Dodany: 07.08.2016 22:20|Autor: agnesines

Książki i okolice> Książki w ogóle

1 osoba poleca ten tekst.

Ciekawy artykuł Justyny Sobolewskiej – "Niewidzialny jak tłumacz"


http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/16​67016,1,autorzy-przekladow-nagradzani-ale-zle-oplacani.read
Wyświetleń: 3938
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.08.2016 07:28 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
Niestety nie da się przeczytać - ukazuje mi się informacja "Niestety wykorzystałeś swoją miesięczną pulę 10 bezpłatnych tekstów z Polityki cyfrowej...", mimo że z "Polityki" cyfrowej nie korzystam wcale (wymieniam się z bratem gazetami, więc ten numer też dostanę, tylko z pewnym poślizgiem).
Użytkownik: agnesines 08.08.2016 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety nie da się przec... | dot59Opiekun BiblioNETki
To skopiuję. "Autorzy przekładów: nagradzani, ale źle opłacani. Niewidzialny jak tłumacz", Justyna Sobolewska

Tłumaczom w Polsce przyznaje się nagrody, poświęca festiwale, ale zarazem płaci im upokarzające stawki, pomija nazwiska, szuka najtańszych, a nie najlepszych. Rozdźwięk między prestiżem a praktykami rynkowymi jest w tym zawodzie ogromny.

Niemal połowa książek, które pojawiają się na naszym rynku, to przekłady. „Przyszłym językiem Europy jest przekład” – ogłosił Umberto Eco ponad 20 lat temu. „Szekspir nie pisał po polsku” – takie przypinki, wymyślone przez Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury, pojawiały się z kolei na Warszawskich Targach Książki w tym roku. Widać, że w ostatnich latach świadomość roli przekładu wzrasta – oprócz nagrody „Literatury na Świecie”, PEN Clubu i Zaiksu powstał w Gdańsku festiwal Odnalezione, poświęcony przekładowi, i Nagroda im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Tłumaczy honoruje Nagroda Gdynia (nawet w osobnej kategorii), Nagroda im. Kapuścińskiego, Nagroda Literacka Europy Środkowej Angelus, a od niedawna Nagroda im. Wisławy Szymborskiej przyznawana jest również za przekład książki poetyckiej. W ostatnich miesiącach ukazały się też dwie znakomite publikacje – „Przejęzyczenie”, rozmowy Zofii Zaleskiej z tłumaczami, i antologia „O nich tutaj” przygotowana przez Piotra Sommera, zbierająca ważne teksty dotyczące przekładu, które ukazywały się w „Literaturze na Świecie” od lat 80. To fascynujący przegląd najlepszej krytyki przekładu, zapis przygód z językiem, a jednocześnie ta antologia pozwala spojrzeć na przekłady jako na część naszej historii literatury.

Co się dzieje, kiedy w polszczyznę wrastają mocno przekłady, które kompletnie odbiegają od oryginału? Bywa czasem i tak, że przekład jest lepszy niż oryginał, temu np. zawdzięcza swoją popularność w Polsce William Wharton. Opowiadał o tym w jednym z wywiadów Wojciech Charchalis, tłumacz m.in. „Don Kichota”. Podobno Gabriel García Márquez stylistycznie po hiszpańsku nie jest tak dobry jak w przekładach Carlosa Marrodana. Tłumacz może pisarza stworzyć, zazwyczaj jest też jego ambasadorem – to dzięki wysiłkom autora przekładu zagraniczne wydawnictwa interesują się danym pisarzem.

Tłumacz to też twórca

„Tłumaczowi należy zapewnić widoczność. Bez triumfalizmu, bez fajerwerków, ale w przekonaniu, że także jest twórcą” – twierdził francuski pisarz Pierre Assouline, autor raportu o sytuacji tłumaczy we Francji. Taki program, przynajmniej w Polsce, nie jest jeszcze zrealizowany. „Poprawa sytuacji tłumaczy wydaje mi się czymś co najmniej nieoczywistym. Owszem, mamy stypendia, nagrody i te wszystkie miłe rzeczy (…), ale to są kwiaty na Dzień Kobiet, a codzienność wygląda zupełnie inaczej” – mówił Zofii Zaleskiej Michał Kłobukowski, tłumacz m.in. Nabokova, DeLillo czy Conrada. W sklepach internetowych prawie nigdy nie ma informacji, kto tłumaczył, umowy są sprzeczne z prawem autorskim, wydawcy zamawiają próbki tłumaczeń, łączą je i tak powstaje cała książka, albo wręcz redagują tekst przepuszczony przez Google translator. Wybitni tłumacze nie mogą znaleźć zamówień, bo taniej tę samą pracę mogą wykonać osoby bez doświadczenia (a czasem bez znajomości języka).

Według samych tłumaczy ich praca wygląda tak: „W niemożliwym terminie, za honorarium, z którego nie wyżyjesz, wykonaj dla wydawnictwa piękne tłumaczenie książki, które w idealny sposób odda wszelkie walory oryginału”.

„Mam wrażenie, że sztuka przekładu upada” – dodaje Kłobukowski. I przypomina, że w PRL cykle wydawnicze były tak długie, że nad książką pracowało się kilka lat. „Zaletą tych skądinąd złych czasów był brak pośpiechu. Natomiast w tej chwili, po pierwsze – pośpiech jest wszechobecny, a po drugie – wszyscy tłumaczą”. Kiedy Kłobukowski zaczynał pracę, dostęp do zawodu nie był tak łatwy. Małgorzata Łukasiewicz wspomina seminaria jako rodzaj wtajemniczenia, wsłuchania się w język: Jerzy Lisowski „zaciągał się carmenami i pokazywał, że słowa mają smak, barwę, objętość, melodię”.

W swoim raporcie o sytuacji tłumaczy w Polsce, opublikowanym przez Instytut Książki w 2011 r., Sławomir Paszkiet pisze, że trudno będzie tłumaczom literackim odzyskać prestiż, jakim cieszyli się w latach 70. i 80. Wtedy, w czasach reglamentowanego dostępu do druku, przekłady słabe nie miały szans na publikację, a niedoświadczeni tłumacze musieli najpierw wylegitymować się pewną liczbą publikacji w czasopismach, zanim dostąpili zaszczytu przełożenia pierwszej książki w renomowanym wydawnictwie. Razem ze zmianą systemu w latach 90. rynek wydawniczy się zmienił, duże wydawnictwa państwowe zbankrutowały albo przestały odgrywać dominującą rolę, pojawiło się mnóstwo prywatnych, dla których liczyła się szybkość, a nie jakość. Rynek nadrabiał zaległości i był zalewany zagranicznymi tytułami. Od tamtego czasu sytuacja się ustabilizowała, ale wydawcy nadal chcieliby, żeby przekład ukazał się tydzień po premierze amerykańskiej. I ciągle zdarza się tak, że wydawnictwo zapomina umieścić nazwisko tłumacza na stronie tytułowej.

– Widzę wyraźną poprawę w mediach po tym, jak powstało Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury w 2010 r. – komentuje tłumaczka Justyna Czechowska. – Zaczęliśmy wtedy notorycznie wysyłać do redakcji listy z prośbą o zamieszczanie nazwiska tłumacza lub, jeśli to się powtarzało, z groźbą. Bo tłumacz ma w prawie autorskim zagwarantowaną widoczność każdorazowo, kiedy mówi się o książce. I rzeczywiście, te nasze listy działają, kilkakrotnie ukazały się potem przeprosiny skierowane do tłumacza. Niestety, pracy jest jeszcze sporo. Do „Wysokich Obcasów” pisaliśmy chyba ze trzy razy, kiedy pod przedrukowanym tekstem, który zajmował trzy rozkładówki, nie było nazwiska tłumacza.

