Dodany: 20.05.2005 12:04|Autor: verdiana
Płasko i schematycznie
Mówi się, że dla autora nie ma nic gorszego niż obojętność i że lepsze negatywne recenzje niż żadne. "Oskar i pani Róża" zbiera same dobre. To wystarczyło, żebym nabrała do książki dystansu, i tego dystansu bardzo sobie teraz gratuluję. Gdyby nie on, byłaby teraz ze mnie Czytelniczka Rozczarowana.
Fabuła tej książeczki jest wszystkim znana: 10-letni Oskar umiera na białaczkę, a jest przy nim tajemnicza ciocia Róża. To właśnie z nią Oskar najwięcej rozmawia, spędza najwięcej czasu. To ona pomaga mu się uporać z rzeczywistością. I to ona namawia go, żeby pisał listy do Boga. Książeczka stanowi zbiór tych właśnie listów.
Wszystko jest tu przerysowane, wyolbrzymione, skrajne – zupełnie jakby autorem książki był Amerykanin, albo jakby książeczka na rynek amerykański była przeznaczona. Sam Oskar popada z jednej skrajności w drugą – z dręczyciela i mordercy psa staje się aniołem dojrzewającym w zastraszającym tempie, a na dojrzewanie wcale nie ma wpływu choroba, tylko zabawa zaproponowana przez ciocię Różę, która z jednego dnia czyni 10 lat życia. Obiektywnie rzecz biorąc, to dobre ćwiczenie, nie tylko dla dzieci – dla wszystkich, którzy wiedzą, że nie zdążą przeżyć życia do końca, że zostanie ono przerwane brutalnie. Ale Schmitt straszliwie je spłycił. Spłycił zresztą wszystko – postawę rodziców, postawę dziecka, ich wzajemne relacje, spłycił rolę religii i świadomości umierania. Zaprzepaścił szansę na rozwinięcie swojego – dobrego – pomysłu.
"Oskar i pani Róża" w niczym nie przypomina "Małego Księcia" – przede wszystkim nie jest bajką, nie jest zbiorem metafor rozumianych intuicyjnie. Opisuje wszystko wprost, podaje na tacy – pewnie dla tych, którym nie chce się poddać refleksji, pomyśleć, zastanowić się chwilę nad tym, o czym jest ta książeczka. W postaci "Oskara" dostajemy skondensowaną czułostkowość, grę na emocjach czytelnika (bo to właśnie owa czułostkowość bawi się czytelniczymi emocjami najbardziej), prozę Coelho w skróconej wersji (Coelho dla dzieci?).
Mój stosunek do tej książki jest ambiwalentny, bo i na moich emocjach, mimo wszystko, Schmittowi udało się zagrać, ale nie udało mu się pozbawić mnie świadomości gry. Autor wykorzystuje klisze i popularne schematy, demaskując je i nazywając – myślę, że to właśnie przyczyniło się do komercyjnego sukcesu tej książki. Niestety, jest to książka jednorazowego użytku, do drugiego "Małego Księcia" bardzo jej daleko.
[pl.rec.ksiazki]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.