Dodany: 29.08.2016 17:48|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

O tym, jak podłoga skrzypiała


Lubicie te wszystkie filmowe dreszczowce i horrory, gdzie psychopatyczny i często zamaskowany morderca najpierw z ukrycia znęca się nad nieświadomymi ofiarami, a potem po kolei je zabija w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób, popisując się przy tym wyobraźnią w metodach uśmiercania? No wiecie, te wszystkie grupy bezczelnych nastolatków trafiające do opuszczonego domostwa, schroniska, nawiedzonego lasu, na wyspę. Zbieranina, w której zawsze znajdzie się szkolny osiłek i buc (koniecznie w kurtce lokalnej drużyny futbolu amerykańskiego), brzydki kujon, kilka atrakcyjnych i piersiastych nastolatek (plus jedna lesbijka) oraz Murzyn. Ten zwykle ginie jako pierwszy, w ramach rozgrzewki, taka to już klisza. A na końcu przeżywa tylko filigranowa blondynka, z gardłem zdartym od panicznego krzyku i wołania o pomoc oraz zgrabnymi nogami bolącymi od ciągłego uciekania i potykania się o przeszkody w postaci porzuconych: mebli, korzeni, pozbawionych głowy zwłok kolegów. No właśnie. Jeśli lubicie, mam złą wiadomość: żadnego z tych elementów nie znajdziecie w powieści Henry’ego Jamesa. I błyskawiczna poprawka: jest pewne imponujące domostwo, ale poza tym brak zbieżnych elementów. Uznajmy więc, że jeżeli należycie po prostu do fanów domów, to czujcie się zaproszeni.

No dobrze, mamy już dom, czyli miejsce akcji. Potężną chałupę gdzieś na uboczu, w domyśle osadzoną czasowo jeszcze w dziewiętnastym stuleciu (powieść po raz pierwszy ukazała się w 1898 roku i w związku z tym trudno ją nazwać nowością wydawniczą). Zamiast grupy nastolatków przybywa tam nowa guwernantka, której zadaniem będzie próba (trafne słowo) wychowania i opieka nad dwójką kilkuletnich dzieci – dziewczynką Florą oraz jej nieco starszym bratem Milesem. Szybko okazuje się, że rodzeństwo jest mocno specyficzne i nie do końca wiadomo: czy bardziej upiorne, czy raczej upośledzone umysłowo. Wystarczy wspomnieć, że ich ojciec wyniósł się z dworu, zostawiając potomków pod opieką służby i wydaje się nieszczególnie interesować przebiegiem ich dorastania. Nowa guwernantka początkowo jest zachwycona dzieciakami. Flora to taka mała, urocza dama, natomiast Miles wysławia się z niezwykłą jak na swój wiek erudycją i zdarza mu się arystokratycznie wymądrzać.

Ale w czym tkwi natura tytułowych kleszczy lęku (choć tytuł oryginału nic o nich nie wspomina)? Po części w szablonowych współcześnie niuansach. W poczuciu guwernantki, że jest gdzieś z cienia obserwowana – i rzeczywiście kilka razy bohaterce udaje się przyłapać pewnego rudzielca na przyglądaniu się jej. Nie byłoby w tym nic przerażającego, gdyby nie istotna informacja, że ów rudy osobnik jest od dłuższego czasu martwy. Duchy! Poza tym w nocy po korytarzach niesie się echo płaczu niemowlaka, choć od wielu lat żadnego w tych ścianach nie było, a gdy leżymy w łóżku, słychać ciche kroki za drzwiami naszego pokoju. Kiedy zbierzemy się na odwagę i z lichą świeczką ruszymy na rekonesans po ciemnych komnatach dworu, spotkamy tam zjawy. Nic wyszukanego, ot, klasyka subtelnego straszenia; ale po pierwsze – trzeba być wyrozumiałym, biorąc pod uwagę rok pierwszego wydania powieści i metody straszenia w tamtych czasach, a po drugie – zdaję sobie sprawę, że nie na to James kładzie nacisk i nie w tym leży siła "W kleszczach lęku".

Bo wbrew pozorom te wszystkie wymienione w poprzednim akapicie patenty na wywołanie niepokoju nie pojawiają się w tekście często, ich występy są wręcz gościnne. Cały impet i ciężar historii przeniesiony został na psychologiczną naturę strachu, na próby rozpoznania i opisania mechanizmów działania lęku, a nasza guwernantka po spotkaniu ze zjawą, zamiast nakryć głowę kołdrą, zaczyna sprawę zimno analizować i filozofować na ten temat. Sam nie wiem, może kogoś to wyjątkowo kręci, ale mnie nieszczególnie i często przyłapywałem się na tym, że mnie jej kocopoły najzwyczajniej nudziły. Moim zdaniem, zabrakło zdrowej równowagi między choćby najbardziej subtelnymi wydarzeniami a suchym wewnętrznym monologiem bohaterki. Nie czułem zainteresowania, nie ugiąłem się pod siłą argumentów i nie dałem się przekonać do sensowności tych wywodów. Nie przemawia do mnie również teoria, że całość obrazuje stopniowe popadanie guwernantki w obłęd. Nazwijcie mnie zgredem, zrzędą i ignorantem – zdania nie zmienię, jestem stracony, ale przynajmniej nie jestem cykorem!

Nie sposób natomiast odmówić Jamesowi kunsztu pisarskiego, bo jego styl budzi pewien podziw nawet we mnie, mimo że jestem sceptycznie nastawiony do tematyki powieści. Chyba jedynie maestria autora i mój fetysz otaczania się słowami trzymał mnie w jako takim skupieniu przy lekturze. Pisarz zręcznie operuje wyszukanymi formami, z gracją buduje zdania i na płaszczyźnie czysto językowej oraz stylistycznej nie można mu niczego zarzucić. Po prostu nie pasuje mi do niego gatunek gotyckiego horroru, nawet z przewagą psychologicznych aspektów.

Stale obiecuję sobie, że nie sięgnę więcej po literaturę grozy, bo zwykle czeka mnie rozczarowanie. A potem znowu podejmuję beznadziejną próbę i znowu muszę przyznać się do niewrażliwości na literackie sposoby straszenia czytelnika. Niestety – niewiele czułem podczas lektury "W kleszczach lęku". Nawet kiedy w starciu z pojedynczymi fragmentami podskórnie coś we mnie zadygotało, wrażenie natychmiast pryskało, gdy guwernantka zaczynała swoje rozważania natury psychologicznej. Prawdę mówiąc, większy lęk czasami czuję stojąc w kolejce na poczcie i obserwując staruszkę, która gotowa jest wystartować, by mnie nieuczciwie wyprzedzić w drodze do okienka. Ja tylko po druczek, mówi. Na niebie pojawia się błyskawica, słychać grom, dreszcz przebiega mi po plecach. Taaak… to jest warte powieści; albo przynajmniej nowelki.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1222
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Kuba Grom 02.09.2016 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubicie te wszystkie film... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
A nie wydawało ci się, że książka jest trochę zbyt niedopowiedziana?
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 02.09.2016 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie wydawało ci się, że... | Kuba Grom
Nie wiem, nie pamiętam, bo książkę czytałem na początku 2015 roku, ale całkiem możliwe, bo z jednej strony krótkie powieści zawsze wydają mi się jakieś wybrakowane, szczególnie te charakteryzujące się wolnym tempem, ale z drugiej strony zwykle wierzę autorom, że powiedzieli tyle, ile zamierzali. I jeśli są niedopowiedzenia, to tak ma być, bo taki zamysł pisarza. Ogólnie książka nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, bym za dużo o niej myślał, więc chyba nie jestem najlepszym partnerem do wymiany refleksji na jej temat. Ale chętnie poczytam Twoje ;)
Użytkownik: koczowniczka 04.10.2016 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubicie te wszystkie film... | zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!
„Wystarczy wspomnieć, że ich ojciec wyniósł się z dworu, zostawiając potomków pod opieką służby i wydaje się nieszczególnie interesować przebiegiem ich dorastania”.

Nie. Ojciec nie wyniósł się z dworu, tylko zmarł. Dzieci były sierotami. Mężczyzna, który zatrudnił guwernantkę, to ich stryj, a zarazem jedyny żyjący krewny. Ta informacja została podana na początku książki, a potem powtórzona.
Użytkownik: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 04.10.2016 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: „Wystarczy wspomnieć, że ... | koczowniczka
A to przepraszam. Nie wiem skąd wynika ten błąd, bo do dzisiaj byłem przekonany, że chodziło o ojca, ale najwidoczniej coś mi się wydawało. Na sprawdzianie z lektury byłaby ocena w dół... ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: