Dodany: 11.09.2016 20:02|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Gdy gniew jest kobietą


Świat się zmienia, Europa się zmienia. Sto lat temu czarna, brązowa lub żółta skóra, fryzura afro, skośne oczy, zawój czy chusta na głowie były widokiem zupełnie egzotycznym dla mieszkańców naszych szerokości geograficznych; prawdę powiedziawszy, większość Europejczyków nie miała okazji ich widywać „na żywo”, wyjąwszy podróżników, marynarzy i mieszkańców metropolii, gdzie od czasu do czasu mógł zawitać jazzband z afroamerykańską obsadą. Dzisiaj w niektórych stolicach i miastach portowych bodaj łatwiej napotkać przybyszów o nieeuropejskich rysach, niż „typowego” przedstawiciela rasy kaukaskiej. Tygle etniczne potworzyły się zwłaszcza w krajach o kolonialnej przeszłości, które po zerwaniu narzuconych więzi administracyjnych przyciągały mieszkańców dawnych zamorskich terytoriów, szczególnie jeśli choć trochę znali język; stąd w Wielkiej Brytanii ponadprzeciętny odsetek Hindusów i Pakistańczyków, we Francji – Marokańczyków, Algierczyków i Tunezyjczyków, w Belgii – Kongijczyków. I choć proces ten trwa już z górą pół wieku, wcale to nie znaczy, że asymilacja przebiega bezproblemowo.

Bo może wyglądać na przykład tak, jak w przypadku Alii (ojciec dziewczynki był zapalonym kibicem bokserskim, dlatego też nadano jej imię, będące wypadkową nazwy dnia, w którym przyszła na świat – a właściwie, dla ścisłości, wcześniejszego, w którym jej matka zaczęła rodzić – oraz imienia jednego z najsłynniejszych czarnoskórych mistrzów pięści) i jej bliskich. Trudno powiedzieć, by w Kinszasie żyło im się bardzo źle, bo Eddy miał tam stałą pracę, wystarczającą dla utrzymania żony i dwojga malców, lecz kiedy pojawiła się szansa zmiany, postanowili z niej skorzystać. Dotychczasowy pracodawca obiecał Eddy’emu utrzymanie posady, a co więcej, w Brukseli przebywała już od dawna siostra Eddy’ego, Issa, wykształcona w konkretnym zawodzie i samodzielna finansowo. Po przyjeździe do Belgii ich status społeczny w zasadzie się nie zmienia. Eddy nadal jest kierowcą w firmie Bastiena, Mrówka nadal siedzi w domu, zajmując (a właściwie nie zajmując) się dziećmi. Ale trzeba się do tak wielu rzeczy przyzwyczaić! Do tego, że lepiej widziane są włosy wyprostowane i usztywnione lakierem, niż naturalne afro czy dredy. Że trzeba się porządnie nauczyć obcego języka, który tam, w domu, mało komu był potrzebny. Że przybysze z różnych krajów nie tylko mają zupełnie odmienne obyczaje, ale też krzywo patrzą na tych, którzy tu ściągnęli z innych stron niż oni sami. Że znalezienie pracy bez protekcji wcale nie jest łatwiejsze w stolicy europejskiego niż afrykańskiego kraju. I że niezależnie od tego, czy się człowiek stara za wszelką cenę naśladować tubylców (co, jak w przypadku Mrówki, może dać efekt odwrotny od zamierzonego), czy akcentować swoją odmienność, i tak najpewniej będzie tu zawsze obywatelem drugiej kategorii. Zwłaszcza, jeśli jest się kobietą.

Czytelnik, który na bieżąco śledzi twórczość autorki, zauważy pewnie, że Pani Furia powiela pewne motywy obecne w poprzedzającej ją Bokserce. Alia, mimo pewnych oczywistych różnic biograficznych, to rozbudowana wersja Sprite, jednej z bohaterek poprzedniej powieści. Czarna między białymi i śniadymi, instrumentalnie traktowana przez rodzinę i przez mężczyzn, ujście dla kipiących w niej emocji znajdująca w bokserskich ciosach. Tyle, że Alii, dręczonej narastającym w niej gniewem, boks nie wystarcza. Dobrym rozwiązaniem wydaje jej się praca w policji. Tak samo, niestety, jak wielu innym ludziom, którzy wierzą, że jeśli będą mieli siłę i władzę, pozbędą się natychmiast wszystkich traum i kompleksów. Alii przydałaby się raczej psychoterapia, ale ponieważ w jej środowisku, jeśli nawet ktoś takie pojęcie zna, i tak nie jest to do zrealizowania, więc młoda kobieta idzie tą drogą, którą sama wybrała. I chyba się nie dziwimy, że zajdzie niezupełnie tam, gdzie powinna…

Poruszenie wciąż aktualnego problemu, jakim jest adaptacja w środowisku mocno odmiennym kulturowo, zasługuje oczywiście na uwagę, podobnie jak – znów nieunikniona analogia z Bokserką – kwestia traktowania kobiet jako narzędzi do spełniania męskich pragnień i nierespektowania ich jako pełnoprawnych partnerek. Tutaj najwymowniejszym przykładem tej postawy jest romans Alii i Doriana: łączy ich przede wszystkim seks, lecz kiedy wreszcie pojawia się między nimi jakaś nić emocjonalnego przywiązania, on staje okoniem, bo męska duma nie pozwala mu być z kobietą, którą było stać na kupienie choćby maleńkiego mieszkania; owszem, związałby się z nią, ale na swoich, a nie jej, warunkach…

Mogłaby to być świetna powieść, trochę jej jednak do tego brakuje, na co się składa wspomniane już wcześniej powielenie schematów wykorzystanych w poprzedniej książce, nadmiar dosłownych scen erotycznych i słów, które przynajmniej dla części czytelników są stanowczo zbyt wulgarne (jak na przykład „c…a”, określenie z niewiadomego powodu preferowane przez niemal wszystkie polskie autorki tekstów literackich o wydźwięku feministycznym), wreszcie nienajlepsze rozwiązanie konstrukcyjne z wrzucaniem scen z kulminacyjnego wątku jako interludiów rozdzielających opowieści o kolejnych wydarzeniach z życia bohaterki. Toteż lektura może nieco rozczarować, zwłaszcza jeśli się ją zestawi z Dziewczynami z Portofino, najlepszym jak dotąd – choć ani bardziej dynamicznym, ani oryginalniejszym tematycznie – dziełem autorki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 556
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: