Dodany: 17.01.2023 17:16|Autor: idiom1983

Książka: Srebrne orły
Parnicki Teodor

4 osoby polecają ten tekst.

Mogło było być tak właśnie


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: idiom1983 (Krzysztof Gromadzki)

Zadziwiająco długa i kręta, pełna trudnych do przełamania barier i przeciwności, zawiła i bynajmniej nieoczywista była droga Teodora Parnickiego do Polski i do polskości. Urodzony w 1908 roku w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg, syn wykształconego na Politechnice Berlińskiej inżyniera i polskiej Żydówki, we wczesnym dzieciństwie przeprowadził się z rodzicami do Moskwy, gdzie ojciec późniejszego pisarza uzyskał dobrze rokującą posadę. W momencie wybuchu I wojny światowej cała rodzina - jako obywatele niemieccy - została zmuszona przez carskie władze do opuszczenia Moskwy. Po tym, jak Parniccy osiedli w Ufie, w 1918 roku umarła matka Teodora - Augustyna z Piekarskich. Niedługo później, po powtórnym ożenku ojca, młoda rosyjska macocha spowodowała umieszczenie niechcianego pasierba w rosyjskim korpusie kadetów w Omsku, którego siedzibę przeniesiono rychło do położonego na Dalekim Wschodzie Władywostoku. Nie mogąc znieść surowej wojskowej dyscypliny, dwunastoletni chłopiec, na co dzień posługujący się językiem niemieckim albo rosyjskim, uciekł stamtąd do położonego w Mandżurii Harbinu. W mieście zwanym "mandżurskim Hongkongiem" nastoletnim Teodorem zaopiekowała się liczna miejscowa Polonia, umieszczając chłopca w tamtejszym polskim Gimnazjum imienia Henryka Sienkiewicza. Z ogromnym trudem przyswajając sobie władanie ojczystym językiem, piętnastoletni Teodor powrócił ostatecznie do kraju w 1923 roku, z mocnym postanowieniem, aby zostać sławnym polskim pisarzem. W 1928 roku, po śmierci ojca i uzyskaniu świadectwa dojrzałości, Parnicki rozpoczął studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Pod swoje skrzydła wziął młodego i ambitnego studenta wybitny znawca i badacz twórczości Juliusza Słowackiego, profesor Juliusz Kleiner. Obok filologii polskiej, Parnicki poświęcił się też anglistyce i orientalistyce. Pomimo młodego wieku, jako wybitny znawca wygłaszał na uniwersytecie cykle wykładów poświęconych literaturze rosyjskiej. W tym samym 1928 roku dwudziestoletni pisarz zaczął publikować swoje pierwsze próby literackie. Wydana w 1937 roku powieść historyczna pt. "Aecjusz, ostatni Rzymianin", w której zrywał z Sienkiewiczowskim, nacechowanym na uwypuklenie wątków przygodowych, dziedzictwem pisania o historii na rzecz głębi portretów psychologicznych bohaterów, przyniosła mu uznanie krytyków oraz pokaźną nagrodę stypendialną. Uzyskane w ten sposób środki pozwoliły pisarzowi wyprawić się w egzotyczną podróż po Grecji, Bułgarii i Turcji. Powróciwszy do Lwowa tuż przed wybuchem II wojny światowej, w następstwie sowieckiej agresji, w styczniu 1940 roku, Parnicki został aresztowany przez NKWD i skazany na osiem lat łagru. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 roku, w obliczu podpisania tzw. układu Sikorski-Majski, przywracającego zerwane w 1939 roku stosunki dyplomatyczne między Polską a ZSRR, na mocy amnestii ze strony sowieckich władz, literat został zwolniony z więzienia, obejmując funkcję attaché kulturalnego przy Ambasadzie RP w Kujbyszewie. Ewakuowany z Kraju Rad razem z Armią Andersa do Iranu, przez Teheran Parnicki trafił do Jerozolimy. Właśnie tam, w świętym mieście trzech wielkich religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu, została napisana być może najlepsza w całym dorobku literatury polskiej powieść historyczna pt. "Srebrne orły".

W miejscu wyznaczonym przez dwa fragmenty złamanej kolumny, nieopodal skrzyżowania Via Dolorosa z jerozolimską ulicą Al-Wad, znajduje się III stacja Drogi Krzyżowej, upamiętniająca pierwszy upadek zmierzającego na Golgotę, ubiczowanego i ukoronowanego cierniową koroną Chrystusa pod ciężarem krzyża. W latach 1947-1948, z inicjatywy kapelana Polskich Sił Zbrojnych, księdza Stefana Pietruszki-Jabłonowskiego, kaplicę trzeciej stacji gruntownie odnowiono i wyremontowano dzięki licznym i hojnym składkom osiadłych w Ziemi Świętej polskich żołnierzy, składanym Bogu jako dziękczynne votum za ocalenie życia z katyńskiej kaźni i wyrwanie się spod władzy ludobójczego stalinowskiego totalitaryzmu. Kapliczny ołtarz zdobi figura upadłego na ziemię pod ciężarem drewnianych belek krzyża Zbawiciela, wzbogacona o malowidło, przedstawiające opłakujących z niebieskich wyżyn rzewnymi, pełnymi goryczy łzami Jego bolesną Mękę Aniołów. W momencie powstawania "Srebrnych orłów" - w 1943 roku, który to rok Stanisław Cat-Mackiewicz określił mianem "roku złych wróżb" - analogia losów męczonego za grzechy ludzkości Chrystusa z losami męczonej okrutną pożogą wojny i okupacji Polski dobitnie nasuwała się wielu polskim sercom, rozproszonym w zawierusze dziejów po całym szerokim świecie. Oto bowiem po wielkich klęskach Wehrmachtu w bitwach pod Stalingradem i na Łuku Kurskim, inicjatywę strategiczną na froncie wschodnim II wojny światowej przejęła niepodzielnie Armia Czerwona. Potęga III Rzeszy zatrzęsła się w posadach, ale wyzwolenie Polski sowieckimi rękami oznaczało de facto zamianę jednej okupacji na drugą. Trzynastego kwietnia Niemcy podali do publicznej wiadomości informację o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w lesie katyńskim, ujawniając światu bezmiar sowieckich zbrodni na wziętych do niewoli polskich jeńcach. Tragiczna prawda o Katyniu spowodowała ponowne zerwanie stosunków dyplomatycznych pomiędzy rządem ZSRR, a polskimi emigracyjnymi władzami w Londynie. Zaledwie kilka dni później, 19 kwietnia, wybuchło Powstanie w Getcie Warszawskim, w którym ocaleli dotąd przedstawiciele społeczności żydowskiej polskiej stolicy, z bronią w ręku zamierzali przeciwstawić się realizowanemu przez partię NSDAP tzw. "ostatecznemu rozwiązaniu". Piątego czerwca, w słynnej wsypie w warszawskim kościele św. Aleksandra, rozbita przez Gestapo została elitarna komórka Armii Krajowej "Osa"-"Kosa 30". Trzydziestego czerwca, w wyniku zdrady Ludwika Kalksteina, Blanki Kaczorowskiej i Eugeniusza Świerczewskiego, w ręce Gestapo wpadł Komendant Główny Armii Krajowej, generał Stefan Rowecki ps. "Grot". Zaledwie kilka dni później, bo 4 lipca, zginął w katastrofie gibraltarskiej premier i Wódz Naczelny, generał Władysław Sikorski. Prawdziwych okoliczności jego śmierci, wzmacniając tym samym mocne hipotezy o zamachu na życie generała, po dziś dzień nie ujawniły szczelnie zamknięte w londyńskich archiwach MI6, ściśle tajne brytyjskie dokumenty. Tydzień po tym tragicznym wydarzeniu, 11 lipca, nastąpiła kulminacja tzw. Rzezi Wołyńskiej, która przeszła do historii pod nazwą krwawej niedzieli. W zorganizowanej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię masakrze polskiej ludności na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, zginęło według różnych szacunków od 50 do 60 tysięcy osób. Dwunastego października 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, stoczyła u boku Armii Czerwonej krwawą bitwę z Niemcami pod Lenino. Zdziesiątkowana dywizja, pozbawiona należytego wsparcia, nie osiągnęła zaplanowanych militarnych celów. Jednak ogromną daninę krwi i życia jej bohaterskich żołnierzy, w przeważającej większości szczerze przywiązanych do polskości, Stalin po mistrzowsku wykorzystał do własnych propagandowych celów. Pomiędzy 28 listopada, a 1 grudnia odbyła się konferencja teherańska, na której prezydent USA Franklin Delano Roosevelt, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill i przywódca ZSRR Józef Stalin podzielili pomiędzy siebie strefy wpływów w wyzwalanej spod hitlerowskiej okupacji Europie. Polska, co na życzenie prezydenta Roosevelta skrzętnie ukryto przed międzynarodową opinią publiczną, znalazła się pod kontrolą wpływów sowieckich. Wreszcie w noc sylwestrową tego feralnego roku politycy Polskiej Partii Robotniczej powołali do życia Krajową Radę Narodową - swoistego rodzaju namiastkę działającego w podziemiu parlamentu - konkurencyjnego i opozycyjnego względem Rządu RP na uchodźstwie i struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Polska zmierzała na swoją Golgotę. Jednak w przeciwieństwie do Chrystusa, zamiarem swoich oprawców - inaczej niż w 1918 roku - miała już nigdy więcej nie dostąpić łaski zmartwychwstania jako całkowicie niepodległy, suwerenny od jakiejkolwiek formy obcej zwierzchności, wolny i demokratyczny kraj.

W całym bezkresnym koszmarze tego ogromu potworności, kiedy wszystko zdaje się zmierzać ku nieubłaganej katastrofie, młody, zaledwie 35-letni wówczas pisarz z naukową erudycją najwybitniejszego mediewisty i z najwyższej próby kunsztownością literackiego stylu oddaje do rąk czytelników prawdziwy klejnot w skarbcu polskiej powieści historycznej. Klejnot tym bardziej drogocenny, że przedmiotem powieściowych rozważań staje się początek istnienia państwa polskiego w newralgicznym momencie dziejów europejskiego kontynentu. Ileż nadziei w polskość musiało być wtedy w Parnickim! Jak wielki płomień wiary w Polskę i Polaków rozgrzewał wówczas wyobraźnię pisarza! Przesłanie powieści nie pozostawia bowiem wątpliwości, że sponiewierana Ojczyzna zdoła odrodzić się z przeciwności do przyszłego pięknego rozkwitu. Zaistnienie Polski na politycznej mapie Europy zbiegło się bowiem w czasie z udaną próbą restytucji imperium rzymskiego przez cesarza Ottona I Wielkiego. Chrzest Mieszka I w 966 roku nie miał prawa dokonać się wbrew woli cesarza, ale zaistniał zapewne tylko i wyłącznie za jego zachętą i pełną aprobatą. Słowiański książę uzyskał w ten sposób tytuł "amicus imperatoris" - przyjaciela Cesarstwa - a także miejsce dla swojego państwa w rodzinie cywilizacji chrześcijańskiej, z ogromem płynących z tego faktu kulturowych i cywilizacyjnych dobrodziejstw. Jednak wkrótce potem, kiedy Mieszkowe państwo Polan i Ottonowe cesarstwo Rzymian zdołały okrzepnąć nieco w nowej politycznej rzeczywistości, na horyzoncie zdarzeń pojawił się nowy palący problem. Jak zagospodarować i pogodzić ścierające się i zwalczające nawzajem, rozliczne partykularne interesy poszczególnych książąt i margrabiów, ambitnych watażków i odsuniętych na margines możnych, dla których zabrakło miejsca najbliżej cesarskiego tronu? Podsycane na dodatek wzajemnymi animozjami, narodowościowymi antagonizmami, kulturowymi barierami i ekonomicznymi rachunkami, gdzie zysk jednych musiał zostać zmierzony cudzą stratą? Czy naprawdę jedyną odpowiedzią na ten wrzący tygiel przeciwieństw, który, podgrzany za mocno, wykipi na wszystkie strony niebezpiecznym zarzewiem wojen i chaosu nie do okiełznania, może być moc cesarskiego uniwersalizmu? Czy piękna idea zjednoczenia Romy, Galii, Germanii i Słowiańszczyzny w jeden konglomerat, spajany cesarskim diademem i włócznią św. Maurycego, nie jest aby fantasmagoryczną mrzonką, podszytą pospolitym chciejstwem odurzonego pięknymi marzeniami młodocianego cesarza Ottona III? Syna Niemca i Greczynki o oliwkowym kolorze skóry, zbyt greckiego dla Niemców i zbyt niemieckiego dla Greków? Kto tak naprawdę, niczym tajemniczy zakulisowy demiurg, rozstawia pionki i figury w wielkiej grze na politycznej szachownicy, aby potem swobodnie manipulować nimi według własnej woli i własnych korzyści? Czy peryferyjne słowiańskie obszary, atrakcyjne swoim nieodkrytym potencjałem, zostaną włączone do partycypowania w dobrobycie korzyści, płynących z uniwersalizmu na takich samych zasadach, jak italskie, frankońskie czy germańskie części imperium? I czy wreszcie, co jest w tym wszystkim najbardziej istotne, nie jest aby przypadkiem tak, że uniwersalizm jest tylko sztafażem dla imperializmu, który w średniowieczu objawiał się jako "Drang nach Osten", a w XX wieku jako rasistowska ideologia nazistowskiego totalitaryzmu? W głębi i pasji poszukiwania odpowiedzi na wszystkie te trudne i skomplikowane pytania leży moim zdaniem największa wartość znakomitej powieści Teodora Parnickiego.

W 1014 roku rudowłosy opat klasztoru benedyktynów w Tyńcu Aron, z pochodzenia Irlandczyk o celtyckich korzeniach, wychowanek najsławniejszej w całej Brytanii szkoły glastonberyjskiej, skąd jako jeden spośród najzdolniejszych uczniów, został wysłany na dalszą edukację do Rzymu, przybywa do Krakowa zawezwany przez siostrzenicę cesarza Ottona III, Rychezę. Zatroskana nierozsądnym jej zdaniem postępkiem swojego teścia Bolesława Chrobrego, który wbrew uroczyście złożonej obietnicy odmówił niemieckiemu królowi Henrykowi II Bawarskiemu uczestnictwa w jego wyprawie do Rzymu po koronę cesarską, Rycheza ma nadzieję, że razem z Aronem, swoim mężem Mieszkiem i innymi kościelnymi dostojnikami zdołają przekonać Chrobrego do zmiany decyzji, która może fundamentalnie zaważyć na przyszłości młodego państwa i jej osobistym życiu. Stawką w tej grze jest status rzymskiego patrycjusza, a więc nadzwyczaj dostojna godność, niedostępna dla wielu, symbolem której są tytułowe srebrne orły. Z punktu widzenia Rychezy, udział Chrobrego w rzymskiej wyprawie Henryka ma być wyłącznie czysto taktyczną zagrywką i zbudowaniem solidnych fundamentów pod realizację znacznie ważniejszego celu. W zamiarach ambitnej księżniczki z cesarskiego rodu, następcą Henryka na cesarskim tronie ma zostać syn jej i syna Bolesława - księcia Mieszka II. W dziedzicu krwi Ludolfingów, Piastów i Bazyleusów, spadkobiercy tradycji łacińskiego Rzymu, germańskiego Akwizgranu, słowiańskiego Gniezna i bizantyjskiego Konstantynopola, najpełniej mają się ucieleśnić uniwersalistyczne marzenia jego ciotecznego dziadka, cesarza Ottona III. Bolesław jednak konsekwentnie odmawia i szykuje się do kolejnej wojny z Henrykiem, tym trudniejszej, że pierwszej prowadzonej już nie przeciwko niemieckiemu królowi, ale przeciwko władcy wyniesionemu do splendoru godności cesarskiej. Racjonalny Bolesław nie wierzy w prawdziwość cesarskich zapewnień o przyjaźni i pokoju, ale sam nie jest bynajmniej pozbawiony ambicji. Mierząc siły na zamiary, Chrobry postanawia odrzucić nierealne jego zdaniem mrzonki o cesarskiej koronie dla swojego wnuka, żeby skupić swe wysiłki na zdobyciu królewskiej godności dla siebie i swoich potomków. Tak oto bowiem wyblakły ze srebra do bieli orzeł, symbolizujący godność rzymskiego patrycjusza, przyobleczony w przynależną cesarskiemu majestatowi purpurę, z osadzoną na głowie złotą królewską koroną, symbolizującą suwerenność monarszej władzy, stanie się herbem państwa, które przez blisko 800 lat będzie nosiło dumną nazwę Corona Regni Poloniae. Rozmyślając nad skutkami postępowania księcia Bolesława Chrobrego, opat Aron wspomina w rozbudowanej retrospekcji koleje swego burzliwego życia, które przywiodły go ze szmaragdowej Irlandii do obcego i dalekiego kraju, gdzie pośród licznych prastarych pogańskich kultów ludność przyswaja dopiero prawidła wiary, liturgię, obrzędowość oraz zwyczaje związane z religią chrześcijańską.

Przybywszy do Wiecznego Miasta, młody Aron trafia w sam środek bezpardonowej walki o władzę o najwyższą kościelną godność papieża pomiędzy zwaśnionymi arystokratycznymi rodami Krescencjuszy i Tuskulańczyków. Przewodnikiem Arona po zawiłych kulisach tej zawziętej rywalizacji staje się młody Tymoteusz z rodu Tuskulańczyków, bratanek głowy całej rodziny Jana Teofilakta. Tymoteusz, który pała grzeszną namiętnością do pięknej żony Krescencjusza Teodory Stefanii, jest przyjacielem wygnanego z Polski przez Chrobrego Bolesława Lamberta, syna Mieszka I i jego drugiej żony, pochodzącej z Niemiec Ody. Bolesław Lambert czyni zakulisowe zabiegi, żeby odzyskać choć część utraconego ojcowskiego dziedzictwa, ale młody cesarz Otton III zdecydowanie stawia na Chrobrego, którego nazywa Bolesławem Pierworodnym. On to bowiem ugości cesarza na zjeździe gnieźnieńskim i wykupi za szczere złoto z rąk pogańskich Prusów ciało zabitego przez nich świętego biskupa-męczennika Wojciecha. Po tym, jak młodziutki cesarz po raz pierwszy wyprawił się do Italii, do godności papieskiej wyniesiony zostaje kuzyn cesarski Brunon z Karyntii, który przyjął imię Grzegorza V. Niezadowolony z wyboru i polityki nowego papieża Krescencjusz Młodszy buntuje rzymski patrycjat przeciwko Grzegorzowi, który zmuszony jest uciekać z miasta. W miejsce Grzegorza obrany zostaje antypapapież, z pochodzenia Grek, Jan Filagat, który jako Jan XVI ma być gwarantem dominacji rodu Krescencjuszy. Z odsieczą krewniakowi do Rzymu przybywa jednak z powrotem cesarz Otton III, wiodąc ze sobą miecze, tarcze i topory drużyny saksońskich wojowników pod wodzą margrabiego Ekkeharda. Oblężony w Wieży Teodoryka, Krescencjusz zostaje stracony z rozkazu cesarza, a schwytanego Jana Filagata Grzegorz V każe najpierw okrutnie okaleczyć przez obcięcie członków, a następnie upokorzyć, obwożąc publicznie nieszczęśnika na ośle po ulicach Rzymu. Jednak sam Grzegorz V nie nacieszył się zbyt długo tronem Piotrowym. Po jego rychłej śmierci, która zdaniem wielu była karą Bożą za okrutną zemstę na Filagacie, papieżem obrany zostaje Gerbert z Aurillac, który przyjmie imię Sylwestra II. Nowy papież, wychowany w katalońskich klasztorach, w których triumf święciła promieniująca na Europę z Półwyspu Iberyjskigo nauka muzułmańskich Arabów, przeniósł na grunt cywilizacji łacińskiej wszystkie jej najwybitniejsze osiągnięcia. Cyfry arabskie, system dziesiętny, czy gruntowną znajomość astronomii, zawdzięczamy właśnie papieżowi-erudycie Sylwestrowi, który za sprawą swoich nadzwyczajnych zdolności był podejrzewany przez współczesnych sobie ludzi o konszachty z diabłem. Ten wirtuoz organów i kolekcjoner manuskryptów, potrafiący posługiwać się liczydłem, globusem i stenografią, szczególną więzią szczerej przyjaźni darzył właśnie cesarza Ottona. Otton i Sylwester, uczeń i mistrz, niczym Adso z Melku i Wilhelm z Baskerville z powieści Umberto Eco, odkrywają razem fascynujące sekrety nauki i sztuki rządzenia państwem. To z upoważnienia papieża Sylwestra Aron trafia do Emiratu Kordoby z zadaniem wykupienia chrześcijańskich jeńców z muzułmańskiej niewoli. Właśnie tam, w cieniu sławnego lasu kolumn majestatycznej kordobańskiej Mezquity, zawiązuje nić przyjaźni z arabskim uczonym Abdallachem Ibn al-Faradim, który biegle i ze swadą włada łaciną i greką, cytując z pamięci filozofię Arystotelesa. Jednak dopiero na dworze słowiańskiego księcia Chrobrego Aron ma wypełnić dziedzictwo swoich przedwcześnie zmarłych papieskich i cesarskich protektorów. Uniwersalizm Ottona i tolerancja Sylwestra nie mogą bowiem zaginąć w pomroce dziejów, a silny wolą i charyzmatyczny Bolesław, chyba jako jedyny jest w stanie sprostać temu arcytrudnemu i karkołomnemu wyzwaniu. A przynajmniej zachować z uniwersalistycznego dziedzictwa najwięcej, jak to tylko będzie możliwe.

W mojej ocenie, o wielkości prozatorskiego dokonania Parnickiego w "Srebrnych orłach", nie przesądza wcale głęboka erudycyjna wiedza autora na temat średniowiecznej historii Polski i Europy. Nie przesądza też o tym kunsztownie skonstruowany literacki styl pisarza, pełen mitologicznych i antycznych tropów, czy wysmakowanej frazy, która, subtelnie i po mistrzowsku łącząc gorące namiętności porywów serca i chłodne wyrachowanie trzeźwo myślącego rozumu, potrafi do głębi zaciekawić biorącego książkę do ręki czytelnika. Wszystkie te niewątpliwe atuty, choć niezmiernie ważne, schodzą na drugi plan wobec wizji, jaką młody pisarz u progu przedzielenia Europy przez żelazną kurtynę z pasją i maestrią oddaje przed oczy odbiorców. Parnicki wierzy bowiem, że piękna uniwersalistyczna idea jedności ludów i narodów Europy z poczesną rolą Polski w tym epokowym przedsięwzięciu, wyzbyta egoistycznego partykularyzmu i zadufanego we własnej wielkości imperializmu, ma szansę na nowo zaistnieć i zatriumfować w zmęczonej krwawym wojennym koszmarem europejskiej społeczności. Choć nie będzie to zadanie łatwe i potrwa z pewnością wiele dziesiątków lat; będzie wymagało trudnego procesu pojednania pomiędzy zwaśnionymi narodami i zabliźnienia zadanych sobie nawzajem ran; będzie odsądzane od czci i wiary przez niechętnych jej oponentów, spod znaku ksenofobii i nacjonalizmu; wreszcie będzie musiało liczyć się z tym, że wielu ludzi nie od razu dostrzeże płynące z niego dobrodziejstwa, poczytując je sobie za zagrożenie własnych swobód i wolności. Cywilizacyjny fundament uniwersalizmu, oparty na religii chrześcijańskiej, filozofii greckiej i rzymskim prawie, ma bowiem jeden ukryty atut, który w momencie powstawania powieści trudno było dostrzec nawet najtęższym umysłom. Tym atutem jest trwały i sprawiedliwy pokój, wyzbyty chęci zemsty i rewanżu; pokój, który buduje mosty, nie rzucając już na ludzkie siedziby deszczu śmiercionośnych i niszczących bomb. Parnicki to wiedział. I rozumiał lepiej, niż możemy to sobie dzisiaj wyobrazić. Wszak Bolesław Chrobry w rozmowie z Rychezą wypowiada słowa, które bardzo aktualnie brzmią w brzemiennym w skutki 1943 roku: "Dziś Imperium Rzymskie toż to samo co niemieckie królestwo; imieniem Romy Niemcy nienawiść swoją i wzgardę do ludów innych osłaniają; pod zasłoną imienia tego swoją, swego szczepu potęgę pomnażają. Aby inne szczepy łatwiej im ulegały, mamią je pięknymi słowami o jedności i równości ludów wszystkich w łonie Imperium różnoplemiennego". [1] W odpowiedzi na tę gorzką refleksję polskiego księcia, Tymoteusz, biskup poznański, swego czasu wzgardzony i odrzucony przez Teodorę Stefanię, która wolała oddać swe wdzięki cesarzowi Ottonowi, przyprawiając go o zgubę, wypowiada proroczą zapowiedź przyszłych szczęśliwych czasów: "Nie majak to wcale odradzające się Imperium różnoplemienne. Prawda to żywa. Jeno nie złote orły znakiem światowładnym owego Imperium, ale klucze złote. (...) Bo Rzym - to my, Imperium światowładne, różnoplemienne - to my. My nakładamy diadem cesarski na kornie pochylonego u nóg naszych króla Niemców. I my też wspieramy władcę Słowian w jego oporze przeciw Niemcom. Bo właśnie dla nas, Rzymu prawdziwego, jednacy są przed majestatem Imperium, którego znakiem klucze złote - i Słowianie nowochrzczeńcy i Niemcy pyszniący się urojonym prawem do władania nad Słowianami. Jedni i drudzy to dzieci nasze, jednako potrzebujące dobroci i miłości". [2]
Już bardzo niedaleko stąd do znaczenia słynnego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z dobitnym, trudnym i rewolucyjnym, ale jakże potrzebnym przesłaniem: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Choć przebaczyć nie oznacza zapomnieć.

Idę o zakład, że gdyby - przez pewien czas objęte cenzurą i wycofaniem z bibliotek przez peerelowskie władze - "Srebrne orły" wyszły spod pióra Umberto Eco, Kena Folleta, czy Bernarda Cornwella, entuzjastyczne opinie międzynarodowej krytyki bez wahania zaliczyłyby książkę polskiego pisarza do kanonu najwybitniejszych powieści historycznych w całym dorobku literatury światowej. Owa dzisiaj już trochę zapomniana perełka literatury polskiej zasługuje na ponowne odkrycie i po stokroć warta jest uznania w oczach ambitnego czytelnika, dla którego pasja czytania jest tak samo ważna, jak wyniesiona z lektury głębia intelektualnej satysfakcji. Oddając cesarzowi, co cesarskie, czytajmy z uwagą powieści Teodora Parnickiego.

Ocena recenzenta: 6/6

[1] Teodor Parnicki, "Srebrne orły", Noir sur Blanc, Warszawa 2016, s. 502
[2] Tamże, s. 504

















(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 688
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: benzmanOpiekun BiblioNETki 20.01.2023 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Typ recenzji: oficjalna P... | idiom1983
Już dawno nie czytałem tak świetnej, monolitycznej i po profesorsku napisanej recenzji! Z żalem i nieskrywanym wstydem przyznaję, że jeszcze nic Parnickiego nie czytałem. Choć już powoli zbieram w mojej domowej kolekcji jego książki, a na Srebrne orły (Parnicki Teodor) mam chrapkę od dłuższego czasu! Swoją recenzją zachęciłeś mnie stuprocentowo i nieuleczalnie :) Zabieram się zaraz po kilku pozycjach, które już się utrwaliły w grafiku na najbliższe tygodnie.
Użytkownik: idiom1983 20.01.2023 16:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Już dawno nie czytałem ta... | benzmanOpiekun BiblioNETki
Cieszę się, że moja recenzja Ci się podobała. Zapewniam, że mój tekst to tylko mała przekąska wobec wielkiej uczty, jaką jest lektura samej powieści. "Srebrne orły" tak samo jak Tobie, mnie też bardzo długo chodziły po głowie, ale zawsze wybierałem coś innego. I tak samo jak Ty, nie czytałem z Parnickiego niemal niczego innego więcej. Dwadzieścia lat temu czytałem tylko "Hrabiego Juliana i króla Roderyka". Powieść to ciekawa, ale do "Srebrnych orłów" się nie umywa. Na półce stoją jeszcze nieprzeczytane "Dary z Kordoby" i "Tylko Beatrycze". Ale jestem pewien, że rychło sięgnę też po inne książki Parnickiego. Pozdrawiam serdecznie i czytajmy Teodora! Ze wszech miar wart jest naszego uznania!
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 21.03.2023 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Typ recenzji: oficjalna P... | idiom1983
Wspaniała recenzja, gratuluję.
Można by powiedzieć, że kongenialna. ;-)
Użytkownik: idiom1983 21.03.2023 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja, gratu... | wwwojtusOpiekun BiblioNETki
Parnicki był geniuszem, a ja jestem tylko jego satelitą, który jak wszystkie satelity, świeci wyłącznie światłem odbitym. Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do lektury powieści tego znakomitego pisarza!
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 21.03.2023 23:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Parnicki był geniuszem, a... | idiom1983
Trzy powieści mam już za sobą. O ile można tak o jego powieściach powiedzieć, bo jednak wypadałoby każdą po kilka razy przeczytać, żeby dobrze zrozumieć i dotrzeć głębiej. Po "Tylko Beatrycze" czuję, że tylko się prześlizgnąłem, a i tak wywarła spore wrażenie.
A jeszcze bardzo bym chciał o Aecjuszu poczytać, a jakoś się nie układa ciągle. Za dużo jest potencjalnie dobrych książek do wyboru. ;-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: