"Wieża Życia", rozpoczynająca cykl "Dzieje Loinu", to jedna z pierwszych powieści fantasy na polskim rynku. Napisana w 1987, doczekała się pierwszego wydania dopiero w roku 1991. Fascynujący, zupełnie obcy świat, zamieszkany przez trzy gatunki istot rozumnych, łatwo znajduje odniesienia w bardziej "ludzkich" historiach kanonu fantasy. Napisana z epickim rozmachem powieść zadziwia precyzyjną konstrukcją tła, pięknym językiem i realistycznymi scenami batalistycznymi, które, jak się zdaje, są mocną stroną Autora. Ale najmocniejszą zaletą tej książki jest opowieść. Wartko napisana gawęda, wciągająca od pierwszego do ostatniego akapitu, która nie pozwala na chwilę oddechu ani na dekoncentrację. Aż żal, gdy historia się kończy, aż chce się dalszego ciągu. I na szczęście jest. Czytelnik dostaje do ręki jednocześnie kontynuację: w powieści "Ayantiall" znów odnajdziemy klimat krainy Loin, spotkamy jej mieszkańców i niektórych znanych z części pierwszej bohaterów.
Książka ukaże się w drugiej dekadzie kwietnia 2005 nakładem wydawnictwa GAM. Obie części cyklu można jednak z powodzeniem czytać oddzielnie i bez zachowania chronologii – stanowią samodzielne powieści osadzone w tym samym świecie, ale każda poświęcona jest innej rasie rozumnej. "Wieża Życia" opowiada o valach.
Wojciech Bauer (ur. 1954 r. w Ełku) – inżynier, absolwent MBA, menedżer bankowy, ekspert od spraw badania rynku stalowego, właściciel firmy konsultingowej. Były muzyk, były poeta śpiewający, pisarz okazjonalny. Pisze dla przyjemności, kaprysu, a czasem aby coś udowodnić, głównie samemu sobie. Debiutował w 1991 roku powieścią fantasy "Wieża Życia" (KAW Katowice), po czym zamilkł na 14 lat. Wraca powieścią "Ayantiall", tworzącą wraz z "Wieżą Życia" cykl "Dzieje Loinu".
W przygotowaniu kolejny tekst tego autora: "Mimikra" – powieść współczesna i tylko trochę magiczna. Jak sam mówi: najważniejsza książka w jego życiu.
"Przed nimi, odległa o niecałe sto kroków, wielka łuna rozświetlała pieczarę. Jej źródłem było coś, co nawet podczas koszmarnej nocy niełatwo byłoby wyśnić. Znieruchomieli z przerażenia, wypuszczając z zesztywniałych rąk wodze wierzchowców. Ogarnięte paniką zwierzęta pognały w ciemność, a oni zahipnotyzowani patrzyli, jak ogromne, jaśniejące krwawo cielsko rozpoczyna powolny marsz ku nim.
(...)
To-sar ruszył na spotkanie potwora. W jego ręce błysnął jakiś przedmiot, rozżarzający się blaskiem równie silnym jak ten, którym emanowało sunące z naprzeciwka monstrum. Święty garnag poczuł przeciwnika, jego ostrze stało się przejrzyste, jak gdyby wykute z najczystszego kryształu, a z wnętrza wypłynęła czerwona iskra światła. Gardło eneiki rozbrzmiało śpiewem. Początkowo niski, mrukliwy, stopniowo przechodził w coraz wyższe tony, aż urwał się w chwili, gdy kudłaty Irga z wyciągniętym przed siebie nożem zginął w jaskrawym blasku stwora. Dojrzeli jeszcze, jak na moment przed zetknięciem z potężną paszczą rzucił się na ziemię, godząc trzymanym oburącz ostrzem w brzuch nadchodzącego xinxa. Smok przetoczył się po nim jak lawina i parł dalej ku oniemiałym valom".
Fragment "Wieży Życia"
[Wydawnictwo GAM, 2005]