Dodany: 02.03.2010 04:24|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

Kontrdusigrosz dla Czajki


1.
Iksowi zaczęło niemal brakować tchu, chociaż od błyskawicznych wniosków odgrodził się żelazną kurtyną. Jeśli ten przygłupek mówił prawdę...
- No dobrze, a dalej? Po kolei, jeśli można.
Igrek, marszcząc czoło, zamyślił się ponownie.
- Potem pani Zet zaczęła łomotać. Właściwie już pierwszego dnia...
- A pan codziennie bywał u siostry?
- Nie, co drugi dzień. Ona skąpa dosyć...
Wyświetleń: 9581
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 28
Użytkownik: gosiaw 02.03.2010 13:18 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Iksowi zaczęło niemal... | paren
2.
Pociemniało, bo z dnia robiła się noc, kilka dużych wapiennych głazów ruszyło na przechadzkę, z cicha gaworząc o tym i o owym, jednym słowem: działy się już prawdziwe cuda, lecz straszliwe bydlę, spoczywające o trzydzieści kroków od Iksa, ani myślało znikać. Iks rzucił miotacz, sięgnął za pazuchę, dobył granat przeciwsmokowy i polecając duszę macierzy wszechspinorowych przekształceń, cisnął go przed siebie. Zagrzmiało, wraz ze skalnymi okruchami wyleciał w powietrze ogon smoka, który najzupełniej ludzkim głosem krzyknął: - Gwałtu! - i puścił się pędem przed siebie, prosto na Iksa. Ten, widząc śmierć tak bliską, wyskoczył z ukrycia, ściskając kurczowo krótką włócznię z antymaterii. Zamachnął się, lecz znowu dał się słyszeć krzyk:
- Przestań! Przestań! Nie zabijaj mnie!
Co to, smok mówi?! - pomyślał Iks. - Nie, chyba oszalałem... Lecz spytał:
- Kto mówi? Czy to smok?
- Jaki smok? To ja!!
Jakoż z rozpływającej się chmury pyłu wychynął Igrek; dotknął szyi smoka, przekręcił tam coś i olbrzym opadł wolno na kolana, zamierając z przeciągłym chrzęstem.
- Co to za maskarada? Co to ma znaczyć? Skąd jest ten smok? Co w nim robiłeś?! - zarzucił go pytaniami Iks. Igrek otrzepywał zakurzoną odzież, opędzając się od przyjaciela.
- Skąd, co, gdzie, jak... Dajże mi dojść do słowa! Unicestwiłem smoka, a król nie chciał mi zapłacić...
- Dlaczego?
- Pewno ze skąpstwa, nie wiem. Zwalał to na biurokrację, że musi być komisyjny protokół oględzin, pomiary, sekcja, zebranie rady zakładowej przy tronie, a to, a sio, główny strażnik skarbca mówił, że nie wiadomo, jak wypłacać, bo ani to fundusz płac, ani bezosobowy, jednym słowem, choć prosiłem, nalegałem, chodziłem do kasy, do króla, do rady, nikt nie chciał ze mną gadać; a kiedy kazali mi złożyć życiorys z fotografiami, no, cóż, poszedłem, lecz smok był już w stanie nieodwracalnym. Więc zwlokłem z niego skórę, wyciąłem trochę leszczynowych witek, potem napatoczył się stary słup telegraficzny, a wiele więcej nie było trzeba; wypchałem go, no i tego - zacząłem udawać...
- Nie może być! Tyś uciekł się do tak haniebnej rzeczy? Ty?! Ale po co właściwie, skoro ci nie zapłacili? Nic nie rozumiem.
- Ech, jakiś ty głupi! - wzruszył pobłażliwie ramionami Igrek. - Przecież oni mi wciąż przynoszą daniny! Dostałem już więcej, niż mi się należało.
Użytkownik: Czajka 04.03.2010 03:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Pociemniało, bo z dni... | gosiaw
Czy to jest Baltazar Gąbka - zapytała Czajka w rozpaczy. Poproszę o telefon do przyjaciela albo jeden z dziesięciu. Nie wiem. :)
Użytkownik: gosiaw 04.03.2010 08:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to jest Baltazar Gąbk... | Czajka
Czajczydło kochane, ja myślałam, że to formalność będzie. Zastanów się, czy u Baltazara Gąbki ktoś dzierżył włócznię z antymaterii? :)
Przyznasz, że fragmencik cudny i aż Cię ciągnie do przeczytania całości. ;)
Użytkownik: Czajka 05.03.2010 00:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajczydło kochane, ja my... | gosiaw
2. Lalala - Lem Cyberiada! :)
Bardzo jesteś podstępna, bo jak zgaduję u Ciebie albo u Pawełka Lema to akurat nie ma nigdy. :)
Użytkownik: gosiaw 05.03.2010 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 2. Lalala - Lem Cyberiada... | Czajka
Jest zawsze, ale co my możemy poradzić na to, że Ty podejrzewasz nie tego co trzeba o bycie Lemem? :)
Po prostu musisz poczytać Lema i wtedy nie będziesz miała problemów. Nie wierzę, żeby "Dzienniki gwiazdowe" czy "Cyberiada" Ci się nie podobały. :)
Użytkownik: Sznajper 04.03.2010 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to jest Baltazar Gąbk... | Czajka
Najlepszej książki na świecie, od najlepszego Autora nie rozpoznajesz, Czajko!
Użytkownik: Czajka 05.03.2010 00:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Najlepszej książki na świ... | Sznajper
Nie myślałam, że on taki dowcipny był. :)
Użytkownik: Sznajper 05.03.2010 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie myślałam, że on taki ... | Czajka
Bardziej nawet :) Spróbuj, spróbuj :)
Użytkownik: Sherlock 03.03.2010 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Iksowi zaczęło niemal... | paren
3.


Pleban był wysokim, chudym starcem w znoszonej i zatłuszczonej sutannie. Swoje skąpstwo posuwał tak daleko, że prawie wcale nie jadał. W domu rodzinnym wpojono mu wielką nienawiść do Rosjan, ale nienawiść ta nikła nagle, gdy ci ustąpili, a po nich przyszli Austriacy i pożarli wszystkie jego gęsi i kury pozostawione mu przez wrogów, chociaż mieszkało u niego kilku kudłatych zabajkalskich Kozaków.
Znienawidził austriackie wojska jeszcze bardziej, gdy do wsi przybyli Węgrzy i wybrali mu z ulów wszystek miód. Z wielką nienawiścią spoglądał teraz na swoich niespodziewanych nocnych gości i bardzo był zadowolony, że mógł chodzić koło nich, wzruszać ramionami i powtarzać:
— Nic nie mam. Jestem zupełny żebrak. Nie znajdziecie, panowie, u mnie nic, nawet kromki chleba.
Najbardziej przygnębiło to oczywiście Iksa, który omal że się nie rozpłakał nad taką nędzą. Po głowie tłukła mu się bezustannie jakaś nieokreślona wizja prosiątka, którego skórka jest złocista jak miód, chrupie i pachnie. Marząc tak Iks podrzemywał w kuchni plebana, do której co chwila zaglądał wyrostek, będący na plebanii i parobkiem i kucharką zarazem. Pleban surowo nakazał mu pilnować, żeby żołnierze czego nie ukradli.
Iks nie znalazł w kuchni nic prócz odrobiny kminku w papierku na solniczce. Wsypał go sobie do ust i właśnie zapach tego kminku wywołał w nim wizję prosiątka.
Na podwórzu małej gorzelni za plebanią płonął ogień pod kotłami kuchen polowych, bulgotała woda, ale w tej wodzie nie gotowało się nic.
Sierżant rachuby razem z kucharzami biegali po całej wsi i szukali wieprza, lecz szukali na próżno. Wszędzie powtarzano im to samo, że Moskale wszystko zjedli i pobrali.
Zbudzili także Żyda w karczmie, który rwał włosy i głośno lamentował z wielkiego żalu, iż nie może panom żołnierzom niczym posłużyć, i wreszcie zaczął ich namawiać, żeby kupili od niego starą stuletnią krowę, chude zdechlactwo, składające się tylko ze skóry i z kości. Żądał za nią horrendalnych pieniędzy, szarpał brodę i zapewniał, że takiej krowy nie znajdą w całej Galicji, w całej Austrii i Niemczech, a nawet w całej Europie, na całym świecie, przy czym wył, przysięgał i z płaczem wywodził, że jest to najtłustsza krowa, jaka kiedykolwiek z dopuszczenia Jehowy przyszła na ten świat. Zaklinał się na wszystkich praojców, że krowę tę przyjeżdżają oglądać aż z Wołoczysk, że w całej okolicy mówią o niej jak o postaci z bajki, że to nawet nie krowa, ale najsoczystszy bawół. Wreszcie ukląkł i obejmując przybyłych za kolana, wołał:
— Zabijcie raczej starego biednego Żyda, ale bez krowy nie odchodźcie!
Od jego lamentu i gadania wszyscy wreszcie tak zbaranieli, że to zdechlactwo, od którego hycel byłby się odwrócił ze wstrętem, powlekli ku kuchni polowej. Zaś Żyd długo jeszcze wywodził, że go zupełnie zgubili, zniszczyli, że sam zrobił z siebie żebraka, gdy krowę tak wspaniałą sprzedał za takie marne pieniądze. Gadał, chociaż już miał pieniądze w kieszeni. Prosił ich, żeby go powiesili za to, że na swoje stare lata zrobił takie głupstwo, za które ojcowie jego muszą się w grobie przewracać.
Jeszcze trochę potarzał się w kurzu, potem wstał, strząsnął z siebie wszystką żałość, poszedł do domu i rzekł do swojej źony:
— Elsaleben, żołnierze głupie chamy, ale twój Natan ma delikatny rozum.
Z krową było dużo roboty. Chwilami zdawało się, że skóry w ogóle nie da się z niej ściągnąć. Kilka razy skóra się przerwała, a pod nią ukazały się mięśnie poskręcane i twarde jak liny okrętowe.



4.


— Wygląda to tak, panie [H.]. Jestem kapitanem zespołu piłkarskiego Unirex Cambridge, a [G.] to mój najlepszy zawodnik. Jutro gramy mecz z Oxfordem, tu, w Londynie. Przyjechaliśmy wszyscy wczoraj i zamieszkaliśmy w prywatnym hotelu "Bentley". O godz. 10 wieczorem sprawdziłem, czy wszyscy udali się na spoczynek, jako że mocny i długi sen jest niezbędny do tego, by być w dobrej formie. Zamieniłem też przy okazji parę słów z [G.], zanim położył się spać. Wydał mi się blady i zaniepokojony, ale na moje pytania odparł, że nic mu nie jest, tylko trochę boli go głowa. Wyszedłem życząc mu dobrej nocy. Jednakże niepokoił mnie jego stan.
W pół godziny później portier poinformował mnie, że zjawił się jakiś podejrzany typ z wiadomością dla niego. [G.] jeszcze nie spał, gdy mu ją doręczono do pokoju. Przeczytał i jak rażony gromem padł na krzesło, co tak przeraziło portiera, że chciał biec po lekarza i po mnie. Ale [G.] powstrzymał go, wypił nieco wody i najwyraźniej zebrał się w sobie, gdyż zszedł do oczekującego posłańca. Zamienili parę słów i wyszli. Portier zauważył, że udali się w kierunku Strand.
Dziś rano pokój [G.] okazał się pusty, a łóżko nadal pościelone. Wszystkie jego rzeczy były na tym samym miejscu, co wczoraj, gdy się rozstaliśmy. A zatem oddalił się poprzedniego wieczora po otrzymaniu nagłej wiadomości, wraz z tym obcym i zniknął, nie dając znaku życia. To prawdziwy sportowiec, panie [H.], i z całą pewnością nie zrobiłby tego dobrowolnie przed tak ważnym meczem, gdyby nie zaszło coś nagłego i nieprzewidzianego. Mam przeczucie, że zniknął na dobre i że nigdy go więcej nie ujrzymy.
[H.] wysłuchał opowieści z uwagą, po czym zapytał:
— Co pan zrobił?
— Zatelegrafowałem do Cambridge, czy mają jakieś wiadomości od niego i dostałem odpowiedź, że nikt go nie widział.
— Mógł tam dojechać w nocy?
— Owszem, kwadrans po 23.00 jest ostatni pociąg.
— Ale z tego, co pan wie, nie pojechał nim?
— Nikt go tam nie widział.
— Co pan uczynił dalej?
— Zatelegrafowałem do lorda [M.-J.].
— Dlaczego?
— [G.] jest sierotą, a najbliższym jego krewnym jest właśnie lord [M.-J.]. O ile dobrze pamiętam, jest on wujem [G].
— Rzuca to nowe światło na sprawę — mruknął mój przyjaciel.
— To jeden z najbogatszych ludzi w Anglii. Tak mówił [G.].
— I byli blisko spokrewnieni?
— Jest jego jedynym spadkobiercą, a wuj ma już ponad osiemdziesiąt lat i podagrę, która mocno mu dokucza. Poza tym, jak słyszałem, jest strasznym skąpcem. Nigdy nie dał [G.] ani szylinga, choć trzeba przyznać, że zapisał mu wszystko.
— Czy dostał pan odpowiedź na swój telegram?
— Nie.
— A jaki, pańskim zdaniem, cel miałby [G.], by się tam udać?
— No cóż, coś go trapiło. Jeśli chodziło o pieniądze, to zrozumiałe, że udał się do najbliższego krewnego, zwłaszcza że ten ma ich w bród. Co prawda, szansa na ich uzyskanie byłaby nikła, ale jeśli nie miał innego wyjścia...



Użytkownik: Czajka 04.03.2010 03:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Pleban był wyso... | Sherlock
3. Na pewno nie czytałam, to nasze jest? Też bym zjadła prosię. :))
4. Może Christie?
Użytkownik: Sherlock 04.03.2010 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Na pewno nie czytałam,... | Czajka
3. Faktycznie nie czytałaś tej najśmieszniejszej książki świata (nie nasze to jest, ale z kraju naszych sąsiadów).
4. A jak się nazywam w BiblioNETce? Który autor jest memu sercu bliższy niż Christie? A jak odgadnąć tytuł konkretnego opowiadania? Wystarczy przeczytać uważnie fragment i wejść tu:
z okładki
Użytkownik: Czajka 05.03.2010 00:42 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Faktycznie nie czytała... | Sherlock
3. Nie czytałam, ale zawsze go poznaję, widać teraz trema mi się udzieliła czy co. :)
Przygody wojaka Szwejka, Karol Czapek
4. Conan Doyle, właśnie niedawno przeczytałam, że jego opowiadanie pisane dla uciechy przypadkiem się zaplątało w dramat wysłany do wydawnictwa i go zmusili, żeby pisał kryminały zamiast sztuk. :) "Zaginiony sportowiec"

:))
Użytkownik: Sherlock 07.03.2010 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Nie czytałam, ale zaws... | Czajka
Brawo! "Trójka" to rzeczywiście:
Przygody dobrego wojaka Szwejka: Przesławne lanie (Hašek Jaroslav)
i "czwórka" też się zgadza: "Zaginiony sportowiec" Conan Doyle'a.
Użytkownik: sowa 13.03.2010 00:54 napisał(a):
Odpowiedź na: 3. Nie czytałam, ale zaws... | Czajka
Najmocniej przepraszam (przeprosiła Sowa najmocniej), że tak tu wchodzę nagłym znienackiem, zwabiło mnie intrygujące "właśnie niedawno przeczytałam, że jego opowiadanie pisane dla uciechy przypadkiem się zaplątało w dramat...", i, Czajko Jedyyyna, proszęcię, gdzie Ty to czytałaś, bo ja bym też chciała bardzo?!

Hihi, z tymi "nieważnymi utworami" różni utwórcy tak mają, Doyle się wkurzał, że go wszyscy kojarzą z opowiadaniami o Holmesie, Milne, że dla czytelników jest tylko autorem "Kubusia" (ładne mi "tylko", w obu przypadkach :-D), i pewnie tę listę dałoby się ciągnąć długo ku czytelniczej uciesze i/lub zdumieniu potomnych (czyli naszemu).
Użytkownik: Czajka 13.03.2010 07:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Najmocniej przepraszam (p... | sowa
Sówko kochana, czy tu jest konkurs, tu się nie pyta, tu się zgaduje. ;)
Ale po pięciu długich sekundach, przypomniałam sobie (co wcale nie bywa regułą) na szczęście, gdzie.
W "Alchemii słów" Jana Parandowskiego i znajdę dla Ciebie ten fragment, jak już wrócę z zajentyka.

Tak, Kubuś wręcz okazał się zabójczy i dla swojego ojca, i dla swojego Krzysia. Alan Milne dopiero pod koniec życia pogodził się z bolesną dla niego prawdą, że najcenniejszym jego dorobkiem literackim jest Kubuś. "Kochamy Puchatka" i "Przeszedłem 200 mil tylko po to, żeby zobaczyć Puchatka" wpisywali do księgi pamiątkowej goście Puchatka, kiedy ten (Kubuś) wyjechał do Ameryki.
Mnie sprawiło przykrość niejaką, że L.M. Montgomery znielubiła Anię. :)
Użytkownik: sowa 15.03.2010 19:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Sówko kochana, czy tu jes... | Czajka
No proszę, jak to korzystnie porozmawiać z Czajką (oraz przyjemnie, przy czym jedno i drugie jest w zasadzie oczywiste, ale nigdy nie zawadzi podkreślić, no co, no co!) - nie wiedziałam nic wcale, że Ania swojej autorce też wyszła uszami w końcu; ale jednak Montgomery miała do niej i jej licznej (z czasem coraz i coraz) rodziny oraz wszystkich przyjaciół, znajomych tudzież sąsiadów otchłanną cierpliwość przez lata całe i chyba nie uważała, że "Anie" to jest nieistotny margines jej twórczości? Bo gdyby uważała, to bym się, przyznam, zdziwiła niepomału.

Taktaktak, ja bardzo poproszę mailem ten fragment o Doyle'u u Parandowskiego (à propos, opowiadałam Ci już anegdotkę najzupełniej prawdziwą "przyszła sikorka do kury"? Jeśli nie, to mogę, i też mailem :-); o, i jeszcze była taka historia "Ja mogę, ale bez bogów":-), też prawda czysta żywa). I chyba powinnam, niezależnie od wszystkiego, rozejrzeć się za "Alchemią", już któryś raz natykam się na zachęcające nawiązanie do, a czytałam będąc całkiem malutką sówką i nic a nic nie pamiętam. No i sama widzisz, jakie to jest kształcące dla sów, porozmawiać z Czajką :-))).
Użytkownik: Czajka 17.03.2010 04:40 napisał(a):
Odpowiedź na: No proszę, jak to korzyst... | sowa
:D
Z tego co pamiętam z jej biografii, to znielubiła ją przez czytelników, którzy tak ją z kolei pokochali, że widzieli tylko Anię i chcieli tylko o niej, kiedy Montgomery już chciała pisać co innego. Zdaje się, ze jakieś tomy popełniła nawet w związku z zobowiązaniami. Właśnie Aleutka to wyjaśniła z lepszej pamięci.
"Jednego zaś z zabawniejszych przykładów [zmiany specjalizacji pisarskiej] dostarczył Conan Doyle. Zasypywał on redakcje miesięczników i dyrekcje teatrów sążnistymi rękopisami dramatów, aż raz, przez nieuwagę, wsunął między kartki swojej nowej tragedii nowelę detektywistyczną, którą napisał dla własnej rozrywki. Redaktor trafił na nią przerzucając z zakłopotaniem smętny rękopis, zdumiał się i najpierw za pomocą czeku, później innymi argumentami [nie podają jakimi!] przekonał autora, że nie mogąc przewyższyć Szekspira, potrafi jednak stworzyć własny rodzaj. Conan Doyle posłuchał i zdobył sławę. Naturae non imperatur nisi parendo - mówi mądrość starożytna. Lecz natura miała dlań w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę, bo ojciec Sherlocka Holmesa pod koniec życia oddał się spirytyzmowi i uznał, że jego właściwym powołaniem jest niepokoić dusze zmarłych i prowadzić z nimi rozmowy."
Alchemia słowa, Jan Parandowski

I poproszę anegdotki :)
Użytkownik: sowa 17.03.2010 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: :D Z tego co pamiętam z ... | Czajka
Bardzo dziękuję Czajce za Doyle'a, a Aleutce za Anię (podziękowała Sowa, dygając).
Czajko, mail z anegdotami w trakcie (nie mylić z "w drodze", do tego to jeszcze kawał traktu...):-).
Użytkownik: aleutka 16.03.2010 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Sówko kochana, czy tu jes... | Czajka
Ja tez poprosze to o Conan Doyle'u:)

A Montgomery nie tyle Anie znielubila, co po prostu koniecznosc pisania cyklu na zamowienie wydawcy:)

Mnie na przyklad nieziemsko rozsmieszyl Lewis Carroll - kiedy krolowa angielska zachwycila sie Alicja w Krainie Czarow i poprosila autora o egzemplarz jego nastepnej ksiazki przeslal jej "Podstawy teorii determinantow i ich zastosowanie w rownaniach linearnych" czy jakos tak...
Użytkownik: Czajka 17.03.2010 04:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tez poprosze to o Cona... | aleutka
Piękne, ciekawe czy przeczytała. :))
Użytkownik: sowa 17.03.2010 21:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Piękne, ciekawe czy przec... | Czajka
Pewnie jednak nie ("uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać", hihi). Ale była to, trzeba przyznać, królowa żywo zaangażowana w życie literackie, podobno osobiście interweniowała u Conan Doyle'a w sprawie odkręcenia wodospadu Reichenbach (że tak to ujmę skrótowo ;-D).
Użytkownik: Czajka 04.03.2010 03:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Iksowi zaczęło niemal... | paren
Nie wiem, omatko jaka ja nieoczytana jestem :)
Użytkownik: paren 04.03.2010 06:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, omatko jaka ja ... | Czajka
Jest tu fragment przesłuchania, więc gatunek właśnie taki. Mama / tato nasz/a, bardzo znany/a właśnie z tego gatunku, ale traktowanego dość lekko.

A tytuł? To słowo ma swój odpowiednik w dziedzinie Ci bliskiej:
"w mitologii greckiej bóstwa wiatrów, wyobrażane jako drapieżne ptaki o dużych szponach i z głowami kobiet, także pół kobiety, pół ptaki. Nawiedzały wyspy i morskie wybrzeża. Z wyroku bogów szczególnie prześladowały Fineusa..."

Mnie jednak bohaterki książki - dusiołka bardziej się kojarzą ze zwykłymi pijawkami... :-)
Użytkownik: Czajka 05.03.2010 00:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Iksowi zaczęło niemal... | paren
1.
Wiem, wiem, nawet mam albo czytałam na pewno. :)

Harpie, Chmielewska (tak coś mi się majaczyło mgliście)
Użytkownik: paren 05.03.2010 07:29 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Wiem, wiem, nawet mam... | Czajka
Tak! :-)
Użytkownik: paren 06.03.2010 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: 1. Iksowi zaczęło niemal... | paren
5.

W samo południe zaświeciło słońce, ale tylko tyla, coby kto lustrem mignął po świecie, i zaraz się schowało za chmury; a już przed wieczorem sposępniało na świecie, chmurzyska wlekły się nisko, że prawie na dachach leżały, i drobny deszcz jął siać kiej przez gęste sito. To i rozjeżdżali się prędzej, każdy spieszył do domu, żeby się dostać przed nocą i większą pluchą.
I handlerze rychlej zdejmowali kramy i pakowali się na wozy, że to deszcz zacinał coraz gęstszy i zimniejszy.
Mrok zapadał prędko ciężki i mokry.
Miasteczko pustoszało i milkło.
Tylko dziady jeszcze gdzieniegdzie pojękiwali spod ścian i w karczmach podnosiły się wrzaski pijaków i kłótnie.
Jakoś już o samym wieczorze wyjechali z miasta Iksowie; sprzedali wszystko, co mieli, nakupowali różności i użyli jarmarku, co się zowie. Ygrek podcinał koni i jechał, aż się błoto otwierało, bo i ziąb był,
i podpili sobie wszyscy niezgorzej, stary, choć skąpy był i aż piszczał za groszem, a tak ich dzisiaj ugaszczał i jadłem, i napitkiem, i tym dobrym słowem, że aż dziwno było.
Noc się zrobiła zupełna, gdy dojechali do lasu.
Użytkownik: Czajka 07.03.2010 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: 5. W samo południe ... | paren
A to wiem!! Boryna kupił Jagnie chustkę a córce (jak ona miała na imię???) korale. :))
Użytkownik: paren 07.03.2010 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A to wiem!! Boryna kupił ... | Czajka
Tak! Boryna z rodziną! :-)))

Odszukałam ten fragment z chustką:

"Boryna kupił jedwabną chustkę na głowę dla Józki, którą był jeszcze na zwiesnę obiecał dziewczynie za pasionkę..."
[strona 96 w wydaniu z 2003]
Kupił... i co z tego, skoro dziewczynie nie dał, tylko od tej chustki właśnie rozpoczął zdobywanie Jagny... :-)
I nie lubiły się pasierbica z macochą, oj nie. :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: