Dodany: 17.05.2016 10:16|Autor: Stronka
„Młodości! dodaj mi skrzydła!”
Młodość – jedyny, niepowtarzalny moment w życiu człowieka, który pozwala czuć bardziej, widzieć więcej, pragnąć silniej niż kiedykolwiek wcześniej i później, podejmować nierozważne kroki, buntować się przeciw wszystkiemu, mieć odwagę burzyć, by następnie budować wierząc, że tym razem powstanie „konstrukcja” ponadczasowa.
Młodością zachłystywało się wielu i wielu o niej pisało, dlatego autora książki „Młodości szczęśliwa” pionierem tego obszaru nazwać nie możemy, ale kolejnym piechurem, który z lubością powraca na stare śmieci – na pewno. Zdzisław Brałkowski przeżył naprawdę sporo, sprawdzając się w różnych rolach i sytuacjach na przestrzeni lat, a teraz pragnie zabrać czytelników w swego rodzaju podróż w czasie.
„Młodości szczęśliwa” to zbiór naprawdę lekko napisanych opowiadań. Narratorem, co wielu z nas pewnie nie zdziwi, jest autor, wspominający dzieciństwo i młodość, które miały miejsce w latach 60. i 70. XX wieku. Oczywiście tych napisanych z przymrużeniem oka utworów nie możemy zestawiać z mickiewiczowską „Odą do młodości”, ale uważni, potrafiący czytać między wierszami zyskają pewność, że „przebrzmiała” młodość, dziś będąca jedynie wspomnieniem, to dla autora przestrzeń o niebywałym znaczeniu. Nawet sam tytuł zbioru, choć pozbawiony wykrzyknika, zdaje się wołaniem, bo przecież mogłaby być zwykła „szczęśliwa młodość” albo „młodość szczęśliwa”, a jest „Młodości szczęśliwa”… Zresztą potwierdzeniem znaczenia wspominanego okresu życia pozostaje fakt, że zgodnie z zapowiedzią to pierwsza książka z planowanego cyklu „Zza zasłony czasu”.
Jako czytelnicy możemy czuć się wyróżnieni, że autor zaprasza nas w swą przeszłość i zamierza serdecznie ugościć. Lekkie pióro nie pozbawiło bowiem całości „wspomnieniowego czaru”, który sprawia, że odczujemy klimat tamtych czasów. W tle przewija się historia Grudziądza, w którym wychował się autor, ale opisywane sytuacje z łatwością „przeniesiemy” w każde inne miejsce Polski, a momentami – świata.
Lata 60. i 70. XX wieku z pewnością do najłatwiejszych nie należały, ale Zdzisław Brałkowski, nie próbując nawet zestawiać czy porównywać wczoraj z dziś, zdaje się mniej lub bardziej celowo niektórych faktów nie pamiętać. Dla nas powinien być to atut tej pozycji, zamiast pełnej nostalgii, dawnych żali i smutków, opasłej księgi przyjęła bowiem formę lekkiego, przesyconego humorem zbioru opowiadań, które czyta się naprawdę szybko, momentami dochodząc do wniosku, że jednak było wtedy całkiem fajnie ;).
Opowiadania obejmują okres kilkunastu lat życia autora, dlatego zaczynając lekturę poznajemy prawie dziewięcioletniego chłopca, który z czasem „przeobraża się” w uczęszczającego do szkoły średniej młodzieńca. Jak wiadomo, wiek ma swoje prawa, więc i problemy bywają różne. Na początek wyruszymy na kolonie dla dzieci wojskowych, poznamy żołnierzy odbywających obowiązkową służbę i pobawimy się niebezpiecznymi materiałami. Dziś podobne sytuacje nie miałyby racji bytu, ale dawniej…
W tym miejscu pobudzający wyobraźnię cytat. Komandos, rozeźlony okrutnie niesfornością dzieciaków, którym marzy się pistolet, stosownie je upomina. Uwaga! Zestawiając „dawniej” z „dziś” na pewno zauważymy, że obecnie podobna sytuacja mogłaby nieciekawie skończyć się dla komandosa, który i grozi dzieciom, i nie widzi problemu, by brały w ręce świece dymne ;).
„– Czyście chłoptasie z konia spadli?! Coście wymyślili?! Pistolet?! Pistolet to nie świece! Za takie coś powinienem wam tyłki pasem sprać! – komandos aż się zatchnął z zaskoczenia i zdenerwowania”*.
Temat świec będzie obecny dość długo, ponieważ zostaną one potajemnie zabrane do domu i „odpowiednio” wykorzystane.
Oczywiście dzieciństwo to okres zabawy, więc na pewno nie będziemy się nudzić na podwórku, bo dziecięca wyobraźnia nie zna granic, bez względu na miejsce i czas. Wielu starszych czytelników z pewnością powspomina samych siebie, słysząc takie hasło, jak SKO, a młodsi będą musieli poprosić, by rodzice wyjaśnili, czym była Szkolna Kasa Oszczędnościowa. Zresztą młodzież sięgająca po tę książkę może też zapytać, dlaczego dzieciaki uważały, że dwója to totalna tragedia, i nie buntowały się wobec sytuacji, jakie opisuje poniższy cytat:
„Oduczę was zmowy i kłamstwa! Wszyscy wystąp i pod tablicę. W dwóch rzędach!
Ledwie się ustawiliśmy, usłyszeliśmy komendę – lewe ręce do przodu!
W dłoni wzburzonej geografki znowu pojawił się pięćdziesięciocentymetrowy, drewniany liniał z twardym plastikiem wzdłuż krawędzi. Lekko się zatrwożyłem. Znaliśmy ten »argument siły«, niejeden z nas już wcześniej zapoznał się z nim. Uderzenie jego płaską częścią w dłoń porządnie piekło delikwenta. Nauczycielka podeszła do kolegi stojącego jako pierwszy w rzędzie, zamachnęła się i energicznie kantem liniału uderzyła w jego dłoń. Przenikliwe – auu!!! – zmroziło nas wszystkich. Struchleliśmy. Kantem! Kantem uderzyła, nie na płask! Kolejne biedaczyska, stojące w szeregu, nie miały czasu na zbyt długie rozmyślania. Powietrze zaczęły przecinać, następujące po sobie jak staccato, głośne okrzyki bólu – auu! Auu! Auu! – Tylko po wysokości tonu cierpiętniczych wrzasków rozróżniałem, kiedy przyszła pora na kolegę, a kiedy na koleżankę. Niektóre z nich od razu zaniosły się szlochem…”**.
„Młodości szczęśliwa” doskonale oddaje klimat tamtych lat. W drugiej części książki zmierzymy się już z wyzwaniami szkoły średniej, więc uwaga, zaczną obowiązywać określone normy odnośnie do wyglądu i zachowania; ale nie martwmy się, że nie będziemy na topie, bo ówcześnie „zachodnie” dżinsy były prawdziwym rarytasem dostępnym jedynie dla wybranych.
Omawiana pozycja zagwarantuje nam masę dobrej zabawy, dlatego warto po nią sięgnąć. Fantastyczna jest także świadomość, że przedstawiciele starszego pokolenia odbiorą ją inaczej niż młodzież, która momentami może być lekko zaszokowana, choć pewnie przy okazji doceni obecne wygody?
Zresztą prawdopodobnie w niejednym domu po przeczytaniu „Młodości szczęśliwej’ rozpocznie się żarliwa dyskusja rozpoczęta zwrotami w rodzaju: „Widzisz, jak mieliśmy ciężko?”, „A w mojej szkole...”, „Dziś nawet nie wiecie, ile macie” itp.
I właśnie w taki oto niepozorny sposób rozpocznie się międzypokoleniowa wymiana doświadczeń owocująca wspólnym spędzaniem czasu. Chwila bezcenna, nawet jeśli osiągnięcie ostatecznego porozumienia okaże się niemożliwe ;).
---
* Zdzisław Brałkowski, „Młodości szczęśliwa”, wyd. Psychoskok, 2016, s. 12.
** Tamże, s. 84.
[recenzję dodałam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.