Dodany: 07.07.2016 10:42|Autor: WiadomościOpiekun BiblioNETki

2 osoby polecają ten tekst.

Wywiad z Jaume Cabré


Wywiad z Jaume CabreJaume Cabré w rozmowie z Adamem Szają, przeprowadzonej przy okazji polskiej premiery powieści „Cień eunucha”.

Zacznijmy od polityki. Pochodzę z Górnego Śląska, gdzie część środowisk, podobnie jak w Katalonii, dąży nie tyle do niepodległości, co do autonomii. Widzi Pan więcej punktów stycznych?

Katalonia nie jest wyjątkiem. Wiele narodów wybiło się na niepodległość. Parę przykładów, tylko z Europy, z XX wieku:Norwegia, Estonia, Łotwa, Litwa, Chorwacja, Słowenia, Czarnogóra, Kosowo, Macedonia, Czechy, Słowacja itd. A co dopiero, gdybyśmy wzięli pod uwagę resztę świata! Wszystkie narody mają prawo decydować o swoim losie. Stany Zjednoczone nie istniałyby, gdyby nie wypowiedziały posłuszeństwa Koronie Brytyjskiej. Wszystkie kraje latynoskie decydują o sobie dlatego, że postanowiły uniezależnić się od Hiszpanii…

Bardzo utożsamia się Pan z Katalonią, regionem, kulturą, językiem. Widzi Pan jakąś realnie dającą się przewidzieć datę, kiedy Katalonia wyniesie się na niepodległość?

Kiedy? Nie mam pojęcia. Oby jak najszybciej. Wiele osób nad tym pracuje. Nie da się przewidzieć konkretnej daty.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „czytelnik jest inteligentny, czytelnik jest ciekawy, czytelnik szuka zaczepki”. Przy każdej kolejnej książce coraz trudniej czytelnika „zaczepić”?

Coraz trudniej. Ale się nie poddaję…

W Pana książkach bardzo dużą rolę, żeby nie powiedzieć wiodącą rolę, odgrywa muzyka. Czego Jaume Cabré słucha na co dzień?

Słucham bardzo dużo i bardzo różnej muzyki. Teraz na przykład, zastanawiając się nad Pańskimi pytaniami, słuchałem sonaty na skrzypce i fortepian Brahmsa (pierwszej), w wykonaniu skrzypaczki Kai Danczowskiej i pianistki Mai Nosowskiej. Coś niesamowitego. Znakomite solistki!

Czy ma Pan jakieś rytuały w procesie pisania? W jaki sposób Pan pracuje nad swoimi książkami?

Rytuał? Nie, nie mam żadnego rytuału. Potrzebuję tylko czasu i ciszy: czasem włączam jakąś muzykę, nie po to, żeby słuchać (wtedy bym nie pracował), tylko żeby się zrelaksować; nawet teraz, odpowiadając na pytania, słucham jednym uchem kwintetu na klarnet i kwartet smyczkowy Brahmsa… Muszę też mieć butelkę wody, która wystarcza mi na cały dzień. Czas, spokój, najlepiej, żeby mnie nikt nie odrywał od pracy… Ale to żaden rytuał. Pracuję w swoim domu, w swoim pokoju. Stół zawalony jest papierami, teczkami, piórami, ołówkami… Ciągle sobie obiecuję, że któregoś dnia zrobię tu porządek, tylko że ten dzień nigdy nie nadchodzi.

W swoich książkach porusza Pan trudne tematy. Korupcja sądowa („Jaśnie pan”), niezdolność do wybaczania („Głosy Pamano”). Trudno znaleźć tematy do swoich książek, czy tylko się Pan rozgląda i wyłapuje to, co akurat mu pasuje do koncepcji?

I jedno, i drugie: obserwuję rzeczywistość i wsłuchuję się w siebie, czy poczuję wewnętrzny przymus, czy dany temat osobiście mnie porusza. A przede wszystkim muszę znaleźć postać, która mi pozwoli rozwinąć opowieść. Kieszenie moich postaci zazwyczaj pełne są gotowych historii czy ich skrawków, a na dodatek z własnej i nieprzymuszonej woli przyprowadzają mi w prezencie swoich znajomych, i znów każdy z nich ma w zanadrzu swoją opowieść… To ciężka praca. Natomiast całkowicie obce jest mi coś takiego jak natchnienie, inspiracja… Nie znam tej damy; ona do mnie nie zagląda.

W Polsce właśnie miała premierę powieść „Cień eunucha”, w której przedstawia Pan człowieka mającego problemy z kobietami, z napisaniem książki, z działalnością w opozycji, z pogodzeniem się z historią. Czytelnik powinien Miquelowi Gensanie współczuć?

Nie sądzę. Wystarczy okazać mu nieco empatii, spróbować go zrozumieć. Na to liczę. Wielu z nas, nie wyłączając moich czytelników, przeszło w życiu niejedną traumę, czy to z powodów politycznych, społecznych czy osobistych, ale przecież nie użalamy się nad sobą: jest jeszcze tyle do zrobienia, że szkoda czasu na rozpamiętywanie trudnych chwil.

Czy pisząc swoje książki, chce Pan po prostu opowiedzieć ciekawą historię, czy też stara się nadać wydarzeniom wymiar uniwersalny?

I jedno, i drugie. Nie da się tego oddzielić. Czasem czytając jakąś dobrą powieść, myślę: owszem, skłania do refleksji, ale postacie są niewiarygodne; albo: postacie są w porządku, ale narracja, intryga, nie wnosi niczego nowego, jest przewidywalna, właściwie nudna. Ponieważ często mi się to zdarza jako czytelnikowi, kiedy sam zabieram się do pisania, staram się zaangażować całą swoją energię w stworzenie postaci spójnych, uwodzicielskich, a jednocześnie powiedzieć coś, co daje do myślenia. Nie opowiadać, nie wyjaśniać za wiele, żeby czytelnik sam mógł znaleźć drogę przez narracyjny labirynt. Gdzie jest oczywistość, tam nie ma sztuki.

Pańskie powieści mają wyjątkową konstrukcję, narracja niepostrzeżenie przechodzi z pierwszej osoby w trzecią, liczni bohaterowie pojawiają się nieoczekiwanie, by ich rola w przyszłości rozwinęła się, a epizody są pretekstem do przeniesienia akcji w czasie. W jaki sposób panuje Pan nad tą materią podczas pisania książki?

O tak, konstruowanie powieści to ciężka praca. Ale poczucie, że mogę stworzyć coś, co sam bym chętnie przeczytał, to dla mnie pokusa nie do odparcia. Uwielbiam walczyć z oczywistością, zaskakiwać siebie samego, odkrywać nowe możliwości intrygi czy jakiś szczególny sposób bycia postaci.

Historia domu przekształconego w restaurację, do której zaproszony jest Miquel, to wytwór Pana wyobraźni czy takie przekształcenie rzeczywiście miało miejsce?

Zainspirowała mnie opowieść kogoś, kto sam przeżył podobne doświadczenie – dom rodzinny zamieniony w restaurację. Opisany w powieści dom położony jest w odległości pięciu minut spacerem od mojego obecnego mieszkania. Zresztą czytelnik może go sobie dokładnie obejrzeć, bo wydawcy umieścili reprodukcję zdjęcia na okładce. Tylko że ten prawdziwy nazywa się dom Torrella, a nie Gensana… Ale to tylko punkt wyjścia powieści. Cała reszta opisanych w niej wydarzeń jest zmyślona i tylko inkrustowana moim własnym doświadczeniem oraz przeżyciami przyjaciół i znajomych.

Przez część krytyków to właśnie powieść „Cień eunucha” jest uznawana za Pana najlepszą książkę. Zgada się Pan z tym?

Ja sam nie mogę dzielić swoich powieści na „lepsze” i „gorsze”. Każda z nich kosztowała mnie wiele trudu i każda ma prawo wieść żywot spokojny, nie stresując się tym, że oto autor umieścił ją w jakimś rankingu. Oczywiście wiem, że jedni czytelnicy wolą tę powieść, a inni zakochują się w tamtej… I dobrze. Nic mi do czytelniczych preferencji. Nie mam prawa się wtrącać.

Jak we wszystkich książkach, tutaj też nie brakuje historii. Kiwa Pan niejako palcem wobec młodszych pokoleń, mówiąc: pamiętajcie, co stało się za dyktatury Franco? Trzeba o tym przypominać?

To bardzo ważne, żebyśmy nie tracili pamięci o przeszłości. Nie tylko ważne; to kwestia zasadnicza. Jako jednostki i jako społeczeństwo musimy znać naszą historię i umieć wyciągać z niej wnioski. I przede wszystkim unikać banalizacji wszystkich tych tragicznych wydarzeń, skutków wojny, dyktatury i konfliktów. Wojna i powojenne represje pozostawiają blizny; zmuszają do refleksji całe społeczeństwo i każdego człowieka – w jakich okolicznościach powstały te rany, na czym polegają i dlaczego nie wolno o nich zapomnieć.

W innym z wywiadów powiedział Pan, że w Polsce czuje się jak w domu. Co się Panu najbardziej podoba w naszym kraju?

Długo by wymieniać: zaczynając od ludzi, bardzo gościnnych, przynajmniej tych, których poznałem, zainteresowanych kulturą. Podoba mi się krajobraz. Kiedy się jedzie pociągiem, można docenić, jaka Polska jest piękna. Mówię na podstawie fragmentarycznych obserwacji, a to tylko kropla w morzu! Byłem zaledwie na południu, w Krakowie i okolicach, w Warszawie i nad Bałtykiem – w Gdyni, Gdańsku i w Sopocie. Niewiele, prawda?

Myślę o waszej historii, o trudnych przejściach, kiedy Polska praktycznie przestała istnieć, o machinacjach potężnych sąsiadów… Ale przetrwaliście. A w tych dziedzinach, które są mi najbliższe, takich jak sztuka, muzyka czy literatura, naprawdę macie się czym pochwalić. Tu ludzie się znają na kulturze w ogóle, a na literaturze w szczególności. Muszę też przyznać, że między innymi dlatego tak dobrze się czuję w Polsce, że spotkało mnie tu życzliwe przyjęcie przez czytelników, ich zainteresowanie i szacunek. Jestem im za to bardzo wdzięczny.

Co w wolnych chwilach (o ile takie są) czyta Jaume Cabré?

Z wiekiem każda czynność zajmuje mi coraz więcej czasu. Jednak mimo to nie przestaję czytać. Najczęściej wracam do swoich ulubionych wierszy. Czytam też najrozmaitsze powieści. I eseje, jeśli zaintryguje mnie temat. Słucham muzyki, co też jest rodzajem lektury… Tyle że brak mi cierpliwości. Kiedy byłem młodszy, nie odkładałem książki, nawet jeśli wydawała się nudna… Teraz jest inaczej; jestem niecierpliwy, czuję upływ czasu!

Czytając czyjąś książkę, pomyślał Pan chociaż raz: „O, szkoda, że nie ja to wymyśliłem”?

O tak, nie raz i nie dwa. Ale z natury nie jestem zawistnikiem (a przynajmniej się staram), więc natychmiast odwracam sytuację i myślę sobie: „Świetny pomysł, wspaniale, że ktoś na to wpadł!”. A przede wszystkim czuję się szczęśliwy, kiedy trafi mi się książka, od której nie mogę się oderwać, i żałuję, że kiedyś musi się skończyć.

Tłumaczyła Anna Sawicka

Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: jolekp 07.07.2016 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jaume Cabré w... | WiadomościOpiekun BiblioNETki
Takie mam małe pytanko do zorientowanych. Czy Caubre nadaje się do czytania dla plebsu? Bo przyznam szczerze, że od jakiegoś czasu czaję się trochę na "Cień eunucha", bo opis ciekawy i budzi nadzieje, a z drugiej strony boję się tego pisarza (tak samo jak boję się Saramago, Cortazara i Joyce'a). No bo pomysł, żeby strukturą książki nawiązywać do koncertu skrzypcowego - to brzmi jak literatura z ambicjami, a ze mnie taki bardziej czytelniczy prostak, więc boję się, że się od Caubre'a odbiję i przykrość będzie.
A zatem - czy Caubre jest przyswajalny dla tzw. zwykłego zjadacza chleba?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 07.07.2016 23:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mam małe pytanko do... | jolekp
Nie wiem, czy wszystkie powieści, ale jedna na pewno, bo na razie czytałam tylko "Głosy Pamano" (dramatyczna historia z wojną domową w tle) i byłam zachwycona; do "Wyznaję" właśnie przez te muzyczne aluzje boję się zabrać, pozostałe czekają w kolejce.
Nb. Saramago już się nie boję - odrzuciłam go definitywnie, nie dla mnie ten styl pisania, choć takie np. "Miasto ślepców" ciekawe fabularnie - Joyce'a, owszem, tak i raczej nie podejrzewam siebie o zmianę kursu, do Cortazara za to żywię niezmienny sentyment od lat licealnych (gdybyś chciała zacząć od czegoś mniej odjechanego, polecam "Autonautów z kosmostrady", będących zarazem dziennikiem podróży i trenem poświęconym ukochanej ostatniej żonie pisarza).
Użytkownik: WiadomościOpiekun BiblioNETki 08.07.2016 09:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Takie mam małe pytanko do... | jolekp
O Cabrem zamierzam chyba napisać tekst, sama sprawdzę, bo nie miałam wcześniej okazji, a znajdował się na mojej liście "do przeczytania". Jak na razie czytam "Cień eunucha" właśnie (nie jest straszny) ;)

I.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: