„»Nautilus« zabiera nas w stronę dna, w głąb, do symbolicznych źródeł, zaś przechadzający się bohater zatacza spiralne łuki. Spirala organizuje tom Roberta również na poziomie układu wierszy: kolejne utwory rozrastają się, a każdy za tytuł przyjmuje właściwą mu liczbę dystychów (»1«, »1«, »2«, »5«, »8«, »13«, »21«, »34«…). To oczywiście ciąg Fibonacciego, zasada wpisana ‒ w dużym uogólnieniu i przy pewnych nadużyciach, z których poeta zdaje zresztą relację ‒ w rozwój wielu organizmów żywych, w ogólną »strukturę życia”, ale też w muzykę i w pewne idealistyczne myślenie o uniwersalnym porządku, ukrytym pod chaosem świata. Robert chce »pisać miasto«, ale też »pisać miastem«, stworzyć ekwiwalent rytmu kroków na łódzkiej ulicy, raczej prozy życia niż wzniosłego liryku”.
Jakub Skurtys, ArtPapier
5
Małe różowe trumny w pogrzebowym orszaku
sunącym spod murów fabryk na najpodlejsze
przedmieścia (film odebrał im kolor, pamięć
zabrała zmysły). Mur cmentarza jest niski,
łatwy do przeskoczenia, z tyłu zaległa łąka.
Na pokruszonych cegłach, znaczących środek
obejścia, mężczyzna ostrzy kosę. W obronie
przed szpaczym nalotem ktoś omotał czereśnię
firanką, wygląda jak panna młoda. To są
prawdziwe historie, o których nikt nie pisał.
[Wydawnictwo WBPiCAK, 2016]