Przyszła pora (albo raczej wolna chwila) na moje wrażenia i opinie z powieści
Małe życie (
Yanagihara Hanya)
. Od razu przestrzegam - czytatka jest kierowana do tych, którzy książkę czytali, albo nie boją się tego, że nie używając papli odwołuję się do kluczowych szczegółów fabuły.
Książkę wygrałem w konkursie wydawnictwa na fb, pisząc:
Na pytanie "Jak żyjesz?" odpowiada się czasem "Żyję, ale co to za życie!". Czy to znaczy, że mamy życie małe, mniejsze od cudzego? Albo czy nasze życie codzienne różni się aż tak bardzo od życia nowojorczyków (tego opisywanego na kartach powieści Yanagihary)? W zeszłym roku wyszła kolosalna, arcyciekawa monografia
Nowy Jork (
Rutherfurd Edward (właśc. Wintle Francis Edward))
, opisująca rozwój Wielkiego Jabłka i przemiany stylu życia jego mieszkańców. Czyżby to nie był przypadek, że w niecały rok później wydana zostaje powieść "Małe życie", która wedle opisów może być uznana za ukoronowanie tego portretu? Bardzo chciałbym się przekonać :) Książka zebrała wiele nagród, stała się bestsellerem mimo rozmiarów (a jeśli chodzi o książki, to mam takie zboczenie - lubię grube ;) ) Dodam jeszcze (mam nadzieję, że nie będzie to mimowolny spoiler), że zaintrygowała mnie sugestia, zacytowana na stronie książki (na angielskiej wikipedii), jakoby "Małe życie" przyjmowało w warstwie konstrukcji literackiej modele obecne w literaturze queer (melodramatyczny, sentymentalny, heroiczny), łamiąc kanony literackiego smaku w imię przedstawienia prawdy. Frapujące! Wygląda na to, że warto mieć "Małe życie" na półce, bo jedna lektura będzie stanowczo niewystarczająca.
Około miesiąca-półtora później dzięki umowie czytelniczej z Misiakiem zabrałem się do czytania. Oto moje wrażenia w trakcie lektury:
1. Jestem już po 108 stronach "Małego życia". Jak na razie wrażenia dość dobre, choć mieszane. Ciężko się mi połapać kto jakie ma losy i konotacje rodzinno-zawodowo-filozoficzne, jakkolwiek sposób wprowadzania w bohaterów dość interesujący - nie spinam się.
Zastanawia mnie jedno (i mam nadzieję, że nie psuję sobie tym lektury) - wydaje mi się, że kluczem do tej książki jest to, iż jawi mi się ona jako misterny twór, wykorzystujący efekt Barnuma: poruszyć może (lub ma z założenia) dlatego, że Yanagihara porozmieszczała w psychice czy historii bohaterów takie cechy czy przeżycia, w których każdy może się odnaleźć - a każdemu przyjemnie się czyta o tym, w czym odnajduje siebie lub fragmenty swego życia.
O tyle łatwiej mogło być autorce, że tworząc książkę, kieruje ją (co za odkrycie!) do osób będących CZYTELNIKAMI. A ja mam pewne podejrzenia, że tak jak Jude czuje się wyobcowany, niedopasowany, inny, posiadający jakąś cechę dystynktywną (odbieraną dodatkowo jako negatywna, wada albo ułomność) - tak i mają ludzie czytający i lubiący książki => ergo wystarczyło ograniczyć się do bibliofilów. Dodatkowo bibliofile zerkając w owe nieprzeliczone zwierciadła obnoszone po gościńcu de facto są przyzwyczajeni do wglądu w innych, a tym samym w studiowanie różnorodności charakterów, co naturalnie tworzy umiejętność wglądu wgłąb siebie - no a spoglądając odpowiednio długo zawsze odkryje się coś, co zdaje się być dziwaczne, nieprzystające do reszty świata, może nawet wstydliwe - i już łatwo nam się identyfikować choćby z Judem, który czuję, że jest centralną postacią "Małego życia".
Staram się nie przeczytać niczego, co sugerowałoby mi dalszy rozwój akcji - ale z drugiej strony pomyślałem sobie, że właściwie to pewnie i tak bym w jakiś sposób odnosił szczegóły akcji do sytuacji, które przeżyłem lub spotkałem u osób mi znanych - więc bez różnicy.
Aha - na początku było trochę zbyt wiele jak dla mnie aluzji dot. hmsx, ale teraz się unormowało. Trochę mnie razi pisanie słowa "Bóg" małą literą, nawet, gdy bohater wznosi do niego inwokację, no ale trudno.
2. jestem na 229. stronie.
Na początek coś, co mnie dziwi i lekko wkurza - nieporadność językowa tłumaczki. Na tej właśnie stronie: "Piętnastego wypada w piątek" - zamiast "piętnasty"; innym razem "oboje" o Judzie i Willemie; i jeszcze parę takich lapsusów! Nie mówiąc już o tym "bogu" - nie czaję tego, ale coś mię się zdaje, że to programowe poniżanie religii - tak samo jak umieszczenie zwyrodniałych mnichów, jakby to była naturalna rzecz, jakby do klasztoru nie szedł ktoś zafascynowany Bogiem i pragnący pogłębić życie duchowe. Rozumiem, że bywają odchyły, zboczenia i wśród konsekrowanych, ale statystyki jasno pokazują, że odsetek takich osób w klasztorach i kościołach jest niższy od przeciętnej w społeczeństwie (wbrew antyklerykalnej propagandzie) (jakkolwiek przypadki, gdy już się zdarzą, są zauważane i nagłaśniane mocniej - i słusznie!). A propos statystyk - jednak osób hmsx jest w książce rzeczywiście "za dużo" - wydaje się, że dochodzi do 25% wymienianych postaci! Przypomina mi to słabą książkę
Mózg i płeć: O biologicznych różnicach między kobietami i mężczyznami (
Blum Deborah)
, w której autorka wzięła statystyki hmsx w społeczeństwie wg płci i z 3% u mężczyzn i 2% u kobiet wyszło jej po zsumowaniu 5% w całym społeczeństwie.
Tak już na spokojnie - Yanagahira słabo odrobiła lekcje z matematyki współczesnej. Wątek Juda w kontekście "matematyki czystej" i "logiki" jest bardzo słaby dla mnie - bo troszkę wiem w tym temacie ;) To mniej więcej tak, jakby pisać o studencie polonistyki, który jest "taki dobry, bo jest w stanie przeczytać wszystkie nowowydawane książki polskich autorów".
CO do tego, czy każdy odnajdzie w tym trochę siebie - chodzi o to, że po to jest czterech DYSTYNKTYWNYCH bohaterów, wyposażonych w pełną paletę cech charakteru i unikatowych historii (Jude jest tu nadmiernie uposażony), że każdy czytelnik może znaleźć KILKA cech czy doświadczeń spójnych z własnymi. Nie chodzi o pełny zestaw, a o miejscowe identyfikowanie się.
3. No i kolejny kwiatek, gdzieś koło 270 strony - Willem gra w sztuce "Chmura 9". Nie wiem, czy tłumaczka uznała, że to mało istotne dla treści, czy też po prostu nie była świadoma tego, że lepszym tłumaczeniem tytułu byłoby np. "Niebo 7" - 'to be on cloud nine' = 'być w siódmym niebie'...
Co do rozpustnych mnichów - można pytać "Mało to też afer pedofilskich w kościołach?" - za dużo, słusznie nagłaśniane, ale równocześnie tworzy błędny obraz, jakoby księża stanowili nadreprezentację pedofili w społeczeństwie - a tak nie jest. Podobnie jest z nadreprezentacją hmsx - "ten homoseksualizm nie jest wcale taki oczywisty" - ja się odnoszę głównie do fragmentów, w których jasno jest określone "para Stefania z Wieśką", "znajomy z chłopakiem" itp. Nieopresywne traktowanie seksualności to jedno - pewne czarowanie rzeczywistości to drugie. Dopuszczam możliwość, że skoro dzieje się to w NY, do tego w środowisku artystów itp., to może tam być przekrój inny niż ogólnie w społeczeństwie (tak jak w Hollywood znajdziemy znakomitą nadreprezentację Żydów - bez żadnych negatywnych ocen tego faktu). Ale moim zdaniem dziwaczne nie jest to, że każdy akceptuje cudze wybory w tej sferze, tylko że wciskane jest to trochę na siłę - tak jak opisy seksu w "Uległości" Houellebecqa - w "Kompleksie Portnoya" to nie dziwi ani nie razi, w "Uległości" brzmi głupawo i jak wrzucone na siłę.
4. Wrażenia po 495 stronach:
zaczynam się przychylać do zdania w
Siła reklamy Ja jeszcze nie wiem, co będzie... Na pewno nastrój książki i przytłaczająca (chwilami dość monotonna i powtarzalna scenami cięcia się i zbijanych prób wsparcia) atmosfera sprawiają, że chce się jak najszybciej dotrzeć do końca - poznać tajemnice, zamknąć wątki, przestać przeżywać męczarnie, znaleźć spokój ducha tak, jak pragnie tego Jude, próbując samobója.
To chyba nie jest książka dla wszystkich. Sceny z Calebem nie doprowadziły mnie do niczego innego jak frustracji i chęci potrząśnięcia Judem, który nagle z inteligentnego stał się wybitnie przygłupim - przecież już nie ma 9 lat przy bracie Luku, wie co jest nie tak, bo do cholery przeżył już takie traktowanie i jest prawnikiem! No ale dobra, ja mam zbyt wiele złości i agresji wycelowanej na zewnątrz, by zrozumieć tych, którzy dotknięci nadużyciami rozwinęli w sobie autoagresję. Z kolei zupełnie mnie nie dziwi, że Jude nie chce pozywać Caleba - to by już na pewno złamało mu karierę...
Owo nagromadzenie nieszczęść, które przytrafiają się jednej osobie, przypomina mi
Filary ziemi (
Follett Ken)
(vide:
Gniot roku moi drodzy, gniot roku!! ) ) - ale chyba Yanagihara miała większe ambicje, niż stworzyć czytadło, w którym bohatera spotyka to, co postaci w
Zbrodnie miłości (
Sade Donatien Alphonse François de)
? Lekko się rozczarowuję. Książka jest napisana sprawnie, choć dochodzi jeszcze sprawa z brakiem osadzenia akcji w nurcie czasu.
No nie wiem, nie wiem - wzruszyć mnie niełatwo, w bohaterach słabo się jednak odnajduję (na pewno bym się, będąc facetem, nie zachowywał jak infantylne psiapsiółki, miziające się w kółko i prawiące sobie dusery), dlatego wciąż CZEKAM na coś istotnie poruszającego. Choć takie oczekiwania przeważnie są na wyrost, jak dla dziecka rzekome cuda wesołego miasteczka, które okazuje się zestawem klekoczących, rozpadających się śmierdzących sprzętów, pomalowanych w krzykliwe kolory, ledwo potrafiące wzbudzić jakąkolwiek emocję.
Rozumiem, że dla niektórych istotne może być odbicie we własnej historii - nie chcę nikogo urazić, nie deprecjonuję przeżyć czy potencjalnie dobrego oddania charakteru i odczuć Jude'a. Wiem, że może to wyglądać, jakbym nie potrafił uwierzyć w takie rewelacje, podczas gdy istotnie zdarzają się (choć pewnie nie w takim nagromadzeniu - tu mi się kojarzy Rbita krytyka
Śniła się sowa (
Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))
), a na pewno bywają ludzie potwornie poranieni, którzy są podwójnie uderzeni postacią Juda - bo patrzą przez pryzmat swych własnych doświadczeń. No ale chwilami staje się to groteskowe, barokowa sceneria nieszczęść nuży i sprawia, że drzewa zasłaniają las - traci się z oczu możliwy przekaz książki.
5. Wczoraj [2016-08-08] się zawziąłem i doczytałem pozostałe 160 stron Yanagihary (chciałem już nie nosić takiej cegły pod pachą ;) ). Wystawiłem zaledwie 3.5. Cóż mogę napisać? Wahałem się nad czwórką, ale środkowa część zbyt negatywnie wpłynęła na mój odbiór, nawet przy całej istotnie mocnej ostatniej setce stron. Nie wiem, może to kwestia obecnego stresu i lataniny w moim życiu, że owo książkowe jest zbyt małe na prawdziwe poruszenie mnie? Obiektywnie cała historia jest bardzo przejmująca, odwieszając sceptycyzm na kołku (jak pisała
jolekp ) co najmniej opadają ręce, choć takie zakończenie Jude’a można było przewidzieć…
Wracając do książki: ten fragment ze s. 558.:
"Nigdy nie umiał wytłumaczyć Willemowi w sposób zrozumiały, co dla niego znaczy cięcie się: że jest to forma kary, ale też oczyszczenia, że pozwala mu się uwolnić od wszystkich trucizn i zabrudzeń, że powstrzymuje go przed odczuwaniem irracjonalnej złości na innych, na wszystkich, że powstrzymuje go od krzyku, od agresji, że pozwala mu odczuwać swoje ciało jako własne a nie cudze"
jest charakterystyczny, aczkolwiek w środkowej części był zbyt często powtarzany.
Spotkałem się z opinią, iż seksualność bohaterów jest w większości nierozstrzygnięta. Autorka tworzy świat, gdzie seksualność dla nikogo (poza jednym bohaterem) nie ma znaczenia. I że to nie jest tak, jak u Gardella (czy w innej prozie LGBT), gdzie bohaterowie cierpią (społecznie i prywatnie) kształtując swoją tożsamość seksualną.
No i cóż – spodziewałem się, że ta sprawa po prostu będzie bardziej nieistniejąca. Tymczasem jakkolwiek dla bohaterów typ seksualności zdaje się nieistotny, to dla czytelnika może być inaczej – tak jak dla mnie. Niektórzy nie przepadają za opisami mordobicia, inni za zbyt dokładnymi wizjami „medycznymi” (ja aż się wzdrygam przy opisach np. cięcia się żyletką, zwijam się w sobie i ręce mi drętwieją – w życiu bym nie mógł), jeszcze inni czułostkami w treści (niekoniecznie hmsx), ja zaś tymi zalotami W. do J.
W ogólności moja wizja książki jest taka, iż z założenia swej konstrukcji ma ona zderzać piętnowany ongi (homo)seksualizm z obecnie piętnowanymi nadużyciami seksualnymi. Nastąpiło odwrócenie (albo Yanagahira chciałaby, aby jej powieść takie zadanie spełniła) postrzegania tych spraw.
Z drugiej strony wydaje mi się, że prócz autoagresji mimowolnie został przedstawiony model „osobowości ofiary” – człowieka, który swoją postawą „przepraszam, że żyję”, przyciąga prześladowców, nieszczęścia, w jakiś sposób „prowokuje” złe traktowanie siebie (pamiętny fragment, w którym Willem ma ochotę uderzyć pięścią Jude’a).
Dwa ciekawe cytaty:
1. bardzo sensowna wizja związku i dopasowania!:
"Związki nigdy nie dostarczają nam wszystkiego. Dostarczają niektórych rzeczy. Masz pełną listę rzeczy, których oczekujesz od drugiej osoby - zgrania seksualnego, powiedzmy, albo dobrej rozmowy, albo wsparcia finansowego, albo odpowiedniego poziomu intelektualnego, albo miłego usposobienia, albo lojalności - i wolno ci wybrać tylko trzy z tych rzeczy. Trzy i koniec. Może cztery, jeżeli masz szczęście. Tylko w kinie znajduje się partnera, który oferuje pełny zestaw. W realnym świecie musisz się zdecydować, z którymi trzema wartościami chcesz spędzić resztę życia, a potem poszukać tych wartości w drugiej osobie. Na tym polega życie. Nie widzisz, że to pułapka? Jeżeli będziesz się upierała znaleźć wszystko, skończysz z niczym." [644-645]
2. Fragment na następnej stronie:
"Terapia i terapeuci obiecywali rygorystyczny brak osądu (ale czy to nie była niemożliwość, by ktoś, kto cię słucha, jednocześnie cię nie oceniał?), a jednak za każdym pytaniem krył się mentalny kuksaniec, który łagodnie, lecz nieuchronnie popychał ku rozpoznaniu jakiejś wady, ku rozwiązaniu problemu, o którego istnieniu się nie wiedziało. Przez te wszystkie lata Willem miał przyjaciół, którzy byli przekonani, że mieli szczęśliwe dzieciństwo i kochających rodziców, dopóki psychoterapia nie uzmysłowiła im, że wcale tak nie było."
z innych dysput:
Co do ram czasowych natomiast - jest to chyba najsłabszy punkt całej książki: na świecie NIC się nie zmienia! Tak naprawdę, pomimo upływu dziesiątek lat, bohaterowie i realia jakby utknęły gdzieś na przełomie tysiącleci (choć, co ciekawe, już w czasach wczesnej młodości Jude'a brat Luke ma swojego laptopa!). Zresztą, to takie współczesne i hipsterskie, nie przejmować się światem zewnętrznym, polityką i gospodarką, a skupić jedynie na własnym wnętrzu. Na pewno książka w jakiś sposób oddaje ducha epoki - może stąd ten sukces?
Tutaj Yanagahira chyba bardziej agitkę napisała - naprawdę męczący dla mnie jest brak kobiet, natomiast nadreprezentacja homoseksualistów, na czele z czteroosobowym gronem przyjaciół, w którym tylko jeden (odstawiony zresztą całkiem na boczne tory fabuły) nie kwalifikuje się do "gejownika", to, że "Willem uprawiał już seks z mężczyznami, jak wszyscy, których znał"[s.499], nadzwyczaj rozbudowane opisy homoseksualnych zalotów itp. - to zwykły gejowski romans. Jestem wymęczony, nie tego oczekiwałem...
=======================================
Podsumowanie po okrzepnięciu wrażeń - znaczy 2 tygodnie po lekturze:
Przeczytałem właśnie tekst http://www.rp.pl/Plus-Minus/305129908-Arcydziela-literackie-sztucznie-nadmuchane.html#ap-1 i ze zdaniem o "Małym życiu" w nim zawartym muszę się chcąc nie chcąc zgodzić. Książka - szczególnie w części środkowej - jest nużąca. Przestaje być opowieścią o czwórce przyjaciół - zostaje opowieścią o romansie homoseksualnym (wolałbym być o tym ostrzeżony, ale akurat POLSKA okładka, w odróżnieniu od innojęzycznych o tym nie wspomina). Dodatkowo - wbrew oczekiwaniom - choć niby dzieje się w Nowym Jorku, to tak naprawdę toczy się nigdzie i nigdy - w bezczasie i bezmiejscu. Zaś - to najświeższa moja myśl - historia dzieciństwa Jude'a jest po prostu groteskowa - na swej drodze wciąż spotykał kogoś, kto chciał go ****** w cztery litery. Wbrew temu, czego oczekiwałem (widać, że oczekiwania miałem wygórowane i źle ukierunkowane - wciąż jedzie się na próbie wyciśnięcia z czytelnika emocji, a nawet EMOCJI), tylko niektórzy odnajdą tutaj siebie - ale gdy już, to istotnie świetnie sportretowanych. Dla mnie to jednak zbyt mało. Aby książka zasłużyła na więcej, powinna ukazywać kunsztownie szeroki wachlarz rysów charakterologicznych (tak, jak zwykle robił to Huxley). A co więcej - jak napisała
Neska - w tę przyjaźń ciężko uwierzyć: znikąd, znienacka, jakby li tylko jej istnienie miało za zadanie posadowienie początku akcji.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.