Dodany: 21.05.2016 18:31|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Dziecko wojny
Nović Sara

3 osoby polecają ten tekst.

Nie sposób było wyjść stąd z młodą duszą


Wydawałoby się, że gatunek Homo sapiens, egzystując na Ziemi z grubsza przez dwieście tysięcy lat, rozwijając niemal do granic wyobraźni wiedzę i technikę, zdoła się wreszcie czegoś nauczyć. Że jeśli usłucha nie kapłanów (a dokładnie – kapłanów tych wyznań, które szanują ludzką godność i ludzkie życie), to przynajmniej zdrowego rozsądku, który jasno podpowiada, że jeszcze żadna wojna nie przyniosła nikomu nic dobrego – może jednostkom, może wybranym grupom, ale tylko na krótką metę i tylko z założeniem, że dobrem jest posiadanie władzy i zasobów materialnych – a z perspektywy czasu, niezależnie od tego, czy toczona o prawo zasiadania na tronie, o przebieg granic, czy w zbożnej misji krzewienia „jedynej prawdziwej” wiary, zawsze wiązała się ze zniszczeniem czegoś, co inaczej by nie zniszczało, z tysiącami, czasem milionami ludzkich tragedii. Wydawałoby się, że filozofia, psychologia i literatura piękna powinny uczynić go na tyle wrażliwym, by nie dopuszczał do siebie myśli o krzywdzeniu i zabijaniu bezbronnych. Próżne nadzieje. Zdaje się, że w historii nie było jeszcze takiego roku, w którym w jakimś zakątku kuli ziemskiej jedna grupa ludzi, skądinąd zdrowych na umyśle, nie pałałaby chęcią wyrżnięcia do nogi drugiej grupy, różniącej się odcieniem skóry, kształtem nosa, akcentem albo poglądem w dowolnej kwestii.

Na przykład tam, wtedy…

Ana Jurić urodziła się w kraju, gdzie przez ponad pół wieku żyło zgodnie kilka narodowości; wywodzących się z tego samego słowiańskiego pnia, mówiących bardzo podobnymi językami, różniących się trochę kuchnią i folklorem (ale nie bardziej niż mieszkańcy różnych regionów państw jednorodnych etnicznie) i w większym stopniu dominującą religią (ale wyznanie nie było czymś, co się liczyło pod władzą komunistów); „łatwo było rozpoznać czyjeś pochodzenie po nazwisku”[1], nikt się tym jednak specjalnie nie przejmował. Serbowie przyjaźnili się z Chorwatami, Słowenki uczyły dzieci Czarnogórców, Macedończycy żenili się z Bośniaczkami. I nagle z dnia na dzień coś pękło; sąsiedzi, przyjaciele, powinowaci stali się wrogami. Nagle od tego, w jaki sposób ktoś wymawia słowo „kawa” i o jaki gatunek papierosów prosi w kiosku zaczęło zależeć więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać...

Dziesięcioletnie dziecko, jakim jest Ana latem 1991 roku, tej nagłej przemiany nie może zrozumieć. O co chodzi z tymi papierosami? Czemu z klasy zniknął kolega noszący serbskie imię? „Co to są naloty”[2]? Jak wygląda miasto, które padło? Skąd się wzięli uchodźcy? I „dlaczego Jugosłowiańska Armia Narodowa miałaby atakować Chorwację, gdzie było przecież pełno Jugosłowian”[3]? Rodzice usiłują jak najdłużej chronić ją przed wiedzą o brutalnych zasadach panujących w świecie dorosłych, ale ta wiedza sama się sączy do oczu i uszu. Gdybyż się na informacjach i obrazach skończyło! A mogło tak być, wystarczyłoby, żeby w pewnej chwili ojciec dziewczynki inaczej zareagował na pytanie zadane mu przez policjanta na granicy niepodległej już Słowenii. Ale Ivan dopuszcza tylko jedną odpowiedź: „Oczywiście, że wracamy do domu!”[4]! Lepiej u siebie nie dojadać i chować się po schronach, niż być na cudzej łasce. Wkrótce staje się jednak jasne, że jednorazowa konsultacja lekarska w amerykańskiej misji to za mało; młodsza siostra Any, niespełna roczna Rahela, wymaga leczenia, jakiego nikt jej tu nie zapewni. Dziewczynkę trzeba odwieźć do Sarajewa, skąd zostanie zabrana do Stanów, a tam oddana rodzinie zastępczej, która się nią zajmie aż do czasu wyzdrowienia… albo dłużej. Ana nie musi towarzyszyć rodzicom w tej drodze; mogłaby przecież zostać w Zagrzebiu pod opieką kogoś ze znajomych. Decyzja, jaką ostatecznie podejmuje Ivan, zmieni na zawsze życie jego starszej córki. Zmieni tak, że zapewne nie potrafiłby sobie tego wyobrazić…

Dziesięć lat później Ana jest obywatelką Stanów Zjednoczonych; żyje podobnie jak wszyscy jej rówieśnicy, studiuje literaturę, cieszy się zdrowiem odzyskanej cudem siostry, ma chłopaka, który żywi wobec niej poważne zamiary. I tylko stary profesor – może również imigrant o europejskich korzeniach? – podsuwający młodej kobiecie nostalgiczne lektury, widzi jej „starą duszę”[5]. Książki nie uleczą postarzałej i pokaleczonej duszy; a czy dokona tego podróż do utraconej krainy dzieciństwa, do miejsc, gdzie Ana przeżyła najszczęśliwsze chwile, ale też rzeczy, o których do dziś boi się mówić i myśleć?...

„Dziecko wojny” nie jest pierwszą powieścią pozwalającą polskiemu czytelnikowi stworzyć sobie choćby częściowy obraz koszmaru wojny domowej na Bałkanach (a dokładnie – serii kilku konfliktów zbrojnych pomiędzy narodami byłej Jugosławii). Było ich już sporo, każda ukazywała temat z perspektywy innego bohatera: „Koczownicy” Veličkowicia – bośniackiej nastolatki o optymistycznym podejściu do życia (ale też niedoświadczającej aż tak strasznych przeżyć, by się owo podejście mogło zmienić), „Krzesło Eliasza” Štiksa – Austriaka szukającego w Bośni swoich odległych korzeni, „Powtórnie narodzony” Mazzantini – Włoszki związanej z sarajewskim środowiskiem artystycznym, „Terytorium Komanczów” Péreza-Revertego – hiszpańskiego korespondenta wojennego. Ana z powieści Nović jest z nich najciężej doświadczona; wojna odbiera jej praktycznie wszystko, co powinno składać się na życie dziesięcioletniej dziewczynki, dając w zamian coś, czego dziecko w tym wieku nie powinno nawet znać, a cóż dopiero brać w tym udziału! Jej pierwszoosobowa relacja, pozornie chłodna, prawie pozbawiona wykrzykników i wyrazów o silniejszym nacechowaniu emocjonalnym, wstrząsa do głębi, budząc gwałtowny protest przeciwko tej niezrozumiałej tendencji, która każe rodzajowi ludzkiemu wciąż prowadzić wojny. Autorka pozostawia sprawę otwartą: może Ana w końcu – kiedyś – będzie w stanie żyć normalnie? Ale nawet jeśli tak, rozumiemy aż za dobrze, że nic nie wymaże z jej pamięci tego, co przeżyła.

Takie książki będą wciąż powstawały, póki zwykli ludzie nie będą w stanie kategorycznie zawetować sugestii polityków, że „trzeba iść i z armat walić, mordować, grabić, truć i palić”[6]. A skoro muszą być pisane, to powinny być pisane jak ta: jasno, prosto, językiem oszczędnym, lecz mimo to nad podziw wyrazistym, bez epatowania nadmiarem krwi i brudu. Emocji i tak będzie dosyć. I tak będzie bolało. I tak się tego nie zapomni.


---
[1] Sara Nović, „Dziecko wojny”, przeł. Agnieszka Walulik, wyd. WAB, 2015, s. 16.
[2] Tamże, s. 21.
[3] Tamże, s. 36.
[4] Tamże, s. 40.
[5] Tamże, s. 123.
[6] Julian Tuwim, „Do prostego człowieka”, w: tegoż, „Nowy wybór wierszy”, wyd. Czytelnik, 1956, s. 161.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 883
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: misiak297 25.05.2016 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawałoby się, że gatune... | dot59Opiekun BiblioNETki
Potwierdzam, książka jest świetna.
Użytkownik: Marylek 25.05.2016 06:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydawałoby się, że gatune... | dot59Opiekun BiblioNETki
Obawiam się, że ludzka natura i rozsądek zbyt często się rozmijają...
Antropologia wojny (Stomma Ludwik)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: