Dodany: 18.06.2016 18:48|Autor: TOMPAP
Talia, nauczycielka życia
Komedia, podobnie jak tragedia zresztą, ma rodowód prawie tak stary jak nasza zachodnia cywilizacja. Obydwie wywodzą się z obrzędów religijnych ku czci greckiego boga wina Dionizosa i obydwie szybko porzuciły swój stricte religijny charakter, aby stać się taką formą wypowiedzi, która pozwala komentować – w najgłębszym, humanistycznym sensie – wszystkie te sprawy, które bezpośrednio dotyczą ludzkiego życia. Przy czym tragedia mówiła o sprawach takich, jak stosunek człowieka do bogów lub ustanowionego prawa (Ajschylos) oraz badała ludzką psychologię (Eurypides), podczas gdy komedia skupiła się na sprawach bliższych każdemu przeciętnemu Grekowi epoki klasycznej – głównie krytykując aktualną sytuację polityczną i społeczną. Tak było w epoce klasycznej, w czasach życia pierwszego znanego nam, bezpośrednio z zachowanych tekstów, komediopisarza Arystofanesa, wyśmiewającego w swoich dziełach patologie obecne w demokratycznych Atenach. Gdy jednak okres epoki klasycznej greckiego miasta – państwa przeminął, a kolebką naszej zachodniej cywilizacji zawładnęli nieznoszący krytyki macedońscy królowie, ostrze krytyki komediowej nie mogło być dłużej wymierzone w sprawy społeczno-polityczne. Dlatego kolejna epoka w dziejach starożytnego świata, hellenistyczna, to czas rozkwitu tzw. komedii nowej, której współtwórcą i jednocześnie najwybitniejszym przedstawicielem był bezapelacyjnie Menander, ateński komediopisarz żyjący na przełomie III/II w. przed Chrystusem.
Menander źródła komizmu oraz komicznych sytuacji upatrywał w słabostkach ludzkiego charakteru i na nich się skupiając, stworzył zupełnie nową jakość w tej dziedzinie sztuki. Poddając krytyce naturę ludzką, stał się jej takim znawcą, że żyjący stulecie później kustosz biblioteki aleksandryjskiej Arystofanes z Bizancjum miał według anegdoty powiedzieć: „Menandrze! Żywocie ludzki! Który z was którego naśladuje?”.
Menander był tak wpływowym i znanym w całej starożytnej Europie twórcą, że szybko stał się inspiracją dla późniejszych komediopisarzy, w tym dla dwóch znanych nam dziś Rzymian: Plauta oraz Terencjusza. Tych dwóch autorów różniło podejście do pisania komedii. Podczas gdy pierwszy za cel obrał rozbawienie publiczności często niewybrednymi żartami i akcję opierał o szereg komicznych sytuacji, posługując się farsą, ten drugi poszedł bardziej w kierunku Menandra, skupiając się na ukazywaniu słabości ludzkiego charakteru. Obaj jednak byli nieodrodnymi dziećmi wcześniejszego od nich o prawie dwa stulecia greckiego komediopisarza, starożytność bowiem nie znała pojęcia plagiatu, dlatego posługiwali się tzw. „kontaminacją”, czyli mówiąc najprościej, parafrazowali lub wręcz cytowali dzieła Greka, a ich komedie były często po prostu połączonymi w całość fragmentami różnych tekstów stworzonych ręką wcześniejszych twórców greckich.
Maksyma renesansu wtłaczana uczniom w szkołach, sławne „Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce”, zaczerpnięta z komedii Terencjusza pod tytułem "Za karę", jest w rzeczywistości fragmentem niezachowanej komedii Menandra. Dzięki Terencjuszowi i Plautowi komedia przetrwała wichry dziejów, stając się po dziś dzień ważnym elementem zachodniej kultury. Średniowiecze rozwinęło ten gatunek w dziełach żyjącej w X w. mniszki Hroswity z Gandersheim, która przeniosła Terencjusza na grunt chrześcijaństwa. I tak oto docieramy do naszego bohatera Moliera, nadwornego komediopisarza na dworze króla-słońce Ludwika XIV. Moliera tworzącego w epoce blichtru, gargantuicznych biesiad, dziwacznych koafiur, sukien na stelażu oraz młoteczków do rozgniatania wszy.
Czytelnika tego tekstu zmuszony jestem prosić o wybaczenie tym przydługim wstępem historycznym, ma on jednak niebagatelne znaczenie przy rozpatrywaniu twórczości Moliera, autora na wskroś już nowożytnego, ponieważ tworzącego w epoce emancypacji mieszczaństwa, lecz pełnymi garściami czerpiącego z dorobku wcześniejszych twórców. Należy pamiętać, że autor „Świętoszka” nie wyskoczył jak Filip z konopi, ale był dziedzicem liczącej bez mała tysiąc lat tradycji pisania sztuk, które złotymi zgłoskami zapisały się w historii naszej kultury. To bardzo ważne, ponieważ bez tej historycznej świadomości z jednej strony nie będziemy w stanie dostrzec molierowskiego nowatorstwa, a z drugiej zauważyć, jak wiele przy tym zawdzięczał i czerpał z dorobku wcześniejszych twórców.
I tak: sztuka Moliera „Mizantrop” zainspirowana została niewątpliwie sztuką Menandra o identycznym tytule, jedyną, która w całości zachowała się do naszych czasów. Francuski poeta inaczej rozkłada akcenty, inne jest przesłanie jego dzieła, inny również mizantrop, sam jednak pomysł oraz ogólny zarys fabuły musiał zrodzić się w głowie Francuza po tym, jak przeczytał dzieło Greka. W „Skąpcu” tytułowy bohater Harpagon zakopuje w ogródku szkatułkę pełną złota, spadek po ojcu, zupełnie jak starszy od niego o tysiąc lat Gloriades w plautowej „Misie pełnej złota”. Obaj są równie skąpi i obaj w jednej ze scen w sposób identyczny mylą w rozmowie córki z pieniędzmi. We wszystkich sztukach Moliera roi się również od farsy w stylu Plauta, gdzie rozśmieszają widza komiczne dialogi bohaterów, którzy albo nie potrafią siebie nawzajem zrozumieć, albo mimo najszczerszych chęci nie mogą tego zrobić ze względu na różnice charakteru. A charakter – i tu nawiązania do Terencjusza – jest zazwyczaj siłą napędową akcji w sztukach francuskiego komediopisarza.
Tutaj objawia się cały jego geniusz, pozwalający na stworzenie rysu charakterologicznego w kilku zaledwie zdaniach lub rymach, dzięki czemu czytelnik otrzymuje obraz postaci, z której poczynań śmiał się będzie do ostatniej sceny ostatniego aktu. Molier łączy zatem w mistrzowski sposób tradycję lekkiej farsy Plauta z głębią myśli Terencjusza oraz Menandra. Bohaterowie są często wyrazicielami poglądów autora, który podobnie jak jego poprzednicy, zawarł w twórczości swoją życiową filozofię. Czego zatem pragnie nauczyć nas grecka muza komedii Talia słowami Moliera? Że we wszystkim należy zachować miarę i najważniejsze jest trzymanie się w życiu zasady złotego środka, wystrzegać się okrucieństwa, jeśli się wierzy w Boga, wierzyć szczerze, szanować ludzi i traktować życie z uśmiechem. W tym świetle Molier jawi się jako jeden z ostatnich umysłów renesansu w epoce od renesansu już bardzo odległej, pamiętać bowiem należy, że tworzył podczas kontrreformacji, był niemalże rówieśnikiem pesymistów Pascala i tragediopisarza Racine’a – wychowanków klasztoru w Port-Royal, którzy nie wierzyli w miłość, życie ludzkie uważali za nic nieznaczące w porównaniu z ogromem wszechświata i postulowali całkowite oddanie się Bogu. Nie oznacza to jednak, że pesymizm w twórczości Moliera się nie pojawia, ponieważ tak naprawdę autor ten nie ma zbyt dobrego zdania o człowieku. Stąd właśnie tytuł recenzowanego zbioru sztuk Francuza: „Dramaty wybrane”.
Ktoś mógłby zapytać: dramaty? Jakie dramaty? Przecież Molier jest komediopisarzem. Rację jednak miałby tylko częściowo, bowiem – zwraca na to uwagę autor wstępu do niniejszej antologii – jeśli wyabstrahować z każdej z tych komedii zabawne elementy w postaci zasadzających się na farsie scenek, otrzymamy tak naprawdę dramat. Skąpego ojca, gotowego poświęcić dobro swoich dzieci ze względu na miłość do pieniędzy („Skąpiec”), dewocję („Świętoszek”), czy wprost potwora, który nie liczy się z niczyim życiem i jest przykładem skończonego hedonisty („Don Juan…”). Trudno jest mi jednak zgodzić się z autorem wstępu w jednej kwestii, a mianowicie z tym, że to połączenie komedii z tragedią było nowatorstwem wprowadzonym właśnie przez francuskiego poetę. Podobne elementy można dostrzec już bowiem w twórczości ludzi, którymi się inspirował. Dla przykładu w „Mizantropie” Menandra tytułowy „nieczłowieczy człowiek”, jak go opisuje sam autor ustami jednego z bohaterów, jest w zasadzie bestią, której demoniczne oblicze tylko na chwilę maskują doświadczane co chwilę komiczne sytuacje. Podobnie rzecz się ma z komediami Terencjusza i najstarszymi komediami Plauta. Dlatego jak sądzę nie można mówić, że Molier wprowadza tu coś nowego, co wcześniej było nieznane. Jest jednak faktem, że wprowadza to na nowy poziom dzięki talentowi, który słusznie sprawił, że dziś zaliczamy go w poczet największych twórców literackich w dziejach europejskiej kultury. Nie jest to jednak wystarczający argument, by dziś po niego sięgać, kunszt bowiem to zbyt mało, by dać twórcy nieśmiertelność.
Co w takim razie sprawia, że Moliera wciąż wystawia się na deskach teatrów? Co sprawia, że wciąż warto go czytać? Aktualność. Don Juan nie musi być hiszpańskim szlachcicem, może być równie dobrze pracownikiem jakiejś korporacji, z dewocją i ocenianiem ludzi przez pryzmat pozorów ciągle mamy do czynienia. Kto chce poznać skąpca, niech obejrzy obrady Sejmu. Molierowi udało się stworzyć postaci archetypiczne, pasujące do każdego czasu, każdej epoki i prawie każdej kultury (muzułmanie wiele tracą, odrzucając teatr). Dlatego zachęcam do lektury i czerpania nauki z Moliera, bo raz, że jest to zadanie przyjemne, dwa – pozwalające głębiej wniknąć w naturę świata.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.