Konstanty A. Jeleński (1922-1987), autor tomu szkiców „Zbiegi okoliczności”, 1981. „Był – jak pisze Wojciech Karpiński – jednym z ostatnich pisarzy ziemiańskich: jak Iwaszkiewicz, Iłłakowiczówna, Gombrowicz, Miłosz [...]. Zbliżony był chyba najbardziej do Józefa Czapskiego [...]. Całym sobą realizował w życiu Gombrowiczowski postulat: uczynić z anachronicznej postaci polskiego szlachcica wzór postawy nowoczesnej, rozluźnionej”.
„Zeszyty Literackie” poświęciły mu nry: 21 (zima 1988; wznowienie zima 1998), 61 (zima 1998).
„Jeleński... kto to? [...] Od dawna, może nigdy, nie zdarzyła mi się afirmacja tak zdecydowana i zarazem bezinteresowna tego, czym jestem, tego, co piszę. Tu nie wystarcza sama tylko chłonność, chwytność, takie współbrzmienie może się wydarzyć tylko na gruncie pokrewieństwa natur. [...]. On cały jest łatwy, nie piętrzy się, jak rzeka na przeszkodzie, płynie wartko w tajnym porozumieniu ze swoim łożyskiem, nie druzgocze, przenika, modeluje się wedle przeszkód... on nieomal tańczy z trudnościami [...]. Nieraz kojarzę Jeleńskiego (który jest podobno gładkim salonowcem) z proletariacką prostotą żołnierza... to jest, mam wrażenie, że w nim łatwość jest łatwością w obliczu walki, śmierci... Że obaj jesteśmy, jak żołnierze w okopach, zarazem lekkomyślni i tragiczni”.
Witold Gombrowicz
„Kot ukazuje się jako bardziej jednolity w swoich upodobaniach i sądach, niż można byłoby przypuszczać. Konsekwentny, prawy, wierny, mądry. Uświadomiłem sobie, jak wiele miejsca zajął w moim życiu i jak bardzo na moją wdzięczność zasłużył. Przez całe lata miałem jednego tylko czytelnika, jego [...]. W ocenach był swój własny, szczery, nie cofał się przed krytyką, a zarazem zdolność do zachwytu miał niezwykłą. I to nas łączy: utrwalona chwila zachwytu”.
Czesław Miłosz
„Jak zdarza się osobom o łatwej wesołości, Kot był skłonny do melancholii. Lękał się nudy i mglisty obłok przepływający przez jego spojrzenie, sygnał nagłej zmiany tematu, stanowił mechanizm obronny [...]. Pisał z przejęciem o Acedii, o grzechu przeciw Duchowi Świętemu, grzechu zobojętnienia, bał się wsysającego wiru nicości [...]. Uciekał od tych niebezpieczeństw w lekkość, w promienny uśmiech. Był naprawdę jak Kot z Cheshire z »Alicji w Krainie Czarów«. Znikał szybko. Pozostawał uśmiech”.
Wojciech Karpiński
[Zeszyty Literackie, 2003]