Dodany: 11.09.2010
|
Autor: setezer
Moje pierwsze spotkanie ze Steinbeckiem. Długa i bardzo dobra książka opowiadająca o losie rodziny rolniczej z Oklahomy, która rusza na zachód do pracy. Sytuacja ich, jak i wielu tysięcy im podobnych, jest niewesoła - praca rąk zastąpiona zostaje mechanicznymi pojazdami, więc stawki, jakie mogą zarobić są śmiesznie małe. Generalnie zalatuje tu lewactwem, ale mimo wszystko coś w tym jest. Sympatyzuje się z bohaterami, a banku zachodniego się nienawidzi. Podobnie jak wszystkich szeryfów i ich zastępców. Historia jest wręcz wzruszająca, a sposób jej podania po prostu mistrzowski. Te 700 stron czyta się niemalże jednym tchem.
Rozdziałów jest 30 i ciekawym zabiegiem jest to, że co drugi (z drobnym wyjątkiem) jest pisany jakby bezosobowo. Opowiada nie o losach tej konkretnej rodziny, ale o ogólnej sytuacji w kraju. Najwspanialszy jest jeden z początkowych, o tym, jak handlowcy sprzedają rolnikom samochody. Powalający artyzmem jest ten o zniszczonych plonach, a przytłaczający tragedią - o traktorzystach pracujących za 3 dolary dziennie i dodatkowych pieniądzach za rozjechanie domów.
W książce przebłyskuje Fichte i Hegel. Każdy z osobna to nic niewarta dusza, dopiero wspólnie coś konstytuujemy. Wielka, globalna dusza istnieje, a my wobec niej jesteśmy niczym - powiada Jim Casy ustami Toma Joada.
Dobroć prostych ludzi rozbraja, dla nich liczy się tylko trud pracy i zaspokojenie instynktów. Fichte by się wkurzał, ale z drugiej strony ich dobroć płynie z czystego rozumu, wolnej woli, a nie z odwoływania się do empirii. Coś TRZEBA zrobić i tyle, obowiązkiem jest bronić rodzinę czy uratować umierającego włóczęgę.
To jest jedna, myślę sobie, z tych książek, które każdy człowiek musi przeczytać. Nie będę przesadzał i mówił, że jest równie ważna jak "Bracia K." czy "Wojna i pokój", ale naprawdę trzeba.