacka. I zwyczajna, trochę zakompleksiona dziewczyna o raczej pospolitych (przynajmniej w jej własnych oczach) rysach, nieco przy kości, bo lubi dobrze zjeść. Uczy się nie tylko władzy, ale również życia – po raz pierwszy się upija, po raz pierwszy kocha, po raz pierwszy musi się zmierzyć z presją społecznych oczekiwań. Wolałaby wieść normalne życie, a nie zmieniać system – ale, niestety, ktoś musi.

Cykl „Królowa Tearlingu” może nie stanie się kamieniem milowym literatury fantasy. Jest w nim trochę łopatologii i uproszczeń, które mogą irytować. Ale jest również pewna świeżość, wynikająca ze zmiany rozmieszczenia akcentów. Z jednej strony można Erice Johansen zarzucać, że wykorzystuje ograne schematy, po prostu zastępując głównego bohatera bohaterką. Z drugiej – już sam ten zabieg pewne schematy obala, bo wprowadza zupełnie inną perspektywę. Gwałt i przemoc wobec kobiet inaczej wyglądają u G.R.R. Martina, a inaczej u Johansen, uwierzcie. Czy cykl o Tearlingu będzie traktowany jako ta „słabsza” fantastyka dla kobiet, zapewne na dodatek „młodych”? Pewnie przez wielu tak. Dla mnie to świadomy ukłon w stronę dziewcząt, dziewczyn i kobiet, które fantastykę czytają i chciałyby być podmiotem – nie przedmiotem – opowieści.





Autor: Erika Johansen
Tytuł: Królowa Tearlingu
Tłumacz: Izabella Mazurek
Wydawnictwo: Galeria Książki, 2015
Liczba stron: 486

Ocena recenzenta: 4/6


Autor: Erika Johansen
Tytuł: Inwazja na Tearling
Tłumacz: Izabella Mazurek
Wydawnictwo: Galeria Książki, 2016
Liczba stron: 558

Ocena recenzenta: 4/6


[Tekst pojawił się również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 817
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: