O sobie:

JAK MACIEJ WOJTYSZKO UPRAWIA SWÓJ OGRÓDEK

Hanna Baltyn

Maciej Wojtyszko urodził się – bo każdy się musi gdzieś urodzić - w Warszawie. Trochę dawno, nie na tyle jednak dawno, by już teraz wyłącznie wygrzewać kości w ogródku przy ulicy Pomarańczowej. Urodę posiada słowiańską, nienachalną, więc może nie jest pierwszym mężczyzną, który rzuci się w oczy na tłumnym bankiecie. Można go rozpoznać po czarnym sztruksowym garniturze, okularach, sympatycznym uśmiechu i pięknej żonie. Wciąż należy do „średniego pokolenia” polskich twórców, choć już przestał się „dobrze zapowiadać”. Po prostu zrobił w życiu grubo więcej, niż zapowiadał trzydzieści lat temu genialną skądinąd książką dla dzieci „Bromba i inni”. Wojtyszko jest człowiekiem tylu zawodów, że doprawdy trudno za nim nadążyć. Jest ponadto byłym harcerzem i fanatykiem pracy (by nie użyć w tym pochwalnym eseju nazwy jednostki chorobowej na literę „p”), więc swoje talenty rozmnaża codziennie. Święta kościelne i państwowe mogłyby dla niego nie istnieć.

Ukończył Liceum Techniki Teatralnej – pisze prawą, ale – ilustrując książki - rysuje lewą ręką, o czym świadczy jakość dzieł, jak powiada skromnie. Czytelnicy i posiadacze dzieł ofiarowanych przez autora mają na ten temat własne zdanie. Studia (co nie jest bez znaczenia dla pretekstu do niniejszego tekstu), rozpoczął na wydziale filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Wydaje się, że całkiem sporo pamięta, o czym świadczy niedawno wydana książka „Bromba i filozofia”. Po roku porzucił Matkę Nauk na rzecz jej prapraprawnuczki, czyli reżyserii w PWSFTiTV w Łodzi, gdzie zrobił dyplom w latach 70. Debiutował twórczo pod własnym nazwiskiem w 1969 jako satyryk w „Szpilkach”, choć dziś już nie pamięta, jakim dziełem. Biografowie to sprawdzą.

Przechodząc do działu „twórczość”, powtórzmy: Maciej Wojtyszko pisze i ilustruje książki dla dzieci i dorosłych oraz słuchowiska, adaptacje i piosenki. Przy pisaniu tych ostatnich współpracuje często z żoną, Henryką Królikowską, z którą ma poza tym dwoje dorosłych już dzieci, Marię i Adama (bo jest to współpraca długoletnia).

Zupełnie samodzielnie natomiast, jak można domniemywać, napisał wiele sztuk teatralnych. Ich treść świadczy o znacznej rozległości horyzontów. Świeżo wydany zbiór dramatów historycznych „Grzechy starości” ma nader szeroki zakres tematyczny: od Petrarki przez carycę Katarzynę, Wyspiańskiego, Baudelaire’a, Wagnera, Rossiniego, Piłsudskiego do Bułhakowa. Jego bohaterowie są dawni, ale przecież współcześni, bowiem Wojtyszko ma szczególną umiejętność przekuwania wydarzeń historycznych na materię scenicznych sytuacji. Oto zdanie znakomitego tłumacza i krytyka Jerzego Pomianowskiego: „Pisze wyborne sztuki własne i reżyseruje cudze z taką dbałością o myśl i słowo, jakby sam był ich autorem. Historię traktuje jako zaród współczesności, pokazuje to bez pedanterii, za to z rzadkim wdziękiem. Styl jego dialogów jest świetny, bo wie wszystko nie tylko o postaciach, ale także o aktorach. Pogoda nie opuszcza go nawet tam, gdzie ocieramy się o grozę”.

Osobiście, poza wspomnianymi, lubię „Wznowienie”, sztukę dziejącą się wprawdzie na próbie w teatrze dla dzieci, ale nie dla dzieci; „Skarby i upiory” – o XIX wiecznych rodach aktorskich; „Żelazną konstrukcję”- to może najlepsza polska współczesna farsa, bardzo śmieszna; „Operę grandę” – rzecz o muzyce w stylu buffo, bo na muzyce Wojtyszko też się zna fantastycznie . Wśród jego dziecięcych sztuczek rekordzistką jest „Pożarcie księżniczki Bluetki”, która miała blisko dwadzieścia premier. Poza tym napisał „Wakacje smoka Bonawentury”, „Faust i inni”, "Hermes przeszedł czyli mitologia grecka”, „Poplątanie z pomieszaniem”, „Rycerz niezłomny”, „Sekret wróżki”, „Tajemnica szyfru Marabuta”, „Bambuko, czyli skandal w krainie gier”.

Ma na koncie filmy, dziesiątki przedstawień teatralnych i telewizyjnych, koncerty piosenki. Reżyserował skecze kabaretowe w „Stodole”, w latach 70. współpracował z kabaretem „Tey” i z „Kalamburem”. To oprócz własnej pracy artystycznej, której syntezę zawarł w niewielkiej, ale bogatej w tezy i wnioski książeczce „Krótki zarys męki twórczej”. We wstępie do niej Aleksander Bardini napisał zdanie, które idealnie odnosi się do całej felietonistyki i niejednej ze sztuk: „Odkrywczość pomysłu Wojtyszki polega na tym, że o rzeczach, o których mówi się serio, czasem z namaszczeniem, które niekiedy stanowią kwadraturę koła, autor mówi w sposób lekki, bezpretensjonalny, ba, czasem żartobliwy, ani na chwilę nie pozwalając zapomnieć, że chodzi o rzeczy naprawdę ważne”. Od 1972 para się działalnością pedagogiczną. Od 1988 jest etatowym wykładowcą na wydziale reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej, gdzie był także dziekanem. Działa też w polskim ośrodku ASSITEJ, gdzie prowadzi warsztaty dla młodych twórców w ramach programu Interplay.

Wszechstronność zainteresowań sprawia, że nie ma zdecydowanych preferencji repertuarowych. Porusza się na szerokim obszarze, od Szekspira do sitcomów. Spod jego ręki wyszły takie seriale jak „Miasteczko”, „Kocham Klarę”, „Miodowe lata”, „Pensjonat pod różą”. Do jego najważniejszych i najbardziej pamiętanych przez widzów realizacji teatralnych należą m.in.: „Iwona księżniczkę Burgunda” Gombrowicza (wespół z W. Śmigasiewiczem), pierwsza próba prawdziwie komercyjnego teatru w Polsce, czyli „Tamara” Krizanca, „Shirley Valentine” Russela z Krystyną Jandą (przedstawienie które przekroczyło trzysta kilkadziesiąt spektakli i wciąż jest grane), „Amadeusz” Schaffera, „Zmowa świętoszków” i „Ostatnie dni” Bułhakowa, prapremiera „Miłości na Krymie” Mrożka, „Ławeczka” Gelmana, „Komediant” Bernhardta i czteroodcinkowy film telewizyjny „Mistrz i Małgorzata” wg Bułhakowa z Anną Dymną i Gustawem Holoubkiem w rolach tytułowych. Wciąż powtarzane przedstawienia telewizyjne dla najmłodszych to „Bromba i inni”, „Brzechwa dzieciom” czy „Pierścień i róża” wg Thackeraya. Otrzymał wiele nagród, m.in. włoską Premio Europeo, Medal komisji Edukacji Narodowej, Złoty Ekran, Nagrodę im. Leona Schillera i Nagrodę Miasta Wrocławia za twórczość teatralną.

Wojtyszce udała się nie lada sztuka – może sobie pozwolić na to, by i żyć, i filozofować, bez dawania pierwszeństwa jednej lub drugiej opcji. Przeglądając jego dawne i nowe książki, czytając sztuki, przypominając sobie przedstawienia i wystąpienia oraz liczne rozmowy, doszłam do Wniosku. Wniosek ów brzmi, iż Maciej Wojtyszko jest naszym polskim Leonardem z ulicy Pomarańczowej. Najpierw to zabrzmiało jak adres sielskiego, podmiejskiego ogródka, po czym dotarło do mnie jednak, że pomarańczowy to od co najmniej XVIII wieku kolor polityczny, jeśli wspomnieć stronników dynastii orańskiej z Nassau (nie mówiąc o współczesnych pomarańczowych alternatywach i pomarańczowych rewolucjach). Wojtyszko wprawdzie najchętniej nosi się na czarno, ale duszę ma na pewno pomarańczową, choć pewno w jednych sprawach jest konserwatystą, w drugim rewolucjonistą. Za pomocą starych tematów, przypowiastek takich jak „Kandyd”, coś nam mówi o nas, raz z przymrużeniem oka, innym razem, jak w „Bułhakowie” - z cuchnącym, gnilnym powiewem lochów czerezwyczajki. W zapleczu odczytać można wielką bliskość z filozofami Wieku Rozumu, zakroploną jednak romantycznym zamiłowaniem do niedopowiedzenia, a nade wszystko do ironii. Z lektur pism Wojtyszki wybrałam różne złote myśli i ułamki poezji, które choć do końca nie wyczerpują niezgłębionego wyrafinowania autora, coś jednak o nim mówią.

I: „Bromba jest nieustępliwa w byciu Brombą. Nie zechce rezygnować z poglądu, że warto być poszukiwaczem, nawet jeśli odnajduje się same sprzeczności”.

II: „Hip! Hip! Rozumowanie i chłodna logika!/ Dokładnie trzeba sprawdzić, co z czego wynika”

III: „Troszeczkę tajemnicy pozostawmy bajce
Nie wszystko musi być na ekranie
Popatrzmy przez zasłony, popatrzmy przez palce
Nie mówmy, co jeszcze się stanie.
Zatajmy jakąś sprawę, schowajmy się w kąty
Nie każdy musi całość zobaczyć.
Troszeczkę tajemnicy pozostawmy bajce
Nie wolno do końca tłumaczyć”.

IV: „Ja to ja – zupełna mam pewność w tym względzie.
Ja to ja – nikt inny lepiej mną nie będzie”.

V: „O czym można mówić, o tym nie należy milczeć”.

Z najnowszych piosenek do „Kandyda” wybieram cztery przewrotne refreny, z których ostatni odnosi się do tytułu tego tekstu. Miejmy nadzieję, że teoria i praktyka sugerowana w punkcie IV nigdy nie dotknie bezpośrednio Leonarda z Pomarańczowej, który tak dobrze funkcjonuje – a nade wszystko myśli i pisze – w XXI wieku.

I: „Bez całości niczym kęs
Bez bezsensu niczym sens
Nie ma mol gdy nie ma dur
Bez rozumu nie ma bzdur”.

II: „Wszak już lepiej być nie może –
Są skazańcy, trzeba katów,
Wszystko jest i będzie dobrze
Na tym najlepszym ze światów”.

III. „Gdy odmienne rozwiązania
Nieprzyjemne niosą skutki,
To choć dręczy nas wahanie,
Uprawiamy swe ogródki”.

IV. „Dawno się skończyły żarty
I zaczęły takie schody,
Że gdy bierzesz za łopatę, to kasują ci ogrody”.

Wypowiedzi na forum BiblioNETki (32)

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: