Przedstawiam KONKURS nr 224, który przygotowała
carly.
Nie da się ukryć, że w swoim debiucie w roli autora konkursu mam lekką tremę, nie może być przecież ani zbyt łatwo, ani zbyt trudno, a poziom został przez dotychczasowych twórców wyśrubowany do granic możliwości. Tym niemniej, jeśli moje zagadki okażą się troszkę zbyt łatwe, to i tak mam nadzieję, że zabawa sprawi Wam przyjemność:)
Tyle wstępu, a teraz zapraszam na pierwsze w 2019 roku konkursowe polowanie! Dziś musimy zidentyfikować tych, którzy zazwyczaj sami są tropicielami śladów. Mam nadzieję, że pozostawione poszlaki okażą się wystarczające do odszukania wszystkich ukrywających się policjantów. Fragmentów jest
30, za każdy fragment można otrzymać
2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł - maksymalnie
60 punktów. Jeżeli kilka osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, decydująca będzie kolejność nadsyłania odpowiedzi.
Termin nadsyłania rozwiązań upływa
17 stycznia (czwartek) o godz. 23.59.
Odpowiedzi proszę przesyłać na
PW, liczba strzałów nieograniczona :)
Jeżeli ktoś chciałby skorzystać z podpowiedzi, czy ewentualnie zetknął się z poszukiwanym bądź jego rodzicem, proszę o informację w wiadomości.
A teraz przechodzimy do okazania, oto naszych 30 poszukiwanych.
1.
Był dobrym policjantem, dzielnym policjantem. Twardzi młodzi chuligani, który terroryzowali ludzi na rogach ulic, wiali, kiedy się zbliżał, aż w końcu całkiem zniknęli z jego rejonu. Był bardzo twardym i bardzo porządnym policjantem. Nigdy nie prowadzał swojego syna do sklepikarzy, ażeby zbierał dla niego pieniężne podarki za przymykanie oczu na łamanie przepisów o usuwaniu śmieci czy parkowaniu samochodów; brał pieniądze wprost do rąk własnych - gdyż uważał, że je zarobił. Nigdy nie zbaczał do kina ani nie dekował się po restauracjach podczas pieszego obchodu, tak jak robili to inni, zwłaszcza w zimowe noce. Zawsze obchodził swój rejon. Swym sklepom zapewniał solidną ochronę, solidne usługi. Kiedy pijacy i nałogowcy przesiąkali z Bowery, żeby nagabywać przechodniów o pieniądze na jego trasie, przepędzał ich tak brutalnie, że nigdy nie wracali. Kupcy z jego obwodu byli mu za to wdzięczni. I okazywali wdzięczność.
2.
Wszystko to było wypowiedziane tonem pokornym, dumnym, zrozpaczonym i pełnym szczerego przekonania, co nadawało jakąś dziwaczną wielkość temu niezwykłemu, uczciwemu człowiekowi.
— Zobaczymy — rzekł pan M. I wyciągnął do niego rękę.
J. cofnął się i rzekł ponurym głosem:
— Przepraszam, panie merze, ale to być nie może! Mer nie podaje ręki szpiclowi! — I dodał przez zęby: — Szpiclowi, tak, szpiclowi! Nadużyłem władzy policjanta — jestem już tylko szpiclem.
Po czym skłonił się głęboko i skierował ku drzwiom. Tu odwrócił się i nie podnosząc oczu dodał:
— Panie merze, będę spełniać swoje obowiązki, dopóki nie otrzymam zastępcy.
Wyszedł. Pan M. siedział zamyślony, słuchając tych kroków pewnych i energicznych, które oddalały się na korytarzu.
3.
Skręcił w Canal Street, gdzie przenikliwy wiatr na skrzyżowaniu zatargał jego rzednącymi włosami. Przed nim, jakieś sto metrów dalej, w cieniu groźnego, złowieszczego masywu wielkiej wieży kościoła św. Barnaby, stała karetka, błyskając błękitnym światłem w ciemności. Towarzyszyły jej dwa białe samochody policyjne stojące na chodniku. Okoliczni mieszkańcy zbili się w nieduży krąg u wlotu uliczki, do której dostępu bronił wysoki umundurowany policjant ulokowany przy betonowym słupku na środku jezdni.
- Obawiam się, że nie może pan… - w tej chwili rozpoznał X. - Przepraszam sir, nie poznałem…
4.
- Nie mam nic do zatajenia.
- Diabła tam, sam pan powiedział…
- Powiedziałem, że mam podstawy przypuszczać, że te dwa zgony się łączą. Mam pewne informacje, ale policja również je ma. Wydział Policji to ogromna organizacja. Jeżeli pańscy ludzie i policjanci z Bronksu połączą swoje siły, prędzej czy później dotrą tam, gdzie ja się znajduję. Pomyślałem, że oszczędzę panu czasu i pracy. Nie mogę zostać oskarżony o zatajanie informacji, jeżeli wiem to, co cała policja razem wzięta.
C. sapnął.
- Pewnego dnia…- powiedział złowrogo i znowu sapnął.
5.
Zamknął drzwi. Czekałem kilka minut, przysłuchując się gadaniu radia w wozie patrolowym. Otworzyły się drzwi i zobaczyłem Sebastiana. Zmienił się, wyglądał jak bokser po piętnastorundowej walce. Zmierzwiona kępa włosów na czole prosiła się o grzebień. Był blady, jego oczy wyrażały rezygnację. Tuż za nim stał dozorca szeryfa, niczym dozorca więzienny.
- Zabierają ją - powiedział Sebastian. - Chcą ją wsadzić do więzienia.
- Nie do więzienia - poprawił go zastępca szeryfa. - Pójdzie do aresztu.
- Nie wyznaczyli kaucji? - spytałem Sebastiana.
- Owszem, ale nie mam dwudziestu tysięcy dolarów.
- To dużo.
- Planowany napad to bardzo poważny zarzut - oświadczył policjant. - Do tego dochodzi udział w uprowadzeniu.
- Mimo wszystko to dużo.
- Sędzia jest innego zdania.
6.
Policjant Lundberg ma pewną sprawę na Smalandsgatan. Na rogu z Norrlandsgatan jest cukiernia. Tam wchodzi. Od kelnerki ma odebrać kopertę z nieznaną mu zawartością. Czekając na kopertę, opiera się o ladę, na której leżą ciastka, i rozgląda po lokalu.
Jest dziesiąta po południu i tylko trzy stoliki są zajęte. Naprzeciwko niego, na kanapie, siedzi jakiś mężczyzna i pije kawę. Lundberg ma wrażenie, że gdzieś go widział, i usiłuje sobie przypomnieć gdzie. Mężczyzna wsuwa dłoń do kieszeni spodni, żeby wyjąć pieniądze, i odruchowo na niego patrzy.
Policjanta Lundberga przeszywa dreszcz.
Człowiek z Kanału Gotajskiego!
7.
W więzieniu w Grasse nie było źle. Policjant, którego uderzył w barze, pracował w Cannes, toteż nie prześladował go w więzieniu. Zarówno wśród strażników, jak i u sędziego śledczego, który go przesłuchiwał, Wesley cieszył się pewną popularnością, i z powodu tego, co się przydarzyło jego ojcu, i tego, że mówił po francusku i znokautował Anglika mającego u miejscowej policji umiarkowanie korzystną reputację barowego zabijaki. Poza tym Wesley był uprzejmy i nie sprawiał nikomu kłopotu. Nie zaszkodził mu także banknot wsuwany czasami przez wuja do ręki strażnika ani telefon z amerykańskiego konsulatu, również sprowokowany przez wuja R.
8.
Zaledwie kilka tygodni później, tego samego dnia, gdy znaleziono ciało Anderson, policja aresztowała Toma Huskeya w Pigeon Forge, w przyczepie kempingowej, którą dzielił z rodzicami. W trakcie przeszukania policjanci znaleźli w sypialni Huskeya kawałek pomarańczowego sznurka rolniczego - takim samym sznurkiem były związane ręce Patty Anderson. Znaleźli również kolczyk, który, jak się później okazało, był jej własnością. Na kolczyku wisiał jasny włos. Ponieważ pozbawiony był korzenia i mieszka, nie zawierał DNA, które można by porównać z DNA ofiary. Jednak analiza chemiczna przeprowadzona w laboratorium kryminalistycznym FBI wykazała, że włos był zafarbowany tym samym barwnikiem, co włos Patty Anderson.
9.
Zaczynał się październik. Komisarz dopiero przed dwoma dniami wrócił z urlopu do Paryża zamglonego w deszczu, który zdawał się padać bez końca. Jako policjant odnajdował bulwar Richard-Lenoir, a następnie swe biuro z uczuciem trudnym do zdefiniowania, złożonym tyleż z zadowolenia, co z melancholii.
Przed chwilą, gdy przewodniczący sądu zapytał go o wiek, odparł:
- Pięćdziesiąt trzy lata.
Znaczyło to, według regulaminu służbowego, że za dwa lata odejdzie na emeryturę.
10.
Zaczęła się cofać, przypatrując się twarzy mężczyzny. Niemal potknęła się o tory. Jej głowę zaprzątała uporczywa myśl: nie można umrzeć w ten sposób.
Po chwili doszła do siebie. Zrób coś, odkryłaś miejsce zbrodni, jesteś tu pierwszym policjantem. Wiesz, co robić.
APORT
A - aresztować przestępcę.
P - poszukiwać śladów, świadków i podejrzanych.
O - oznakować miejsce przestępstwa.
R…
Co oznacza R?
11.
- A morderca, przecież widzielibyśmy go?
- Bo też go widzieliśmy. Nawet staliśmy rozmawiając z nim. Czy pamiętasz, że policjant pojawił się niespodziewanie? To dlatego, że wyszedł z bramy w chwilę po tym, jak mgła na środku ulicy rozwiała się. Podskoczyliśmy z wrażenia, pamiętasz? W końcu policjanci są takimi samymi ludźmi, jak wszyscy, chociaż często o tym zapominamy. Kochają i nienawidzą. Żenią się…
12.
Dzwonek do drzwi: dwaj policjanci w nowiutkich mundurach. Gotowi zacząć dochodzenie. Lucy wychodzi ze swojego pokoju, umęczona, we wczorajszym ubraniu. Nie chce śniadania. Bev odwozi ich na farmę, a policjanci jadą za nimi swoją furgonetką.
Martwe psy leżą w boksie, tam gdzie padły. Buldożka Katy nie uciekła: przelotnie zauważają, że czai się w stajni, wyraźnie nie chce się zbliżać. Po Petrusie ani śladu.
Policjanci wchodzą do domu, zdejmują czapki i wtykają je sobie pod pachy.
13.
Tam odebrał telefon porucznik Dwyer i wysłał policjanta, Edwarda Garrigana, na De Russey’s Lane. Po drodze Garrigan zabrał ze sobą swego kolegę, Jamesa Currana. Na miejscu przestępstwa zastali następujący obraz: zmarły leżał na plecach; ubrany w czarny wysoko zapięty surdut duchownego. Twarz zakrywał starannie panamski kapelusz. Gdy policjanci zdjęli kapelusz, ujrzeli, że zmarły miał okulary. Oczy były zamknięte. Na zgiętym prawym ramieniu zmarłego spoczywało ciało młodszej od niego kobiety. Twarz jej zakrywał wełniany szal. Na zwłokach rozsypane były liczne kartki papieru - listy pisane kobiecą ręką. O lewą podeszwę zmarłego oparty był bilet wizytowy z napisem: „ Wielebny Edward W. Hall, kościół św. Jana Ewangelisty, New Brunswick, N.J.”
14.
- Nie chciałaby się pani przejść? - spytała gruba policjantka i wstała.
Julie pomyślała, że ta kobieta musi mieć naprawdę silne mięśnie nóg, żeby tak od razu dźwignąć cały ten ciężar z siedzenia. Człowiek, patrząc na nią, odnosił wrażenie, że potrzeba dźwigu, żeby ją ruszyć, jednego z tych wielkich żurawi, które sterczą nad rzeką w Wallsend. I nie tylko ciało policjantki było takie. To w ogóle silna osoba. Kiedy już się na coś nastawi, nic jej nie zatrzyma. Ta myśl jakimś cudem niosła Julie pociechę.
- Świeże powietrze na pewno dobrze pani zrobi - dodała policjantka.
15.
Nic w wyglądzie byłego szefa DOCS- specjalnych oddziałów do walki ze zorganizowaną przestępczością na Costa del Sol - nie zdradzało, że to policjant. Czy były policjant. Był drobny, niemal kruchy, z jasną bródką, ubrany w szary garnitur, bez wątpienia bardzo drogi, z dobranym krawatem i chusteczką wystającą z kieszonki marynarki. Na jego lewej ręce spod mankietu koszuli w różowo-białe paski z rzucającymi się w oczy spinkami, błyszczał Patek Phillippe. Nino Juarez wyglądał, jakby zszedł ze stron magazynu poświęconego męskiej modzie, choć naprawdę właśnie wyszedł ze swego biura przy madryckiej Gran Via. SATURINO G. JUAREZ- głosił napis na wizytówce, którą schowałem do portfela. DYREKTOR DO SPRAW BEZPIECZEŃSTWA WEWNĘTRZNEGO. A w rogu znak firmowy sieci sklepów z modną odzieżą, firmy, która każdego roku obraca setkami milionów. Takie jest życie, pomyślałem.
16.
- Jasne. Jest jeszcze gorzej. Gliniarze nie mogli niczego udowodnić temu byłemu gangsterowi. Policja z Cleveland nie była nim zainteresowana. Policjanci z Los Angeles wypuścili go więc na wolność. Ale gdyby zobaczyli to zdjęcie, nie wypuściliby go z więzienia. Wobec tego zdjęcie stanowi mocny dowód, którym można kogoś zaszantażować. Po pierwsze, byłego gangstera z Cleveland, jeśli to naprawdę ta sama osoba. Po drugie, gwiazdę filmową, z którą widziano go w miejscu publicznym. Ktoś z łbem na karku mógłby zbić fortunę na tym zdjęciu. Hicks nie był aż tak sprytny. Kropka, od nowego wiersza. Hipoteza B: Zdjęcie zrobił Orrin Quest, chłopak, którego próbuję znaleźć. Zrobił je aparatem contax lub leica bez lampy błyskowej i bez świadków, którzy wiedzieliby, że sfotografowano tę parę. Quest miał leicę i lubił robić takie rzeczy.
17.
- Jak to się stało? Chcę wiedzieć, jak to się stało?
- Przejechana przez auto. Zabita na miejscu.
- Zabita na miejscu - powtórzył Tom osłupiały.
- Wyleciała na szosę. A ten sukinsyn nawet się nie zatrzymał.
- Były dwa wozy - powiedział M. - Jeden jechał w jedną stronę, drugi w drugą, jasne?
- Drugi w którą? - spytał natarczywie policjant.
- Każdy w inną. A ona... - podniósł rękę, żeby pokazać na koce, ale zatrzymał ją w połowie ruchu i opuścił - ona wybiegła na drogę i ten, co jechał z Nowego Jorku, wpadł prosto na nią, a jechał trzydzieści albo czterdzieści mil na godzinę.
- Jak nazywa się ta miejscowość? – spytał policjant.
- Nie ma nazwy.
Jasny i dobrze ubrany Murzyn podszedł bliżej.
- To był żółty wóz - powiedział. – Duży żółty wóz. Nowy.
- Pan widział wypadek? - spytał policjant.
- Nie, ale wóz minął mnie trochę dalej na drodze. Jechał więcej niż czterdzieści. Pięćdziesiąt, sześćdziesiąt.
- Pan pozwoli bliżej i proszę podać nazwisko. Proszę o spokój. Muszę zapisać jego nazwisko.
18.
Z tego odrętwienia zbudził ją głos jakiś. Stał nad nią wysoki policjant w mundurze Niemiec i kasku i gadał coś, wskazując oczyma rzeczy i dzieci. Spojrzała mu przelotnie w oczy i głośno rzekła po polsku:
— A szczekaj, psie, choć i cały dzień! Wszystko mi jedno.
Żołnierz powtórzył swoje głośniej.
J. rzekła ze złością:
— Jak się to miasto nazywa?
Niemiec wytrzeszczył oczy i znowu coś zaczął mówić. Gdy mu nie odpowiadała i nie zwracała uwagi, chwycił w rękę tobół i wskazał jej gestem, żeby go zabierała na plecy. Tchnęła nie tylko najszczerszą chęcią, ale wprost porywem fizycznym, żeby mu plunąć w ślepie, i tylko siłą wstrzymała się od tego. Szła kilkadziesiąt kroków na powrót, zupełnie martwa. Zimne zdrętwienie wolno kształtowało się w jakiś plan mętny. Nie miała siły rozumieć tego. Resztkami myśli chwytała to błędne, zaskórne chcenie, żeby tylko wiedzieć, co to jest, i zaraz wykonać…
Policjanta już nie było… Więc znowu wsparła tobół o żelazną barierę i tak stała na miejscu, ślepy wzrok tocząc naokół. Czuła już tylko, że ciężar tłumoka parzy ją w plecy, i owo zachcenie zdradliwe, dające nadzieję spokoju.
Stała tam bardzo długo, jakby żelaznymi mutrami przyśrubowana do żwiru chodnika i do bariery.
19.
Tuż po dwunastej trzeciego czerwca funkcjonariusze Laverty i Rosario krążą po Lowbriar Avenue niecały kilometr od wiaduktu, gdzie X kiedyś powstrzymał kilku trolli od obrabowania małolata. Laverty jest biały. Rosario jest Latynoską. Ponieważ ich posterunek ma numer 54, znani są wśród policjantów jako Toody i Muldoon, od gliniarzy w starym serialu komediowym pod tytułem: Wóz 54, gdzie jesteś? Amarilis Rosario czasem rozśmiesza swoich kolegów na apelu, mówiąc: „Ooch, ooch, Toody, mam pomysł!” Z jej dominikańskim akcentem to brzmi uroczo i zawsze wywołuje wesołość. Podczas patrolu jednak skupia się wyłącznie na pracy. Oboje się skupiają. W Lowtown tak trzeba.
20.
— No i co?
— I nic — odburknąłem.
— Nie widzisz tego dziecka?
— Widzę. Kto je tu przyniósł? Czy jest ranne?
— Zaraz się przekonamy — powiedział profesor. Opuściliśmy cmentarz, schroniliśmy się w zaroślach i w świetle kolejnych zapałek poddaliśmy dziecko gruntownym oględzinom. Na jego szyi, ani gdzie indziej, nie było żadnych skaleczeń.
— Miałem rację? — zapytałem profesora zwycięsko.
— Przyszliśmy w ostatniej chwili — rzekł profesor i odetchnął z ulgą.
Naradziliśmy się, co zrobimy z dzieckiem. Gdybyśmy je odnieśli na posterunek policji, nie uniknęlibyśmy wielu kłopotliwych pytań. Musielibyśmy zeznać do protokołu, w jakich okolicznościach weszliśmy w jego posiadanie i tak dalej. Uzgodniliśmy więc, że odniesiemy dziecko do Heathu, i kiedy usłyszymy kroki policjanta, położymy malucha w takim miejscu, w którym policjant nie mógłby go nie dojrzeć. Jak postanowiliśmy, tak i zrobiliśmy. Położonym na chodniku dzieckiem zajął się policjant, a my udaliśmy się do domu.
21.
Policjant II
Cóż to, jedno z drugim? Co to ma być? Jak wam się zdaje, gdzie jesteście? Zjeżdżajcie galopem.
Freddy
Rozkaz, panie komisarzu, galopem.
Znowu uciekają biegiem i zatrzymują się dopiero na Hannover Square, by odbyć drugą naradę.
Freddy
Pojęcia nie miałem, że policjanci to takie cholerne świętoszki.
22.
W nocy wydarzyła się brzydka historia na Lauriston Gardens nr 3, niedaleko Brixton Road. Policjant w czasie obchodu zobaczył tam światło około drugiej w nocy, wydawało mu się to podejrzane, bo wiedział, że dom stoi pustką. Drzwi znalazł otwarte, a we frontowym pokoju, zupełnie pustym, ujrzał zwłoki dobrze ubranego mężczyzny. W kieszeni trupa znalazł wizytówkę z nazwiskiem „Enoch J. Drebber, Cleeveland, Ohio, USA”. Nic nie wskazuje na mord rabunkowy, nie można też ustalić przyczyny zgonu. W pokoju są ślady krwi, ale na ciele nie ma żadnych ran. Zupełnie nie rozumiemy jak zmarły dostał się do pustego domu.
23.
Wyglądając przez okno, dojrzał niejasny kontur samochodu za żywopłotem. Na dachu samochodu był policyjny kogut. W korytarzu zaskrzypiała podłoga. Poruszyła się klamka w drzwiach. S. zareagował instynktownie, przebiegł przez pokój i zatrzymał się w poślizgu przed drzwiami, które ktoś wyłamywał od zewnątrz. Do środka wpadł policjant z bronią, którą skierował w lewo, potem w prawo i rozglądał się po pomieszczeniu, które wydawało się puste. Zanim zdał sobie sprawę, gdzie jest S., ten rzucił się w drzwi, miażdżąc w nich drugiego policjanta. W momencie gdy pierwszy policjant okręcał się wokół własnej osi, żeby wystrzelić, S. rzucił się do jego nóg. Broń wypaliła, lecz kula przeszła nad głową S. właśnie wtedy, kiedy ten dopadł kostek policjanta, szarpnął i powalił go na ziemię. Drugi próbował podnieść się w przejściu. S. kopnął go kolanem w krocze, a potem przeszedł ponad wijącym się z bólu ciałem na korytarz.
24.
- Widziałem parę webleyów - powiedział obojętnym tonem i zaraz zaczął szybko: - Dostał strzał w to miejsce, nie? Stojąc tu, gdzie ty teraz, plecami do płotu. A napastnik tutaj. - Podszedł i stanął przed Tomem, unosząc na wysokość piersi dłoń z wycelowanym w Toma palcem wskazującym. - Łubudu! M. wali się do tyłu, obrywa deskę z płotu, toczy się w dół i zatrzymuje na głazie. Pasuje?
- Pasuje – odparł wolno Tom ściągając brwi - Wybuch osmalił mu płaszcz.
- Kto go znalazł?
- Policjant na obchodzie, Shilling. Szedł po Bush Street i właśnie tędy przechodził, jak zawracał jakiś samochód i oświetlił płot z oberwaną deską. Wtedy Shilling podszedł, żeby obejrzeć płot z bliska, i znalazł M.
25.
Szepcząc z nieszczerą wesołością, z powrotem nastawiłam Pingu, nalałam wszystkim dzieciom do butelek trochę Ribeny bez cukru i usiadłam na podłodze pomiędzy nimi, z czego były bardziej niż zadowolone. Wtedy pojawił się policjant, ściskając w ręku torbę, którą rozpoznałam jako swoją. Z zapinanej na suwak kieszeni oskarżycielskim ruchem dłoni w rękawiczce wyjął foliową torebkę z jakimś cuchnącym, usmarowanym krwią mięsem i spytał:
- Czy to należy do pani? Znalazłem to w kredensie na korytarzu. Czy mogę pani zadać parę pytań?
26.
Punktualnie o godzinie czwartej dozorca dolnego korytarza w więzieniu na Pawiaku zastukał do celi skazańca. Otworzył drzwi, wszedł i stanął jak wryty: znajdujący się w celi mężczyzna spał głębokim snem i na odgłosy z zewnątrz nie zwrócił żadnej uwagi, jakby nie wiedział, że od dziś na sen będzie miał dwadzieścia cztery godziny na dobę, aż do końca świata. W podwórzu czekał już okratowany samochód. Wewnątrz, oprócz skazańca, zajęli miejsce trzej rośli dozorcy, na koźle przy szoferze usiadł komisarz policji. Nadto auto było eskortowane przez policjanta na motocyklu.
- Może pan telefonować do Cytadeli, że wyjeżdżamy - krzyknął komisarz wyglądającemu przez okno kancelarii naczelnikowi więzienia i dał znak szoferowi.
Motor zachrapał, otworzono bramę i auto ruszyło. Zaraz na ulicy wyprzedził je motocykl. Po drobnym deszczu, który siąpił przez całą noc, jezdnie wąskich, starych ulic pokryte były lśniącą wilgocią.
27.
Ale łódki już nie było potrzeba: policjant zbiegł po schodkach nad kanał, zdjął szynel, buty, i rzucił się do wody. Pracy miał niewiele, prąd niósł topielicę zaledwie o kilka kroków od schodków; policjant prawą ręką schwycił ją za odzież, lewą zdążył złapać drąg, który mu podawał kolega, i po chwili desperatka została wyciągnięta. Położono ją na granitowych płytach. Ocuciła się rychło, dźwignęła, usiadła i dalejże kichać a prychać, odruchowo wycierając dłońmi mokrą suknię. Nic nie mówiła.
- Do zielonych smoków upiła się, ludzie kochane, do zielonych smoków - skowytał tenże kobiecy głos, teraz już koło A. - któregoś dnia chciała się obwiesić, ledwieśmy zdjęli z powroza. Tera poszłam na chwilkę do sklepiku, zostawiłam dziewuszkę, żeby dawała na nią pozór, a tymczasem stało się takie nieszczęście! Mieszka tu niedaleko, drzwi w drzwi z nami, drugi dom stąd, o tam...
Ludzie się rozchodzili, stójkowi jeszcze się krzątali przy topielicy, ktoś napomknął o biurze policji...
28.
I oto w ciągu jednej sekundy stała się rzecz nieprawdopodobna i najzupełniej nieoczekiwana dla czterech uzbrojonych niemieckich policjantów. Jędrek, którego wzrost wynosił około półtora metra - pchnął z całej siły policjanta, stojącego na progu pokoju, Marian szarpnął drzwi korytarza i obaj, jak wyrzuceni z procy, rzucili się w dół klatki schodowej. Policjanci zbaranieli na mur, gdyż zamiast otworzyć okna i narobić alarmu - usiłowali gonić uciekających po schodach. Bezskutecznie. Niełatwo jest złapać na klatce schodowej osiemnastoletnich młodzieńców, którym strach przyprawił skrzydła do nóg. Wypadli z bramy, skręcili w najbliższą przecznicę i zaczęli iść wolno przed siebie. Jeszcze jedna przecznica i byli uratowani.
29.
Jest czas życia i czas śmierci, pomyślał, próbując zetrzeć z oczu resztki snu. To było zaklęcie, które ułożył sobie wiele lat temu. Był wtedy młodym policjantem i patrolował ulice w rodzinnym M. Któregoś dnia pijany mężczyzna, którego próbowali usunąć z parku Pildamm, nagle wyciągnął wielki rzeźnicki nóż. X otrzymał głęboki cios tuż obok serca. Zaledwie parę milimetrów dzieliło go od nieoczekiwanej śmierci. Miał wówczas dwadzieścia trzy lata i było to pierwsze poważne ostrzeżenie, co to znaczy być policjantem. Od tamtej pory zaklęcie stanowiło jego obronę przed niepotrzebnymi wspomnieniami.
30.
- Nie jestem zwykłym policjantem. Szeryf jest wybierany w wyborach powszechnych. Mogę sobie pić piwo, kiedy tylko mój elektorat mi na to pozwala. A dziś cały mój elektorat jest w tej knajpie i wszyscy przy piwie, po piwie lub w trakcie piwa. W tej sytuacji byłoby nietaktem stać tu bez piwa. Mój elektorat byłby zaniepokojony. A poza tym szeryf jest zawsze na służbie; przez całą kadencję, dwadzieścia cztery na dobę, więc siłą rzeczy muszę w trakcie służby robić wszystko to, co normalni ludzie robią poza pracą. Na służbie piję, śpię, chodzę do wychodka, a nawet figluję z żoną. I mój elektorat nie ma mi tego za złe.
============
Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu