Dodany: 04.03.2017 11:37|Autor: Lykos

Rozterki upierdliwego besserwissera podczas czytania powieści historycznej


Akcja powieści toczy się w Egipcie końca XVIII dynastii, głównie za rządów jej ostatniego przedstawiciela – Horemheba. Autorka dość sugestywnie kreuje świat XIV wieku przed Chrystusem. Są to czasy ciekawe: kilkanaście lat wcześniej zakończył się okres rewolucji religijnej Echnatona, której towarzyszyła także rewolucja w sztuce. Wielu prominentnych działaczy tamtego epizodu jeszcze żyje. Wśród nich – triumfujący kapłani Amona, którym udało się zniszczyć heretycki kult Atona i przywrócić własne wpływy. Części innych, w tym samemu Horemhebowi oraz licznym wielmożom, udało się przeżyć i wygodnie urządzić się w nowej-starej rzeczywistości. Ale są też tacy, którzy co prawda przeżyli, jednak zostali usunięci na margines życia, jak czołowy artysta epoki Echnatona – zwany w powieści Dżehutimesem oraz jego towarzyszka życia Tatu-Hepa – ni mniej, ni więcej, tylko dawna królowa, żona Echnatona, Nefretete. Wreszcie jest lud, który przyjmuje wszelkie zmiany jako dopust boży, bo i tak nie ma na nie większego wpływu. To chłopi, rzemieślnicy, żołnierze, przekupnie i szynkarze.

Książka łączy elementy powieści przygodowej i kryminału. Są również wątki miłosne, a także – konflikt między głównym bohaterem Shardanem i jego siostrą, w dużym stopniu napędzający akcję. Intryga wiąże się ze zniknięciem wdowy po Tutanchamonie – pięknej Anchesenamon, niepokojącym nowego władcę, który objął tron po śmierci krótko panującego następcy Tutanchamona, Aja. Zastanawia się on, gdzie podziała się królowa, która najwyraźniej obawiała się o swoje życie. A także – czy zniknięcie Anchesenamon nie ma jakiegoś związku z tym, że śmierć jej męża wcale nie była naturalna. Zleca rozwikłanie zagadki Shardanowi; ten dał się poznać od dobrej strony ratując aktualną królową w niebezpiecznej sytuacji. Wszystko to zostało osadzone w egzotycznych miejscach, zanurzone w ciekawej, ciągle dla nas tajemniczej kulturze i przedstawione dosyć sprawnie, z nerwem, z wyczuciem dramaturgii.

Dlaczego zatem, zamiast cieszyć się lekturą, odczuwałemm co jakiś czas – dosyć często – dyskomfort i irytację? Każdy pisarz ma prawo do swojej wizji historii. Powieść to nie praca naukowa. Ale ta sprawia wrażenie, że autorka pragnie być w zgodzie z wiedzą historyczną. Popisuje się dobrą znajomością wierzeń egipskich i realiów życia codziennego. Victoria Gische jest historyczką, czy raczej – jak woli się określać – historykiem[1], świat „Tajemnic królów” na pierwszy rzut oka wydaje się zrekonstruowany zgodnie z warsztatem naukowym i można domniemywać, że miała to być tzw. powieść profesorska. Dlatego mogą mnie denerwować udziwnienia i niedoróbki.

Największą dziwnością jest tu istnienie niewielkiej społeczności… indiańskiej zadomowionej od ponad stu lat w Egipcie. Co więcej, odgrywającej dość ważną rolę. Pierwsza wzmianka o niej pojawia się w prologu z czasów panowania królowej (a właściwie króla-kobiety) Hatszepsut. Muszę się przyznać, że początkowo uznałem tę wzmiankę za dotyczącą mieszkańców Puntu (prawdopodobnie dzisiejsza Somalia, a może południowa Arabia), do którego rzeczywiście zorganizowano co najmniej jedną wyprawę za czasów Hatszepsut, dlatego prolog mówiący o tym wydawał mi się zgrzytem kompozycyjnym, fragmentem zupełnie niepotrzebnie dolepionym. Dopiero gdy dotarłem do miejsca, gdzie Shardan, mający na celu wyjaśnienie śmierci Tutanchamona i znalezienie Anchesenamon (a przy okazji swojej ukochanej), w trakcie wędrówki przybywa do wioski zamieszkanej przez dziwnych przybyszów, którzy częstują go potrawami z kukurydzy i fasoli[2] (nawiasem mówiąc, ani on, ani autorka nie okazują zdziwienia tymi potrawami), a także gorzką czekoladą – chocolati do picia[3], zacząłem kojarzyć ich z prologiem.

W ostateczności mógłbym się zgodzić na Indian w Egipcie w XV-XIV wieku przed Chrystusem. Sam trzy lata temu recenzowałem książkę Gavina Menziesa[4], który twierdzi, że w II tysiącleciu przed Chrystusem odbywały się regularne rejsy między Starym i Nowym Światem. Co prawda według niego żeglarzami byli Kreteńczycy, ale tego typu książki pozwalają wyobrazić sobie, iż podróż z Ameryki do Egiptu była do pomyślenia. Czego nie mogę darować Victorii Gische, to elementów kultury tych Indian przynależących do czasów znacznie późniejszych (świątyń schodkowych, mozaikowych masek boga-jaguara).

Natomiast trudno przyjąć, że zdrada popełniona przez królową z rzemieślnikiem (bo artystów uważano w Egipcie za rzemieślników) nie tylko pozostałaby bezkarna, ale i pozwolono by im na wspólne życie. Nie czytałem „Kochanki królewskiego rzeźbiarza” – poprzedniej książki tej autorki, w której zdaje się opisała ona romans Dżehutimesa z Nefretete (ja wolę formę Nefertiti); być może przekonałaby mnie do swojej wersji. W „Tajemnicach królów” żyją sobie spokojnie jako nie niepokojeni przez nikogo prywatni ludzie. Nawiasem mówiąc, imię Dżehutimes jest inną lekcją (tzn. innym sposobem odczytania) imienia Totmes. Tak, to TEN Totmes z „Egipcjanina Sinuhe”. Nie wiem, czy Victoria Gische zdaje sobie sprawę z tożsamości tych imion, w każdym razie spotykamy w powieści także Totmesa, ważnego kapłana Ptaha i zarazem brata Echnatona – jest to chyba osoba nieznana źródłom. Oczywiście pisarka ma prawo wprowadzić takie postaci do swojego utworu. Tylko trudno zrozumieć, dlaczego tak bliski krewny Echnatona i zapewne Tutanchamona nie został faraonem, a władzę przejęli pochodzący spoza bezpośredniej rodziny królewskiej Aj i Horemheb.

Trudno mi uwierzyć, że autprka nie zna geografii Egiptu. Ale chyba tak jest, bo według niej z Doliny Królów czy Deir el-Medina albo Malkatty można dotrzeć do Memfis w kilka godzin[5], zaś wielkie piramidy znajdują się co prawda, jak w rzeczywistości, w pobliżu Memfis, ale jest to też bardzo blisko Deir el-Medina[6]. Przy okazji – zastanawiam się, czy zgrabnym zabiegiem jest korzystanie z nazw arabskich w powieści rozgrywającej się w XIV wieku przed Chrystusem; rozumiem, że jakoś trzeba było te miejsca nazwać.

O ile mogę sobie (z trudem) wyobrazić, iż chłopak z rodziny cudzoziemskiej poznaje pismo egipskie, to zdobycie umiejętności czytania przez jego siostrę[7] wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne. Jeszcze parę drobiazgów: Shardan posługuje się rydwanem jednokonnym[8], podczas gdy ówczesne wozy bojowe były wyłącznie dwukonne, co wiemy dokładnie nie tylko z materiału ikonograficznego, kilka kompletnych rydwanów znaleziono bowiem w grobowcu Tutanchamona. Konieczność użycia dwu koni wynika ze sposobu zaprzęgania z wykorzystaniem jarzma przejętego z zaprzęgu pary wołów. Hetycka narzeczona Horemheba przybywa do swego oblubieńca karawaną wielbłądów[9] – to sprzeczne z naszą wiedzą na temat wykorzystania wielbłądów zarówno w Hatti, jak i w Egipcie w II tysiącleciu. W grobie Tutanchamona według Gische panuje (panowała) wilgoć[10], co jest nieprawdą. Właśnie dzięki suchemu klimatowi przetrwało do naszych czasów prawie całe wyposażenie tego grobu. Shardan nosi miecz u prawego boku[11], jak Grażyna u Mickiewicza (ach, te kobiety!).

Osobną kwestią są imiona. Wśród Egipcjan spotyka się greckie (Kyrene, Hekabe) czy syryjskie (Aziru). Dziwna jest dla mnie angielska pisownia „Shardan”.

Innym powodem irytacji może być niski poziom korekty. Obok licznych literówek trafiają się błędy gramatyczne, np. „oboje wiemy”[12] o dwóch mężczyznach, czy „oboje mężczyzn”[13]. Redakcja (?) ma trudności z decyzją, jak powinien wyglądać dopełniacz imienia Tua – na jednej stronie: „słowa Tuy”, a po chwili – „słowa Tui”[14]. Popularnym błędem stylistycznym jest rusycyzm polegający na umieszczeniu zaimka „który” na drugim miejscu zdania względnego: „dom, z komina którego”[15], „mumia króla, na twarzy której”[16], „Sali, na środku której ustawiono wagę”[17]. Dziwnie wyglądają zdania: „Jednocześnie powoli, jeden pas lnu za drugim został odwijany”[18] czy „Ich skóra miała rdzawy odcień, nieco ciemniejszy od ich własnej”[19]. Nieporadne nadużywanie zaimka „oni” może być przyczyną niezrozumienia treści: „Oni kochali młodziutkiego Tutanchamona. Oni kibicowali jego miłości do Anchesenamon, chcieli go mieć za króla. A oni im go odebrali”[2].

Wynika z tego, że zbytnia wiedza utrudnia odbiór powieści. Ale nie jest tak źle. Mimo wszystko przeczytałem ją z zainteresowaniem i przyjemnością (aczkolwiek z odrobiną irytacji). Dla czytelników, którzy polubią bohaterów i klimat utworu, mam dobrą wiadomość: zakończenie mogłoby sugerować, że doczekamy się kontynuacji.


---
[1] Por. np. „Victoria Gische wywiad i konkurs”, blog Pisaninka, 16.06.2014.
[2] Victoria Gische, „Tajemnice królów. W służbie faraona. Na tropie zaginionej księżniczki”, wyd. Bellona, 2015, str. 222.
[3] Tamże, str. 224.
[4] Gavin Menzies, „Atlantyda odnaleziona: Rozwiązanie największej zagadki w dziejach świata”, wyd. W.A.B., 2013, Zagadka może nierozwiązana, ale książka ciekawa.
[5] Victoria Gische, „Tajemnice królów. W służbie faraona. Na tropie zaginionej księżniczki”, wyd. Bellona, 2015, str. 186.
[6] Tamże, str. 190-192.
[7] Tamże, str. 66.
[8] Tamże, str. 164.
[9] Tamże, str. 109.
[10] Tamże, str. 183.
[11] Tamże, str. 192.
[12] Tamże, str. 95.
[13] Tamże, str. 317.
[14] Tamże, str. 179.
[15] Tamże, str. 167.
[16] Tamże, str. 188.
[17] Tamże, str. 289.
[18] Tamże, str. 204.
[19] Tamże, str. 317.
[20] Tamże, str. 325.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 533
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: