Naiwny mięśniak w świecie złodziei
Potężny mężczyzna, którego silne ręce opasują zwoje żył, wybrzuszających się na imponujących mięśniach, dzierżący w prawicy stalową klingę - obiekt pełen mocy i destrukcji, czyż nie był to wojownik naszych czasów, nasz heros z dziecięcych lat; oczywiście jego destrukcyjna siła i brutalność były poza zasięgiem naszego rozumowania, to był po prostu ktoś wart uznania, i tyle.
Conan Cymeryjczyk to osoba idealnie pasująca do powyższego opisu, element wielu naszych prymitywnych pragnień i dążeń, szkoda tylko, że był tak głupi.
Czasy Conana zostały przez współcześnie żyjącą ludzkość, ba, żyjącą na przestrzeni ostatnich tysiącleci - zapomniane, wiedzę o nich posiadał bardzo wąski krąg ludzi, bardów, którzy doznali zaszczytu poznania choć cząstki z setek opowieści opiewających tamte pełne polotu czasy.
Zaczęło się pseudo-historycznie, gdyż taki właśnie jest esej rozpoczynający (tuż po listach) pierwszy tom opowieści o barbarzyńcy z dzikiej Cymerii. Wyobraź sobie, że jesteśmy przodkami dumnych Brythunów, płynie w nas krew szlachetnych Akwilończyków, mamy w sobie cząstkę rudowłosych mieszkańców Vanaheimu - czy ten fakt wyrządza nam jakąś krzywdę? Myślę, że nie i jedyne, co możemy w tej sytuacji zrobić, to piać z zachwytu i krzewić w swoich potomkach autorytety tamtych zamierzchłych czasów, czasów podbojów i potęgi ludzkiej tkanki mięśniowej. Duma i tradycja.
Skończę z tym naginaniem rzeczywistości i przejdę do kolejnego elementu, tomu o Conanie złodziejaszku - och tak, to nie złośliwy chochlik, tylko prawda ogólnie znana: błękitnooki sportsman tamtych czasów nie od razu stał się herosem, najpierw chełpił się drobnymi kradzieżami, rabunkami i pobiciami; od zera do bohatera, życiowe rady dumnego barbarzyńcy nie brzmiałyby inaczej niż: z bani i do przodu.
Może jednak niektórzy z nas są potomkami tych gruboskórnych herosów, wszakże i dziś podobne idee są przetapiane w rzeczywistość...
Ach, znów się zapomniałem, chodziło oczywiście o część tomu zawierającą opowiadania, 6-8, jeśli dobrze pamiętam.
Poziom opowiadań jest różny, zdarzają się i nijakie opowiastki, i bardziej ambitne historie.
Od razu muszę wyrzucić to z siebie - wstępny esej jest o klasę wyżej niż same opowiadania, które wydają się takie nijakie. Ktoś, kto lubi czytać o wcześniej wspomnianych panach i interesują go zapierające dech w piersi przygody (oczywiście bez przesady, to tylko określenie, by wzbudzić w potencjalnym czytelniku ciekawość), poczuje się jak w domu. Mnie natomiast uderzył brak humoru w tekstach pisarzy odpowiedzialnych za opowiadania, tj. Carterta, de Campa i naturalnie Howarda; może przez całą tę przygodę paru bohaterów odważyło się bąknąć jakiś żart, a poza tym to powaga i moc, och, ta MOC!
Wam powierzyłem wiele tajemnic i w Was leży przyszłość owych, więc jeśli tylko jesteście na tyle krzepcy i silni duchem, by ruszyć do dalekiej biblioteki i z tryumfem wypożyczyć (nie próbujcie kraść!) strony skalane historiami krajów hyborejskich, możecie spać spokojnie, gdyż prastarzy bogowie są z Was dumni.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.