Praca na pół etatu

Kluczową sprawą są wynagrodzenia i umowy. Większość polskich tłumaczy, jak pokazał raport Instytutu Książki, zajmuje się przekładem w czasie wolnym, po pracy lub też łączy etaty w różnych instytucjach. Katarzyna Okrasko, tłumaczka m.in. Roberta Bolańo: – Jakiś czas po studiach przełamałam wrodzoną nieśmiałość i poszłam do Muzy, do Carlosa Marrodana, by pokazać mu swoje próbki... Carlos powiedział mi wtedy, że jeśli rzeczywiście chcę tłumaczyć, to powinnam najpierw znaleźć sobie jakąś dobrze płatną pracę. Znalazłam. Hiszpańska firma, potem ambasada. A później znalazłam pracę na pół etatu, żeby dawała mi czas na tłumaczenia.

Okrasko pracowała więc jako sekretarka w kancelarii prawniczej na pół etatu. Potem została matką, co skutecznie ograniczyło jej czas pracy. – Po macierzyńskim nie wróciłam już do swojej kancelarii. Od ośmiu lat tłumaczę książki na pełen etat, od pięciu prowadzę też warsztaty przekładowe w Instytucie Lingwistyki Stosowanej UW – dodaje. Praca na UW zapewnia jej ubezpieczenie zdrowotne. Wciąż nie ma ubezpieczenia emerytalnego, chorobowego, wypadkowego. Stawki – jak opowiada – wahają się od 600 do 700 zł za arkusz (czyli 22 strony). To daje sumę od 27 do 31 zł za stronę. I te stawki są zamrożone od wielu lat.

Kiedyś wydawnictwa płaciły tantiemy za nakład powyżej 10 tys. egzemplarzy, teraz raczej nie chcą o tym słyszeć. Wynagrodzenie tłumacza obejmuje wykonanie korekty autorskiej, co dodatkowo zabiera tydzień lub dwa.

– Nie ma stawek standardowych – opowiada Justyna Czechowska. Stawki, jej zdaniem, powinny zależeć od języka, z jakiego się tłumaczy, i poziomu trudności tekstu. Tymczasem kiedy chciała tłumaczyć skomplikowaną książkę ze szwedzkiego i poprosiła o 750 zł za arkusz (ok. 6 tys. zł brutto za całą książkę), usłyszała, że wydawca ma tłumacza, który zrobi to za 650 zł za arkusz. – Co mogę zrobić? Zejść z ceny? Nie, raczej rozmawiać z koleżankami i kolegami po fachu, że tłumaczenie szwedzkiej książki za 650 zł nie jest w porządku, psuje rynek.

Dużo gorzej mają tłumacze z angielskiego. Istnieje bowiem przekonanie, że każdy, kto zna angielski, może tłumaczyć. Dlatego tu stawki spadają nawet do 400 zł brutto za arkusz. – Szczęśliwie jest u nas wielu mądrych, profesjonalnych wydawców, którzy nie zlecą przekładu osobie bez doświadczenia. Liczy się dla nich jakość tekstu. Wśród takich wydawców mogę wymienić: Karakter, Marginesy, Czarne, Otwarte, Prószyński – wylicza Czechowska. Inni tłumacze chętnie wymieniają też Noir sur Blanc. Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury wymyśliło nagrodę Lwa Hieronima dla wydawcy przyjaznego tłumaczom: – Chodziło o to, żeby nagradzając jednego, wzbudzić w pozostałych wydawcach chęć poprawiania swoich praktyk. Udało się to już po pierwszej edycji, słyszeliśmy głosy zazdrości skierowane w stronę Wydawnictwa Czarne.

Problemem są też umowy. Według raportu Instytutu Książki „nawet świadomi nieścisłości tłumacze nie próbują negocjować umowy ani nie egzekwują zawartych w niej zapisów, co daje większe pole do nadużyć ze strony wydawców”. Tymczasem o stawce dyskutować można. Kierując się doświadczeniami tłumaczy ze Szwecji, z Norwegii, Niemiec i Francji, Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury stworzyło modelową umowę. I nie chodzi tylko o pieniądze, ale o termin oddania przekładu, o czas na korektę autorską, o kary umowne (są wydawcy, którzy za każdy dzień spóźnienia narzucają 100 zł kary). – Najlepsza dla nas jest umowa licencyjna na pięć lat. Po takim czasie prawa do przekładu wracają do tłumacza i może on po raz kolejny swoje dzieło sprzedać. Tymczasem są u nas nadal wydawcy, którzy chcą kupić dzieło na zawsze. No i, niestety, tłumacze, którzy się na to zgadzają – tłumaczy Czechowska.

Ta praca wyczerpuje

Kilkadziesiąt lat temu Mandelsztam pisał o sytuacji tłumaczy: „Jeżeli chcemy otrzymać książkę wysokiej jakości, należy wykorzenić owo rosnące z roku na rok absurdalne żądanie wydajności, które jest źródłem byle jakich efektów. Powieść Flauberta i powieść wagonowa są opłacane prawie tak samo. Debiutant, dyletant i uznany tłumacz otrzymują niemal identyczne wynagrodzenie”. I dziś brzmi to znowu aktualnie: – Studenci na zajęciach dziwili się, że za arkusz głupawego bestsellera i za arkusz ambitnej prozy stawki są takie same. Dlatego o wiele bardziej opłaca się tłumaczyć chłam niż wartościowe pozycje. W zeszłym roku tłumaczyłam ambitną prozę, wymagającą sprawdzania, czytania naokoło, umiejscowienia cytatów. Kiedy policzyłam swój dochód za te miesiące, dorównywał on mniej więcej płacy minimalnej – mówi Okrasko. Tymczasem, jak wspominał Mandelsztam: „Tłumaczenie jest jedną z najtrudniejszych i najpoważniejszych prac literackich. Chodzi w istocie o stworzenie autonomicznego systemu językowego na bazie obcego tworzywa. Przeniesienie tego tworzywa (…) wymaga nieustannego napięcia, uważności i siły woli, wielkiej inwencji, świeżości intelektualnej, wyczucia językowego, bogatego słownictwa, ucha zdolnego dosłyszeć rytm, złowić kontur zdania i go odtworzyć, a przy tym wymaga wielkiej zręczności. Jeśli tego zabraknie, pozostaje zmyślenie. Sam akt tłumaczenia wytwarza ogromne napięcie. Ta praca wyczerpuje, wyjaławia umysł znacznie bardziej niż inne dziedziny twórczości”.

Chodzi bowiem o najwyższą stawkę, o język. Zły, niechlujny stan przekładów odzwierciedla stan polszczyzny. Jesteśmy coraz bardziej uodpornieni na byle jaki język, twierdzi Kłobukowski. I nikt już niczego nie poprawia.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.08.2016 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: To skopiuję. "Autorzy prz... | agnesines
Dziękuję! Pewnie i ktoś inny jeszcze skorzysta, więc od razu w imieniu reszty też.
Użytkownik: carmaniola 09.08.2016 08:35 napisał(a):
Odpowiedź na: To skopiuję. "Autorzy prz... | agnesines
Dziękuję - przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Akurat należę do osób, które zwracają uwagę na osobę tłumacza - kiedy otwieram książkę i znajduję znane nazwisko to wiem, że nawet jeśli książka nie trafi w mój gust, to znajdę w niej piękny język. Mam nadzieję, że ta walka twórców przekładów zakończy się sukcesem - trzymam kciuki!
Użytkownik: annadekiel 14.02.2017 09:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To skopiuję. "Autorzy prz... | agnesines
Święta prawda! usługi tłumaczeniowe często porównywane są do przepisywania (sic!), nie docenia się nas, oj nie docenia...
Użytkownik: miłośniczka 08.08.2016 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
Naprawdę ciekawy artykuł.
Użytkownik: lutek01 08.08.2016 22:36 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
Ja też dziękuję. Bardzo ciekawe. Tłumacze mają coraz większą odwagę w upominaniu się o swoje prawa. Ciekawie o procesie tłumaczenia Kapuścińskiego, ale też o i walce o swoje prawa pisali tłumacze w książce Podróże z Ryszardem Kapuścińskim: Opowieści trzynastu tłumaczy (< praca zbiorowa / wielu autorów >)
Użytkownik: lutek01 14.08.2016 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
Nooo, w końcu znalazłem.
Szukałem artykułu, który kiedyś przeczytałem, dobrze tu pasuje:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,18243043​,_Jedna_ksiazka_rano__druga_wieczorem__zeby_sie_ni​e.html
Użytkownik: agnesines 14.08.2016 19:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Nooo, w końcu znalazłem. ... | lutek01
Jestem pełna szacunku dla ludzi, którzy z wielką pasją i zaangażowaniem zajmują się daną dziedziną - w tym wypadku tłumaczeniami. Ryszard Turczyn, klasa sama w sobie!

Z przyjemnością przeczytałam ten wywiad, ale i też z pewnym smutkiem, że praca tłumacza w Polsce jest tak nisko płatna. :-(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.08.2016 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Nooo, w końcu znalazłem. ... | lutek01
Świetny tekst!
Użytkownik: Anna125 15.08.2016 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Nooo, w końcu znalazłem. ... | lutek01
Z wielką przyjemnością przeczytałam wywiad z Turczynem. Anegdota o Paragrafie 22 bardzo zabawna. Sytuacja tłumaczy rzeczywiście jest trudna, a stawki katastrofalnie niskie. Nie rozumiem tego, dlaczego tłumacze nie mogą otrzymywać tantiem od nakładów. Nie rozumiem też tego, w czym ogłoszenie referencyjnych stawek za tłumaczenie zagroziłoby wolnej konkurencji. Przecież to rozsądne wiedzieć ile dobry przekład kosztuje. Mogłoby być tak jak z filmami: klasa tłumaczenia A, B, C, D itd. Na okładce pojawiałaby się informacja np tłumaczenie klasy B i już by było wiadomo.
Dlaczego wszystko musi przechodzić w ilość? Więcej i szybciej nie przechodzi w lepiej. Marzyłaby mi się księgarnia, w której nie zalegałby tysiące książek w większości marnych, albo nie do rozpoznania (marne/niemarne) z powodu ilości i ciągłej zmiany dekoracji (co trzy miesiące albo i krócej). Potop nowowości, których nikt lub niewiele osób przeczyta, bo zanim zdąży dowiedzieć się, że jakaś fajna nowość wyszła to na półkach już jej nie uświadczy. Czasami wydaje mi się, że rynek książki jest najbardziej rotującym biznesem, nawet szybszym niż produktów FMCG. Zdaje się to absurdem. Nawet w przypadku proszku do prania, twarogu, żółtego sera, pomidorów, herbaty zalew nowości jest wolniejszy.
Eh, dobrze, że jest internet tam książki dłużej można kupić ale i tak już wiele razy zdarzyło mi się, że nawet tam kupić nie zdołałam. Moja ulubiona księgarnia miałaby swoje półki z noblistami (tymi stareńkim też), z poezją polską (wszyscy wielcy, też ci zapomniani), kanon literatury światowej: proza i poezja. Byłaby też kategoria: polskie debiuty. W jednym z korytarzy znalazłabym klasykę scf, w innym fantasy. W jeszcze innym klasyka kryminału.
Jakie jeszcze półki mogłyby się tam znależć?
Chciałabym mieć taką księgarnię w realu, aby pochodzić pomiędzy regałami, wyjmować ksiązki, czytać noty na okładkach, wertować. Wyjście do takiej księgarni byłoby jak podróż w nieznane.
Użytkownik: sowa 23.08.2016 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Nooo, w końcu znalazłem. ... | lutek01
Dzięki, świetny wywiad, wielostronnie interesujący.
Użytkownik: misiak297 23.08.2016 01:08 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
A tutaj kolejny artykuł o tłumaczeniach... Trochę z innej strony.

http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,44425,20567368,​szalik-zwyciestwa-czy-szal-uniesien-bledy-w-tlumaczeniu-przewodnika.html?disableRedirects=true
Użytkownik: Anna125 23.08.2016 19:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A tutaj kolejny artykuł o... | misiak297
Nieprawdopodobne, aż trudno uwierzyć. Byłoby śmieszne ale niestety nie jest. Kto odbierał to zlecone tłumaczenie? Makabra.
Użytkownik: sowa 23.08.2016 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Nieprawdopodobne, aż trud... | Anna125
Niestety, coraz łatwiej uwierzyć...
Użytkownik: Marylek 24.08.2016 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: http://www.polityka.pl/ty... | agnesines
Skoro o wywiadach z tłumaczami literatury mowa, ze swej strony polecam jeszcze ten: http://www.dwutygodnik.com/artykul/6423-rynek-ceni-grafomanow.html

A to z Wyborczej nie otwiera mi się - wyczerpałam bezpłatną pulę, czy jakoś tak... :(
Użytkownik: imogena 24.08.2016 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Skoro o wywiadach z tłuma... | Marylek
Mi też wyskakiwał komunikat o wyczerpanym limicie, co było o tyle dziwne, że "Wyborczej" praktycznie nie czytam, więc nie miałam jak wyczerpać limitu. A teraz weszłam z drugiego, rzadziej używanego komputera, z tego samego IP, i artykuł się otworzył... Oto tekst:

W ukraińskiej wersji "Przewodnika po Krakowie" wydanego przez magistrat roi się od błędów. - Takiego bubla w życiu nie widziałem - grzmi pisarz Mykoła Mańko.

Spostrzeżeniami po lekturze "Przewodnika po Krakowie" podzielił się na Facebooku. Wylicza tylko niektóre błędy.

I tak z krótkiego tekstu o Sukiennicach turysta zza naszej wschodniej granicy dowie się, że w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku zobaczy dzieła Henryka Siemiradzkiego "Pochód Nerona" czy Władysława Podkowińskiego "Szalik zwycięstwa".

- Pewnie chodziło im o "Pochodnie Nerona" i "Szał uniesień". Graficznie, szał i szal dzieli tylko kreseczka, ale w znaczeniu różnica jest ogromna. Tak samo jest w
przypadku opisu Muzeum Książąt Czartoryskich. "Pamiątki" po wielkich Polakach zostały przetłumaczone na "suweniry"! Nie ma akapitu bez podobnych rewelacji - mówi Mańko. - Wybuchałem śmiechem na każdej stronie przewodnika. Tylko że tak naprawdę to nie jest śmieszne. To skandal, że taki chłam miasto wydaje w tysiącach egzemplarzy, a wszystko firmuje Wydział Promocji i Turystyki.

I jeszcze błędy merytoryczne

Rzeczywiście, przeczytaliśmy cały przewodnik i odkryliśmy mnóstwo błędów. W oczy rzucają się liczne literówki, niechlujna interpunkcja i błędy ortograficzne. Wszystkich pomyłek można było uniknąć, gdyby tekst trafił do korekty.

Gorzej jednak, że w przewodniku są również pomyłki merytoryczne. Mimo że w polskiej wersji, w części dotyczącej krakowskich kościołów, przeczytać można dokładne informacje o prezbiteriach czy transeptach, to ukraiński przekład ogranicza się głównie do określania tych części mianem ołtarza. Tłumacz poległ nie tylko na słownictwie związanym z architekturą sakralną - gdy mowa o "kasetonach stropu" w sali Poselskiej na Wawelu, ukraiński turysta dowie się o głowach, wystających z "sufitu skarbca".

Uderza niekonsekwencja w zapisie nazw własnych. Raz czytamy o królu Zygmuncie, innym razem - o Sigizmuncie, kościół Mariacki w kilku miejscach zmienia się w cerkiew, a Bolesław Wstydliwy nagle staje się Bojaźliwym.

Dzwon Maryi czy hejnał?

Z każdą przeczytaną stroną "Przewodnika po Krakowie" odkrywamy coraz więcej błędów, ale też niezwykłych wręcz informacji na temat miasta. Tak jest np. z Wieżą Ratuszową. "To jedyny ocalały fragment krakowskiego ratusza" - dowiemy się, zresztą zgodnie z faktami, z przewodnika w polskiej wersji językowej. Ukraińcy przeczytają jednak, że to jedyna zachowana część... Krakowa.

O tym, że o każdej pełnej godzinie z wyższej wieży kościoła Mariackiego rozlega się hejnał, będą musieli przekonać się na własne oczy i uszy - przewodnik wspomina tylko o dźwiękach dzwonu Maryi, o którym z kolei nie wspomina polskojęzyczna wersja przewodnika.

Najwięcej rozrywki dostarcza wspomniane już tłumaczenie tytułów. Oprócz komicznego "Szalika zwycięstwa" w Krakowie możemy obejrzeć "Pruski honor" pędzla Matejki. A na deskach Teatru Słowackiego swoją prapremierę miał, według ukraińskojęzycznego przewodnika, słynny dramat "Wieśniaki" Adama Mickiewicza. Warto dodać, że zarówno "Hołd pruski" jak i "Dziady" funkcjonują w ukraińskiej kulturze i te tytuły mają swoje ustalone odpowiedniki w języku ukraińskim.

- To wszystko musiało wyglądać na zasadzie: koleżanka zna ukraiński, to niech to przetłumaczy. I zrobiła, jak umiała. To tłumaczenie jest gorsze niż z Google Translate - konstatuje Mańko.

Wydanie ukraińskie wycofają z obiegu

Tłumaczenia nie dokonano jednak przy pomocy strony internetowej. Przygotowało je Centrum Szkoleniowe IDEA Group Małgorzata Gąsińska z Węgrzec.

- Firma ta zajmuje się przekładem tekstów na języki obce dla UMK. Do tłumaczenia dołączone były oświadczenia: tłumacza i native speakera sprawdzającego jakość przekładu na język ukraiński. Po zauważeniu błędów dyrektor Wydziału Promocji i Turystyki wystąpił do IDEA Group z prośbą o wyjaśnienia dotyczące błędów w ukraińskiej wersji "Przewodnika" - informuje Maciej Grzyb z biura prasowego krakowskiego magistratu. Koszt tłumaczenia wyniósł dokładnie 509,22 zł brutto.

Jak wyjaśnia Grzyb, "Przewodnik po Krakowie" był przeznaczony dla turystów przyjeżdżających do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży. Łącznie, kosztem 48,9 tys. zł, przygotowano 200 tys. egzemplarzy w dziewięciu językach, z czego 5 tys. po ukraińsku.

- Wydanie ukraińskie oczywiście będzie wycofane z obiegu. Od Centrum Szkoleniowego IDEA Group będziemy też chcieli otrzymać poprawioną wersję, jednak na razie nie planujemy dodruku - przekazuje Grzyb.

Małgorzata Gąsińska z Centrum Szkoleniowego IDEA Group odmówiła komentarza.







Użytkownik: Marylek 24.08.2016 20:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Mi też wyskakiwał komunik... | imogena
Dzięki wielkie! :-)))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.08.2016 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Mi też wyskakiwał komunik... | imogena
I ja dziękuję, bo mnie na obu kompach wyskakiwało to samo (co jest o tyle dziwne, że o ile w domu GW czytam, więc faktycznie mogłam jakiś limit przekroczyć, to w pracy nie).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: