Dodany: 31.05.2016 15:34|Autor: adas

Pat Patricka


Najnowszą, trzecią w jego dorobku[1], powieść ekscentrycznego Kanadyjczyka otwiera motto zaczerpnięte z twórczości Roberta Walsera[2], cokolwiek tajemnicze i nie bardzo zrozumiałe. Co prawda deWitt wymienia jako źródła inspiracji również innych pisarzy, m.in. tak różnych, jak Roald Dahl, Harry Mathews i Robert Coover – "rozrzut stylistyczny" patronów jest sam w sobie zastanawiający – jednak "Podmajordomus Minor" najwięcej czerpie rzeczywiście z dorobku szwajcarskiego pisarza, więc warto, choćby skrótowo, przybliżyć tu jego postać.

Walser urodził się w 1878 roku i do pięćdziesiątki próbował "utrzymać się na powierzchni" w swym rodzinnym kraju i w Niemczech, wykonując szereg zawodów i imając się najprzeróżniejszych prac. Był urzędnikiem, sekretarzem, służącym... W 1929 roku ze zdiagnozowaną schizofrenią został zamknięty w zakładzie leczniczym, gdzie umarł ćwierć wieku później. Twórczość jego da się podzielić na dwa zasadnicze segmenty. Napisał kilka powieści – w znacznej mierze autobiograficznych – o młodzieńcach wchodzących w dorosłość, jednak dziś jest pamiętany przede wszystkim jako "prekursor Kafki", autor krótkich, często dziwacznych opowiadań, tekstów, zapisków łączących rzeczywistość z niewypowiedzianym, to, co realne z podświadomością, z ludzkimi wyobrażeniami, lękami i oczekiwaniami.

"Podmajordomus Minor" spełnia oba te literackie założenia. Na pierwszy rzut oka powieść traktuje o siedemnastoletnim Lucienie Minorze ruszającym z rodzinnego domu w świat i podejmującym, najprawdopodobniej około roku 1900, pierwszą pracę. Lucy, bo takim zdrobnieniem wszyscy się do niego zwracają, napotyka na swojej drodze całą galerię ludzkich typów i czytelnik szybko orientuje się, że ma do czynienia nie z klasyczną powieścią, a z ciągiem pojedynczych wydarzeń – czasem wręcz oddzielonych w tekście osobnym tytułem, scenek rodzajowych – niekiedy zwyczajnych, częściej absurdalnych lub przerażających, osadzonych w świecie ni to prawdziwym, ni to baśniowym.

Ten rodzaj prozy nie najprzyjemniej się czyta, wbrew pozorom pisanie w manierze kafkowskiej jest zadaniem bardzo trudnym; nie wystarczy tylko umieścić swego bohatera w matni i czekać, co się wydarzy, trzeba mieć dobry pomysł i/albo własny, wyrazisty styl. Z ręką na sercu: choć deWitt początkowo niekoniecznie zachwyca, to jednak z każdą stroną robi się ciekawiej, wyraziściej i w końcowych fragmentach nie tylko styl jakby się polepsza, ale i pojawia się nutka oryginalności, awanturniczej brawury charakteryzującej "Braci Sisters". Ogólnie jest to jednak zupełnie inna książka; jak tamta była zanurzona w (literackim) Dzikim Zachodzie, tak ta jest (literacką) wariacją na temat Europy Środkowej.

Czyta się więc "Podmajordomusa Minora" z narastającą sympatią, jednak czy nie nadeszła pora, by Patrick DeWitt napisał coś całkiem od siebie, zamiast pastiszować – a może składać hołd, bo obie jego książki wydane u nas można odczytywać na te dwa jakże różne sposoby – wcześniejszych twórców? Nawet jeśli czyni to ze swadą i nie jest tylko epigonem? Pewnie przeczytam jego następną powieść, szczególnie jeśli znowu będzie miała genialną okładkę, i może wtedy się dowiem. Pozostaje czekać.


---
[1] Podaję za: Krzysztof Majer, "Posłowie", w: Patrick deWitt, "Podmajordomus Minor", przeł. Krzysztof Majer, Wydawnictwo Czarne, 2016, s. 363.
[2] "To bardzo boli, gdy trzeba się rozstać z udręką. A cały świat jest taki bezdźwięczny", cyt. za: Patrick deWitt, dz. cyt., s. 7.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 564
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: