Dodany: 04.03.2010 22:46|Autor: tomcio

Reportaż z frontu


Amerykanin Frederick Henry ochotniczo służy we włoskiej armii w trakcie I wojny światowej. Jest kierowcą sanitarki, więc, choć nie bierze bezpośredniego udziału w walce, ma bliski kontakt z frontem. Podczas pobytu w Gorycji poznaje szkocką pielęgniarkę Catherine Barkley. Początkowe zainteresowanie przeradza się w miłość. Trudno jednak o gorszy czas na rozkwit uczucia.

Jedna z pierwszych powieści Hemingwaya to połączenie wojennej relacji z wątkiem miłosnym. Obie te warstwy są opowiedziane w typowym dla pisarza stylu - suchego reportażu, wyzutego niemal z wszelkich emocji. Trzeba uczciwie przyznać, że mimo to (a może dzięki temu?) narracja poprowadzona jest świetnie. Książkę czyta się bardzo łatwo, mimo że nie zawsze przedstawiane wydarzenia są równie spektakularne jak te, do których może przyzwyczaić bardziej sensacyjna literatura wojenna. W sposobie prowadzenia opowieści Hemingway potwierdza swój wybitny pisarski talent. Ogranicza odautorskie wstawki do minimum, każe bohaterowi mówić jedynie o tym, co widzi i robi, a wszystkie obserwacje przekazuje barwnym, gawędziarskim językiem.

Ale o ile sposób narracji mocno przykuwa uwagę, o tyle trudno to samo powiedzieć o głównych bohaterach. Uczciwie przyznam, że nie potrafiłem się przekonać do Henry'ego i Catherine, nie byłem w stanie gorąco im kibicować. Frederick Henry sprawił na mnie wrażenie kogoś zupełnie wyobcowanego, człowieka, któremu doskonale obojętne jest, co się z nim dzieje czy stanie za chwilę, któremu nie zależy właściwie na niczym. Być może taki był zamysł autora, ale przez to zwyczajnie trudno było mi głównego bohatera polubić. Bardzo rzadko dowiadujemy się, co Amerykanin naprawdę myśli. Kiedy jednak mamy okazję poznać jego myśli, są one naprawdę celne i intrygujące (jak choćby analogia do mrowiska czy zatrudnianego kierownika). Żałuję więc, że tych chwil refleksji nie znalazło się w powieści więcej, że nie dało się Henry'ego poznać dokładniej. Podobnie rzecz ma się z Catherine - ją znamy niemal wyłącznie z krótkich kwestii, jakie wypowiada w rozmowach z Frederickiem. Wyobrażam ją sobie jako niespokojną kobietę, pełną pragnień, ale i strachu przed ich realizowaniem. Smutna to postać, ale znów - poznałem ją zbyt słabo, by mocniej zaangażować się w jej związek z Frederickiem. Muszę tu jednak wspomnieć o zakończeniu powieści. Mówi się, że Hemingway poprawiał je kilkanaście razy, zanim zdecydował się wreszcie na jego ostateczną formę. Widać to wyraźnie. Każde zdanie jest wypieszczone, nie ma tu niepotrzebnych słów. Choć wcześniejsze losy bohaterów mnie nie porwały, po przeczytaniu ostatnich stron trudno mi było zachować tę obojętność.

"Pożegnanie z bronią" słynie jako przedstawiciel literatury o wymowie antywojennej. Takie przesłanie nie jest na pewno podane wprost. Znajdziemy tu jedynie szczegółową relację z wydarzeń w jednym z wielu miejsc ogarniętych konfliktem. Sami dochodzimy do tego, że taka wojna nie ma sensu, że to, co się w niej dzieje, jest jakimś absurdem. Jednak kiedy powieść Hemingwaya czyta się po poznaniu książek Borowskiego, Herlinga-Grudzińskiego czy Vonneguta - jej przesłanie traci na sile. Wojna ilustrowana słowami Hemingwaya w swoim czasie nie wymagała pewnie żadnego komentarza - była ponura, bezsensownie brutalna, nieprzynosząca korzyści żadnej ze stron. Niestety, historia pokazała, że to dopiero początek dwudziestego wieku, że najgorsze jeszcze ma się wydarzyć. Przez to wszystko "Pożegnanie z bronią" trudno czytać dziś z takim samym przejęciem, jakie pewnie wywoływało te 80 lat temu. Choć uczciwie doceniam wybitny kunszt pisarski autora, bardziej poruszyli mnie inni przedstawiciele gatunku.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3075
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: