Dodany: 29.06.2016 20:29|Autor: Nathien

Książka: Wyspa na prerii
Cejrowski Wojciech

1 osoba poleca ten tekst.

Cejrowski niby taki sam, a jakby trochę inny


"Wyspa na prerii" to kolejna opowieść o przygodach i doświadczeniach Wojciecha Cejrowskiego podczas zetknięcia z odmienną kulturą. Tym razem jednak nie ma dzikiej, pochłaniającej i oblepiającej wszystko dżungli ani tak bardzo odmiennych od nas plemion indiańskich. W końcu to nie Amazonia, tylko prawdziwy Dziki Zachód. I choć wydawać by się mogło, że temat został zupełnie oswojony oraz wyczerpany w ogromnej ilości filmów oraz książek, to nic bardziej mylnego! Arizona okazała się równie egzotyczna co amazońska dżungla.

Książka zaczyna się w 1989 roku, gdy autor, wtedy jeszcze student, wybrał się w podróż do Ameryki. Bez pieniędzy i konkretnego celu. Pragnął poznać kraj oraz życie tamtejszych ludzi, chwytał się różnych prac – chciał zarobić dosłownie tyle, by móc przeżyć i ruszyć dalej. Krótkie w zamierzeniu wakacje przekształciły się w długą podróż, która znalazła co najmniej nieoczekiwany finał. Jedna z kolejnych dorywczych prac, tym razem na ranczo w Arizonie, nazwanym przez okolicznych mieszkańców Wielkim Ranczem, skończyła się zakupem małego domku na prerii wraz z przylegającą do niego ziemią.

Na swoje malutkie ranczo Cejrowski wraca po dwudziestu latach. I, co najdziwniejsze, zastaje wszystko dokładnie takie, jakim było, gdy wyjeżdżał. Swoje krzaki-nijaki, poletko ziół pod kuchennym oknem, przewiewny wychodek bez drzwi i tylnej ściany oraz niebieskie krzesło na werandzie. Stopniowo oswaja się z gorącym, suchym klimatem i preriowymi zwyczajami. Coraz częściej bywa w miasteczku, zagląda na pocztę, do pubu. Poznaje swoich nowych sąsiadów.

Nagle okazuje się, że Dziki Zachód wciąż jest dziki i rządzi się swoimi prawami. Ludzie tam mieszkający są zamknięci w sobie i małomówni – jeśli już się odzywają, to tylko półgębkiem, w dodatku dokonując sporych skrótów językowych i myślowych. Musieli dostosować się do warunków naturalnych zasiedlanego terytorium, a także do wciskającego się wszędzie piasku. Jako że preria niesie wiele zagrożeń, mieszkańcy Arizony ciągle pozostają uważni, ostrożni i nieufni. Wszystko, nawet to, co wygląda niepozornie, może stanowić niebezpieczeństwo. Tak samo jest z obcymi, więc by zostać zaakceptowanym przez „stado”, trzeba przejść coś na kształt rytuału.

Cejrowski stopniowo poznaje swoich sąsiadów oraz historie ich życia. Dowiaduje się, dlaczego Sue jest uznawana za wzór żony i matki, a także dlaczego praktycznie nie wspomina się o jej burzliwej młodości. Wielokrotnie nadmienia, że kobiety z Arizony są twardsze i odważniejsze niż w innych rejonach świata i że lepiej z nimi nie zadzierać, bo nie dość, iż same dadzą sobie doskonale radę w ewentualnym starciu, to zaraz pojawi się całe grono braci, wujków i kuzynów, którzy staną w ich obronie.

Autor we wszystkim próbuje naśladować rdzennych mieszkańców Arizony. Zmienia sposób sprzątania domu, suszenia bielizny; dostosowuje swój tryb dnia do miejscowych zwyczajów. W Ameryce pociąga go dosłownie wszystko. Mógłby godzinami wychwalać prawo, obyczaje, kulturę, markety. Każda rzecz, z którą się styka, budzi jego podziw. Tym samym nie przepuszcza żadnej okazji do ponarzekania na swój rodzinny kraj. Według niego Polska jest gorsza od Ameryki praktycznie we wszystkim i powinna się na niej wzorować. Żeby przytoczyć kilka przykładów: każdy Polak powinien mieć prawo posiadania broni i obrony swojej własności (nieproszonym gościom mówimy stanowcze NIE!); w sklepach powinno być wszystko, nawet żywa choinka w okresie wielkanocnym; firmy w ekspresowym czasie powinny wykonywać wszelkie możliwe prace, od położenia kanalizacji po zaprojektowanie trawnika (najlepiej za darmo). Zachowanie Cejrowskiego tylko potwierdza trafność przysłowia, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma (w tym wypadku: na stałe).

"Wyspa na prerii", mimo iż trochę inna od pozostałych książek tego autora, na pewno przypadnie do gustu wszystkim jego fanom. Znajdą tu charakterystyczne dla niego gadulstwo, specyficzny, cięty dowcip oraz ironię. Od siebie mogę dodać, że warto ją przeczytać, by na nowo odkryć Dziki Zachód i przekonać się, że są miejsca na świecie, które, choć dociera do nich nowoczesność, nie tracą swej oryginalności. Arizona zawsze będzie odrobinę dzika. Tak samo jak mieszkający tam ludzie.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2468
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: