Dodany: 20.12.2005
|
Autor: margot.
"Rok 1984" uznawany jest za najlepszy literacki opis totalitaryzmu i jedną z najważniejszych książek politycznych w historii. Tytuł wziął się z roszady cyfr roku, w którym George Orwell zaczął pracę nad powieścią (1948). Książkę (ukazała się w 1949 r.), która go unieśmiertelniła, pisał w szpitalu, w ostatnim stadium gruźlicy (zapadł na nią w dzieciństwie). Choroba zabiła go w 1950 r.
Rzecz dzieje się w fikcyjnym państwie Oceania rządzonym przez wszechpotężną Partię pod przywództwem Wielkiego Brata. Obywatele poddani są nieustannej inwigilacji i kontroli, reżim ingeruje w najbardziej intymne sfery życia, nieprawomyślnych eliminuje lub podporządkowuje sobie ich umysły, zamieniając w gorliwych wyznawców. Policja Myśli tropi "myślozbrodnie", Ministerstwo Prawdy dezinformuje i zajmuje się cenzurą, Ministerstwo Pokoju prowadzi wojnę, Ministerstwo Obfitości doprowadza do głodu i nędzy, a Ministerstwo Miłości prześladuje niepokornych. Władza zawłaszczyła język i narzuciła obywatelom nowomowę partyjnych aparatczyków, w której nie ma takich pojęć, jak prawda czy wolność. Są za to seanse nienawiści i dwójmyślenie, które wraz z nowomową weszły do potocznego języka.
"Rok 1984" to nie tylko genialny pamflet na komunizm. To także, a może przede wszystkim, wnikliwy traktat filozoficzny o władzy i patologicznym dyktacie ideologii.
W 1984 r. powieść sfilmował Michael Radford.
George Orwell naprawdę nazywał się Erie Arthur Blair. Urodził się w 1903 r. w Indiach w rodzinie brytyjskiego urzędnika. Był uczniem elitarnych szkół w Anglii, ale zamiast studiów wybrał posadę policjanta w Birmie, gdzie przebywał do 1927 r. Po powrocie przyjął nowe nazwisko, żeby nie kojarzono go jako funkcjonariusza kolonialnego imperium. Przez kilka lat żył w biednych dzielnicach Londynu i Paryża, głodował, pracował dorywczo - był pomywaczem, zbierał chmiel. Swoje przeżycia opisał w reportażu "Na dnie w Paryżu i Londynie" (1933). Rok później opublikował "Birmańskie dni", demaskatorską relację z pobytu w tym kraju. Rozczarowany polityką imperium brytyjskiego i nierównościami społecznymi, został socjalistą. Pojechał do Hiszpanii, gdzie walczył po stronie republikanów w szeregach ugrupowania POUM prześladowanego przez stalinistów. W 1937 r. uciekł przed egzekucją do Francji, a potem do Anglii. Opublikował "W hołdzie Katalonii" (1938), książkę o tamtych wydarzeniach. Apelował o pomoc dla Powstania Warszawskiego, domagał się uwolnienia 16 przywódców polskiego podziemia więzionych w Moskwie. W 1945 r. wydał alegoryczną opowieść o rewolucji i narodzinach Związku Radzieckiego "Folwark zwierzęcy" (publikację wstrzymywano do końca wojny, żeby nie drażnić Stalina). Pod koniec lat 40. ostrzegał brytyjskie służby specjalne przed kryptokomunistami, do których zaliczał m.in. Chaplina i J.B. Priestleya. Zmarł w 1950 r.
"Za wroga uważano nie tyle miłość, ile zmysłowość, zarówno w małżeństwie, jak i poza nim. Każdy związek małżeński między członkami partii musiał zyskać akceptację specjalnej komisji i - choć nie istniał na to żaden paragraf - nie udzielano zgody kandydatom, którzy sprawiali wrażenie, że czują do siebie pociąg fizyczny. Jedynym akceptowanym celem małżeństwa było płodzenie przyszłych członków Partii. Sam stosunek płciowy należało traktować jako coś wzbudzającego odrazę, niczym lewatywa. Tego również nie mówiono wprost, lecz w pośredni sposób wpajano od dzieciństwa każdemu członkowi partii. Działały nawet takie organizacje jak Młodzieżowa Liga Antyseksualna, które zalecały pełną wstrzemięźliwość płciową. Kobiety miano poddawać sztucznej inseminacji (w nowomowie sztuczsem), a urodzone przez nie dzieci wychowywać w specjalnych zakładach. Winston zdawał sobie sprawę, że projekt ten nie jest traktowany serio, aczkolwiek pasuje do ogólnej ideologii Partii. Partia usiłowała zabić popęd płciowy, a jeśli jej nie wychodziło, próbowała go przynajmniej spaczyć i zohydzić. Nie rozumiał dlaczego, ale ze strony Partii wydawało mu się to naturalne. I jeśli chodzi o kobiety, wysiłki te przynosiły pożądany rezultat".
[Mediasat Poland, 2004; Kolekcja "Gazety Wyborczej"]