Tak zwane przygody reporterskie zaczynają się rozmaicie. Moja zaczęła się nad zupą ogórkową na trzecim piętrze redakcji "Rzeczpospolitej", w barku dla pracowników i lepszych gości. Jadłem grzecznie, przyszedł Paweł Reszka i zapytał:
- Co będziesz robił latem?
Będę robił to i owo, powiedziałem. Będę w Rzymie, Paryżu, Oslo, Monaco, Zurychu, Brukseli, Berlinie, powiedziałem. Będę pracował dla Canal+ przy Golden League razem z Rudym. Paweł Reszka pracował w dziale politycznym "Rzepy". Przy tych dwóch Woody Allen to ponurak, tylko lepiej wypromowany.
Chłopaki przystąpili do konkursu wewnątrz redakcji na kolumny wakacyjne, z wiarą w zwycięstwo. Wszystkie media - małe i duże, publiczne i komercyjne - wpadają przed wakacjami na ten wysoce oryginalny pomysł, by sprokurować na lato coś lekkiego i do śmiechu. Gdy Paweł wyjawił mi to, co uknuli razem z Michałem, miałem obowiązek zdrętwieć, ale mnie się to, cholera, spodobało. Pomysł był taki: przemierzę Polskę nadbałtycką, od granicy z Rosją po granicę z Niemcami, będę opisywał, co zobaczę i usłyszę na plażach i w bliskim otoczeniu plaż, oczywiście na wesoło, gdyż od smucenia mają innych redaktorów i całą resztę roku. Od razu mnie to wzięło, ale nie od razu się przyznałem. Miałem na głowie Golden League i nie miałem bladego pojęcia, jak by to razem spiąć. Reszka wiedział i powiedział. Będę pisał na bieżąco kawałki znad polskiego wybrzeża.
Z zagranicy będę pisał fatamorgany. W końcu człowiek na pustyni może, a nawet powinien, mieć zwidy. Tu mała plaża, tam wielkie miasto. Raz Polska, a raz Europa, to się może poukładać w klocki. Jak zabawa, to zabawa*.
---
* Marek Joźwik, "Polaków portrety pustynne", wyd. Studio Emka, Warszawa 2008, s. 7.