Dodany: 23.06.2016 21:41|Autor: miłośniczka

Horror doskonały


Dzisiaj w godzinach popołudniowych, popijając pyszne malinowo-miętowe smoothie, zakończyłam lekturę czwartej w mojej karierze czytelniczej powieści Stephena Kinga i tym samym – tak! – dołączyłam do grona fanów jego twórczości. Lektura wstrząsnęła mną bardziej, niż się spodziewałam. Może dlatego, że wcale się tego nie spodziewałam… Dlaczego? Czytałam wcześniej kilka opinii czytelników rozczarowanych powieścią z 2008 roku. Że kiepska, że pisarz stracił formę, że nie tego się po Wielkim Królu spodziewano. Że źle, nijako, nieciekawie i niestrasznie. Veto!

„Ręka mistrza” to mistrzowsko skonstruowany horror, z początku przypominający bardziej thriller psychologiczny. Niezwykle obrazowy i szalenie kolorowy. Jest to opowieść o odwiecznej sile zła, na wiele lat uśpionej, teraz budzącej się do życia. Potwór wraca żądny krwi i dusz kolejnych ofiar – a swoje polowanie zaczyna w umysłach ludzi dotkniętych, w wyniku różnych wypadków, bardzo poważnymi uszkodzeniami głowy, takimi, które naruszają w mózgu ośrodek Broki. Ofiary są zwabiane na piękną florydzką wyspę, Duma Key. Taki też los spotyka Edgara Freemantle’a, przedsiębiorcę budowlanego, który w wyniku wypadku na budowie traci prawą rękę i odnosi mnóstwo innych obrażeń (popękana czaszka, żuchwa, strzaskana prawa noga). Bardzo szybko trafia na Dumę, gdzie na okres rekonwalescencji wynajmuje dla siebie przepiękną rezydencję: Wielki Koral. Tam zaczyna rysować kredkami, z początku kwiaty i pejzaże. Następnie kupuje profesjonalny zestaw malarski: pędzle, płótna, farby olejne – i tu zaczyna się okres mocno surrealistycznych obrazów Edgara, a sam malarz szybko zostaje okrzyknięty wielkim talentem Florydy. Jego dzieła wyprzedają się jak ciepłe bułeczki; żaden z nabywców nie podejrzewa jednak, że drzemie w nich potężna, przerażająca moc. Okropna moc.

Praktycznie do połowy książki zapowiedź wielkiego zła, do jakiego dochodzi w kulminacyjnym momencie, przewija się tylko w dziwnych przebłyskach jasnowidzenia głównego bohatera, w tajemniczych, urywanych zdaniach sąsiadki z Dumy – cierpiącej na Alzheimera Elizabeth Eastlake – i upiornych pejzażach wyspy, jakie wychodzą spod pędzla malarza. Nie jest to jednak minusem powieści. Napięcie narasta powoli, to prawda – o wiele wolniej niż na przykład w takiej „Pokochała Toma Gordona” – ale przecież i powieść jest objętościowo naprawdę spora, więc nie możemy się spodziewać, że napięcie będzie sięgało zenitu przez wszystkie sześcset stron. Poza tym język Kinga jest tak bogaty, nakreślone sceny tak realistyczne i – jak pisałam wcześniej – barwne, że niemal namacalnie odczuwamy poranne słońce towarzyszące naszemu artyście w porannych wędrówkach brzegiem piaszczystej plaży, a jego dzieła zagnieżdżają się w pamięci tak wyraźnie, jakbyśmy dopiero wrócili z wystawy.

Oczywiście, gdy już zaczyna się robić gorąco, to akcja pędzi jak szalona, nie zwalnia, porywa nas z każdą stroną coraz bardziej, do utraty tchu, do wielkiej zadyszki, do kołatania serca i zawrotów głowy! Punkt kulminacyjny wciąga nas w otchłań odwiecznego zła, sprawia, że bronimy się przed powrotem do pustego mieszkania jak dzieci po obejrzeniu „Mulholland drive” przed wejściem do łóżka w pustym pokoju.

Zdecydowanie odpieram zarzuty, jakoby powieść Kinga była nudna, jałowa, nieinteresująca. Może czytelnicy rzeczywiście spodziewają się po mistrzu wielkich emocji, a zniechęceni brakiem takowych po przeczytaniu połowy tomiszcza, rezygnują, rozczarowani. Jeśli tak jest w istocie, apeluję: dajcie mu szansę! Jeszcze bardzo was zaskoczy!

Stephen, masz u mnie zielone światło. Odkupiłeś już po trzykroć gorycz lektury „Worka kości”.

Podobno w przyszłym roku w kinach ma pojawić się film na podstawie „Ręki mistrza”. Jest na co czekać!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1123
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: