Dodany: 05.05.2016 14:09|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Zwierzołki i inne zimne sprawy



Recenzent: soulava


„Czochrałem antarktycznego słonia” to wciągające relacje z podróży autora po Arktyce i Antarktyce; Mikołaj Golachowski przez wiele lat pracował tam jako naukowiec i badacz słoni morskich, a obecnie – jako przewodnik turystyczny po najdalej wysuniętych na północ i południe obszarach Ziemi.

Z wykształcenia jest biologiem i doktorem nauk przyrodniczych, dlatego też największą część książki poświęcił właśnie zwierzętom, które sympatycznie nazywa „zwierzołkami”. Znajdziemy w niej również wiele ciekawych opowieści związanych z historią wypraw na północny i południowy kraniec Ziemi, a także zostaniemy gośćmi statków wycieczkowych oraz „zodiaków” i niczym turyści będziemy poznawać regiony polarne z ich mieszkańcami.

Po lekturze nasuwa się wiele refleksji, zresztą sam autor także nie boi się poruszania kontrowersyjnych tematów i często wypowiada się bardzo odważnie – np. o swoim stosunku do myśliwych i polowań na wieloryby czy nawet o metodach badawczych polskich naukowców.

Myślistwo i polowania

Bez owijania w bawełnę kilkakrotnie krytykuje zachowanie myśliwych, którzy zabijają zwierzęta dla sportu i „próbują leczyć tym własne kompleksy”[1]. Opowiada o losach Svalbardu – jednej z prowincji Arktyki, która niegdyś tętniła życiem, jednak działalność człowieka przyczyniła się do niemal całkowitego wymarcia morsów i niedźwiedzi polarnych, żyjących w tym regionie, dopóki nie zjawiliśmy się my – „ludzie”. Od 1604 roku morsy były mordowane na masową skalę i sposobami, jakich w żadnym razie nie można uznać za humanitarne. Pomiędzy morsimi matkami a młodymi istnieje bardzo silna więź, co myśliwi wykorzystywali do zwabiania i zabijania całych stad. Golachowski przytacza fragmenty książki Jamesa Lamonta z 1858 roku, gdzie ten opisuje umierającą samicę morsa wciąż osłaniającą swoje dziecko. „To od niego dowiadujemy się, jak najłatwiej przywabić stado: zacząć dręczyć morsiątko”[2].

Potem przyszedł czas na wieloryby. Początki polowania na te olbrzymy były trudne, ale „sprytny” człowiek wznosił się na wyżyny pomysłowości i wymyślał coraz skuteczniejsze sposoby, żeby zabijać te wspaniałe zwierzęta. W samym tylko roku 1697 roku „zabito 1968 wielorybów, ich olejem napełniono 63 883 beczki”[3]. Populacje wielorybów wciąż się nie odbudowały po tych wszystkich latach rzezi.

Możemy sobie tylko wyobrazić, jak piękny był świat, zanim ludzie zaczęli go niszczyć, ile gatunków roślin i zwierząt utraciliśmy bezpowrotnie w wyniku działalności „homo sapiens”, istoty myślącej – ale wyłącznie o własnym interesie i własnej przyjemności.

W imię nauki

W swojej książce Golachowski bardzo otwarcie krytykuje metody badawcze innych polskich naukowców, którzy bez skrupułów wciąż krzywdzą zwierzęta „w imię nauki”, np. obcinając palce nornicom i innym gryzoniom, mimo iż istnieją sposoby prowadzenia badań nieszkodliwe dla zwierząt i są one stosowane przez naukowców na całym świecie. Oczywiście można wykorzystywać metody, które nie prowadzą do okaleczania zwierząt, ale często bywa to ignorowane przez tych, którzy robili tak od zawsze.

Miłość do zwierząt

Już pierwsze strony, a w zasadzie sam tytuł i podtytuł publikacji mówią o tym, że jej autor zwierzęta uwielbia. Takie uczucie do nich nie przychodzi jednak samo, ale kształtuje się w domu, gdzie są kochane i szanowane. Golachowski z ogromną miłością opowiada o wszystkich zwierzętach, które wychowywały się pod jego dachem i o tym, jak pozytywny stosunek rodziców do nich wpłynął na kształtowanie się jego charakteru i miłości do „zwierzołków”. Ci mali bohaterowie: wróbel Kuba, pies Bilbo i żółw stepowy Zygmunt zafascynowali go tak bardzo, że postanowił zostać biologiem. Jednak ze zwierząt domowych to koty obdarzył największym uznaniem: „Do tej pory uważam, że stwarzając koty, Darwin był w najlepszej formie. Tak doskonałe połączenie idealnej gracji z bezkompromisową skutecznością zabójcy wymagało najwyższej inspiracji”[4].

Swojej córce także zaszczepia miłość do świata roślin i zwierząt – z już bardzo pozytywnym skutkiem, co odzwierciedlają słowa małej, zaledwie dwuletniej Hani zawarte na pierwszej stronie książki: „Ludzie są malutcy. A to jest nasza planeta…”[5]. To dla nas, przyszłych lub obecnych rodziców, doskonała nauka, jak wychować dzieci wrażliwe na piękno otaczającego nas świata. Sami musimy zacząć dostrzegać i szanować to piękno, żeby móc pokazać je innym.

Życie na stacji

Kolejnym ważnym i bardzo ciekawym elementem tej pozycji jest opis życia w Polskiej Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego na Antarktyce. Autor dwukrotnie tam zimował, przy czym raz jako kierownik. Przez blisko dwa lata badał słonie morskie i ich zwyczaje seksualne, ale nie samymi badaniami żyją ludzie na stacjach. Opowiada więc wiele ciekawych, często zabawnych historii, mówi też o zwyczajach panujących w tego typu placówkach i o tym, jak ważne jest utrzymanie dobrej atmosfery w zespole – w końcu trzeba kilka miesięcy przeżyć pod jednym dachem i w kryzysowej chwili każdy na każdego powinien móc liczyć. Dlatego wszelkie uroczystości, święta, jubileusze i urodziny świętuje się z wielką pompą, zapraszając także międzynarodowych gości z pobliskich stacji.

„Czochrałem antarktycznego słonia” to książka naprawdę warta przeczytania. Są w niej fragmenty wzruszające, są przygnębiające, a są też takie, które bawią – ale wszystkie wciągają i zaciekawiają. Została napisana językiem prostym i bardzo lekkim, więc stanowi przyjemną odskocznię od wszystkich trudnych i politycznych zagadnień. Mikołaj Golachowski to typ gawędziarza, który ciekawie i mądrze opowiada o wszystkim, co wiąże się z rejonami polarnymi. Dodatkowo publikacja opatrzona jest fotografiami autora i ilustracjami, które bardzo pomagają w lepszym poznaniu i zrozumieniu piękna Arktyki i Antarktyki.


---
[1] Mikołaj Golachowski, „Czochrałem antarktycznego słonia”, wyd. Marginesy, 2016, s. 131.
[2] Tamże, s. 133.
[3] Tamże, s. 138.
[4] Tamże, s. 28.
[5] Tamże, s. 5.




Autor: Mikołaj Golachowski
Tytuł: Czochrałem antarktycznego słonia i inne opowieści o zwierzołkach
Wydawnictwo: Marginesy, 2016
Liczba stron: 500

Ocena recenzenta: 6/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 697
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: