Dodany: 25.02.2010 14:27|Autor: irdyb
Gdzie to już było?
"Zaginiony symbol" to piąta książka Dana Browna, jaką przeczytałem. Jest zdecydowanie najsłabsza ze wszystkich. Tym razem autor wziął na warsztat masonów i legendę, jakoby wiedza starożytnych górowała nad wiedzą współczesną. Wiedza ta została zapomniana, ale niektórzy wciąż przechowują klucze do niej, tylko utrzymują to w tajemnicy, bo mogłaby nam zaszkodzić. Niestety są ludzie, którzy dla niecnych celów chcieliby tę wiedzę przechwycić i wokół tego skupia się 24-godzinna, wątła akcja powieści. Kilka jej elementów autor oparł na mechanizmach działania Internetu, wykorzystując je w sposób świadczący, że ich nie rozumie lub liczy, że czytelnicy nie rozumieją. Ponad fabułą dominuje pseudonaukowy bełkot mocno zaprawiony teorią spiskową kojarzącą się z serialem "Z archiwum X", tyle że zamiast kosmitów występują masoni. Całość mocno rozwodniona, żeby wypełnić te 500 stron. Nie jestem zwolennikiem teorii, że czytelnik powieści powinien z trudem przedzierać się przez pierwsze 100 stron, aby później bardziej rozkoszować się resztą, ale autor chyba się tym kierował i nawet podwoił liczbę stron. Przez jedną trzecią książki musiałem się powstrzymywać przed odłożeniem czytania na później. Potem fabuła przyśpieszyła, żeby na kilkadziesiąt stron przed końcem zacząć się znów ślimaczyć. I do tego ciągle pojawiające się pytanie, gdzie ja to już czytałem/widziałem, a czasami wręcz w tle profesora Langdona pojawiała mi się postać Nicolasa Cage'a w "Skarbie narodów" i jego poszukiwania skarbu templariuszy w tym samym anturażu.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.