Dodany: 21.10.2005 14:06|Autor: pawelw
Wielka chała
Kto może napisać książkę „historyczną”? Każdy! Chemik, lekarz, hydraulik; wykształcenie nie jest ważne. Wystarczy wziąć kilka książek, zwłaszcza bardzo jednostronnych, powybierać co bardziej soczyste cytaty, połączyć w wybiórczy sposób i dodać komentarz utrzymany w sensacyjnym tonie. A co z dogłębną znajomością historii, oceną faktów w kontekście wydarzeń historycznych, pracą ze źródłami, obiektywizmem? Zostawmy to historykom. Nasza książka ma się tylko sprzedać.
Taka właśnie myśl nasunęła mi się po lekturze „Życia erotycznego papieży”.
Tytuł książki jest, a jakże, chwytliwy i ma prowokować. Ale Ameryki to już Rodan nie odkrył. Od dawna wiadomo, że historia papiestwa nie jest jedną wielką hagiografią. Przyznają to nawet katolickie źródła. Można było temat podrążyć, nawet i oceniać, ale Rodan rozczarowuje kompletnie. Nie mam nic przeciwko tematyce i nie oceniam książki negatywnie ze względu na treść. Jest mi dokładnie obojętne, czy nasi antenaci w średniowieczu mordowali się nawzajem i jak tam było u nich z zasadami moralnymi. Ale to, co pan Rodan zrobił z tematem, woła o pomstę! Książka jest jednoznacznie antyklerykalna i aż krzyczy z niej nienawiść do Kościoła Katolickiego. Autor dowolnie interpretuje zdarzenia, cytuje niesprawdzone pogłoski i legendy, przeinacza fakty, a czasami nawet nie wie, o czym mówi. Przykład? Proszę bardzo. Autor pisze, że papież X powiedział coś tam i dodaje w nawiasie, że podobno jest nieomylny, ha, ha. Więc albo Andrzej Rodan nie wie, że papież jest nieomylny tylko i wyłącznie w sprawach wiary i tylko gdy występuje oficjalnie ex cathedra, albo pomija to celowo, robiąc z czytelnika durnia. Jedno i drugie dyskwalifikuje go jako historyka.
Naczelną zasadą oceny faktów i źródeł historycznych jest odnoszenie ich do ówczesnych standardów i zwyczajów. Ale pan Rodan chciałby oceniać wszystkich według dzisiejszego prawa i moralności. W ten sposób wielu królów i bohaterów dzisiaj zostałoby uznanych za bandytów i przestępców, a we współczesnym sądzie zostaliby skazani co najmniej na kilkakrotne dożywocie. A czasami to nie wiem, o co Rodanowi naprawdę chodzi. Wczesnych papieży atakuje za ich seksualność i małżeństwa, współczesnych zaś za trwanie w celibacie.
Większości papieży do X wieku Rodan zarzuca rozwiązłość, posiadanie żon i kochanek, albo, o zgrozo, synów, którzy też zostawali papieżami. I nie ma się czemu dziwić, bo celibat wprowadzono dopiero w XI wieku. Co zresztą pan Rodan nonszalancko przyznaje. Niektóre stwierdzenia są też podane bez pokrycia, np. że papież Symmachus (498-514) był poganinem. Nie ma zdania wyjaśnienia, a tym bardziej powołania się na źródła. Prawdopodobnie to jest pomyłka autora, bo poganinem był inny znany Symmachus, z IV wieku.
W przypadku korzystania ze źródeł sprzed Gutenberga należy być wyjątkowo podejrzliwym. Księgi były przepisywane ręcznie, kopiści dodawali swoje uwagi, interpretacje i komentarze, kroniki były uzupełniane o legendy itd. A tymczasem Rodan powołuje się na fragmenty, które były w oczywisty sposób sfałszowane. W przypadku bardzo starych źródeł należy jeszcze uwzględnić kontekst historyczny. W pierwszych wiekach naszej ery pisarze nie byli tylko bezstronnymi kronikarzami. Dzisiaj nazwalibyśmy to historią fabularyzowaną. Z przekazów ustnych brano przede wszystkim słowa mędrców, do tego dodawano najbardziej zapamiętane fakty, a reszta była wytworem wyobraźni autora. Bo też i ta reszta nie miała znaczenia dla treści przekazu. A dzisiaj co niektórzy „historycy” odczytują te źródła dosłownie i interpretują, jak im się podoba. Przykład? Chociażby legenda o papieżycy Joannie, której Rodan poświęcił pół rozdziału. Rodan nie ma najmniejszych wątpliwości o prawdziwości tego przekazu. Szczytem bezczelności jest dla mnie umieszczanie zatem w bibliografii książki Rosemary i Darrel Pardoe ("The Female Pope: The Mystery of Pope Joan", 1988), w której autorzy wzorcowo pokazują jak podchodzić krytycznie do średniowiecznych źródeł, porównują zachowane kopie starych kronik, analizują dopiski na marginesie itd., a w konkluzji dochodzą do wniosku, że cała ta historia została sfabrykowana. No cóż, jeżeli fakty nie pasują do teorii, to tym gorzej dla faktów?
A swoją drogą, ciężko tu mówić o źródłach. Bibliografia do książki jest bardzo nędzna. Rodan cytuje głównie swoich ulubionych autorów, jak Deschner, Żukowski, Cawthorn, Mathieu-Rosay. Co ciekawe, dwaj ostatni nie pojawili się w bibliografii. Za to pojawił się nie wydany maszynopis. Wątpię, czy pan Rodan poświęcił dużo czasu na studiowanie źródeł historycznych. Przez to książka jest bardziej nieudaną kompilacją niż wartościowym dziełem historycznym. Kto czytał Deschnera, niech nie spodziewa się rewelacji u Rodana. Praktycznie to samo, tylko podane w inny sposób. Gorszy.
Wydanie książki (wydawnictwo Aris, 2005) jest nie najlepsze. Powiedziałbym nawet, że skład jest amatorski, prawdopodobnie tekst był pisany w MS Wordzie, w pośpiechu, bez zbytniego przejmowania się sztuką typografii. Błędy typograficzne pojawiają się już na pierwszej stronie (tej z dedykacją) a kończą na bibliografii, która zresztą zawiera literówki. Nie wiem, co robiła korekta, bo oprócz literówek zdarzają się braki cudzysłowu czy błędy w stylu „Jan XXIIIV”. Cytaty podpisane są czasami tylko nazwiskiem, czasami z imieniem lub inicjałem, czasami razem z tytułem cytowanego działa, czasami „op. cit.”, czasami „jw.”. Kuriozum jest cytat dotyczący papieża Leona III, podpisany „op. cit.” - a poprzedni był z dzieła Filona z Aleksandrii, historyka z I wieku.
Podsumowując: temat jest kontrowersyjny, ale ciekawy. Pewne fakty z historii Kościoła mogą być dla niektórych co najmniej zaskakujące. Można było napisać nudną faktografię, można było napisać porywającą książkę historyczną albo też przeciętną kronikę papiestwa. Ale to, co napisał pan Rodan, to dla mnie jedna wielka chała. Ocena? 1. I to z jakim hukiem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.