Dodany: 21.09.2010
|
Autor: NiKiFoR
Był jednym z tych, bez których historia byłaby nudna. Długo szukałem odpowiedzi na pytanie: dlaczego pakował się w najniebezpieczniejsze awantury, wojny, konspiracje - żadnych nie czerpiąc z nich korzyści; dlaczego narażał się ludziom pojedynczym i całym organizacjom, do końca nie zbaczając z raz obranej drogi... Ktoś go kiedyś porównał do Don Kichota, on sam raz napomknął o Rosynancie i Dulcynei... To nie jest chwyt reklamowy, co powiem, to fakt: siedząc w Bibliotece Narodowej kraju, któremu oddał trzydzieści lat swego burzliwego życia, trafiłem na wyznanie pani Conchity Menendez - i wszystko stało się jasne. Conchita, śliczna Kreolka, z którą odbył tylko jedną przypadkową podróż statkiem z Key West do Caiberién i w której zadurzył się "od pierwszego wejrzenia", opisała mu narastający dramat swego kraju, swojej boskiej wyspy, podczas gdy on udawał się tam po spokój, pracę i azyl, uchodząc z burz amerykańskiej wojny secesyjnej... Wysłuchawszy jej - ten niepozorny romantyk dał słowo honoru, że nie spocznie, dopóki tej najpiękniejszej - wedle Kolumba - wyspy globu nie uwolni... Liczył sobie wówczas lat dwadzieścia dwa, trzy... Wszystkie później spotykane kobiety były dlań Conchitami - I, II, III, bo temperament miał bujny... Generał, minister, kandydat na prezydenta, szaleniec boży i namiętny kochanek, człowiek-legenda. Poznałem go prawie osiemdziesiąt lat po jego śmierci. Poszedłem jego tropami...
Autor
"Tylko ten, kto przeżył tornado (...) potrafi sobie wyobrazić, co sprawił jeden świst latiago i owa pierwsza strużka krwi z ramienia starej niewolnicy. Tłum runął jak fala, jak lawa z nagle obudzonego wulkanu, ogarnął konie mayorales i obalił je razem z nimi, i zadeptał bosymi piętami wszystkich prócz jednego, którego koń wspiął się nad skłębione głowy i opadł tratując kopytami dwie kobiety i dwoje dzieci i wyrwał z ciżby jak postrzelony, gdy twarde pięty czarnych wygniatały oczy i kiszki, i mózg z czaszek znienawidzonych oprawców; pan Vasto skoczył do domu po karabin, pani Vasto upadła potrącona przez służbę domową; buchnęły języki ognia i w tumulcie ujrzał Karol tylko płomienne oczy smukłego tancerza i błysk maczety, i czaszkę pana Vasto rozłupaną niczym kokos, i panią Vasto jak się podrywa z ziemi i wpada do płonącego domu z szaleństwem w oczach, i jak nad tłumem niesytym zemsty wyrasta przenikliwy krzyk starej tanecznicy, i jak ta z nożem dopada trup pana Vasto, rozrywa mu spodnie, chwyta w lewą garść jego zwiędłe genitalia i straszliwym rzeźnickim cięciem wyrzyna je, unosi nad głową, nie bacząc, że krew z rozpustnych jąder oblewa jej czarno-siwe włosy i świeci w słońcu rubinami, i jak jej wielkie sine wargi śmieją się w dzikiej uciesze, i jak rzuca psu to, czym pan Vasto gwałcił jej córki..."
[Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1989]