"Adam Ziemianin - poeta, prozaik; do słów jego wierszy pisze się muzykę, do muzyki jego słów układa się melodię, która gra, mości sobie miejsce w naszych ludzkich, czytelniczych codziennościach. Tak sobie idziemy ulicą naszego miasta, coś tam przytakujemy do taktu i dopiero za następnym rogiem stwierdzamy: - A, to Ziemianin w nas stroi swe skrzypki. To jest charakterystyczne dla poezji i coraz częściej pojawiającej się na rynku wydawniczym prozy Ziemianina, wewnętrzna, żeby nie powiedzieć podskórna melodia przypomnień, zawołań, okrzyków, uniesień, jakby wciąż na nowo otwierał nie tylko swoje albumy z rodzinnymi, szkolnymi, pisarskimi fotografiami, ale i kolekcje naszych prywatnych slajdów puszczanych na ścianach domów, kamienic, budynków. Aż dech zapiera, bo skąd on, pisarz, tak wie to, co sami chcielibyśmy światu wykrzyczeć. Niby to twórcza intuicja pozwalająca mu wchodzić w sprawy ludzkie, ale i tajemna wiedza maga słów, metafor, podwójnych znaczeń, zapytań. Ta książka zaczyna się od zdania: "Zaraz z rana, gdy tylko obudziłem się z nerwowej, z lekka szekspirowskiej, letniej nocy, poszarpanej od snów krwawych i spoconych, zbierać zacząłem się ukradkiem w garść." Takim zdaniem może zaczynać się każda dobra opowieść, furtka skrzypnęła i wchodzimy. Pełno tu wszystkiego - i wierszy, i prozy, i dialogów jak z filmowych etiud, scen z dramatów tych i nie tylko szekspirowskich. Ziemianin w tej książce jest pełny, wykrzyczany, wypisany, ale myliłby się ten, kto powiedziałby do końca. Nie, to dopiero początek krainy wyobraźni. Reszta rozpalona zostaje już naszą czytelniczą opowieścią, doświadczeniem, przeżywaniem, dopowiedzeniem, tym wszystkim, co cechuje literaturę najwyższego lotu: niezapisaniem tego, co dalej samo się pisze".
(Jerzy J. Fąfara)
[Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, 2012]