Niewygodna prawda
Trudno jest oceniać taką książkę jak "Strach..." Jana Grossa, nie będąc badaczem historii. Trudno i niezręcznie. Dlatego moja recenzja będzie raczej polemiką z głosami krytycznymi - czy wręcz napastliwymi - które w momencie wydania owej książki (a nawet jeszcze przed...) pojawiały się nader często we wszelakich mediach. Odniosę się więc do kilku najczęściej głoszonych zarzutów.
Zarzut – złośliwy dobór dokumentów. - Może i złośliwy, ale ich ogrom jest wstrząsający. Zatem wszystkie swe opinie Gross popiera nad wyraz bogatym materiałem historycznym.
Zarzut - Gross zbyt ostro wyraża poglądy. - A czemu by nie? Ma do tego prawo. Autor pewnego artykułu w jednej z gazet był niemal oburzony tym, że Gross wyrokuje. Co z tego? Dlaczego badacz w eseju historycznym nie może wyrokować? Tym bardziej, jeśli – jak wspomniałem wcześniej – każdy swój osąd opiera na dokumentacji historycznej.
Zarzut – wybiórcze traktowanie faktów i brak pozytywnych przykładów. - Owszem - autor "Strachu..." podaje niezliczoną liczbę złych zachowań Polaków, antysemickich zachowań. Ale tytuł książki jednoznacznie wskazuje na to, że traktuje ona o antysemityzmie tuż po wojnie, a nie – na przykład – o stosunkach polsko-żydowskich w ogóle. Zatem w głównej mierze Gross pokazuje powszechność antysemityzmu i powszechność przyzwolenia na zbrodnie, przestępstwa, a nawet maleńkie wykroczenia i nieprzyjemności. Pokazuje, że antysemityzm to szerokie spektrum spraw, począwszy od krzywdzących słów i wyzwisk, poprzez odprawianie z niczym petentów w urzędach, zamienienie synagogi na kino, aż po brutalne pobicia i ohydne morderstwa. Niemniej nie unika przy tym pozytywnych przykładów i wiele razy wspomina o Polakach, którzy pomagali Żydom bądź szczerze przejmowali się ich losem. A jeśli ktoś to przeoczył, to albo bardzo pobieżnie czytał tę publikację, albo zaledwie ją przejrzał, albo jest zwyczajnie złośliwy.
Zarzut – przypadki antysemityzmu były w Polsce tuż po wojnie incydentalne. - Jeśliby to miała być prawda, to skąd ów bogaty materiał historyczny? Materiał, który dowodzi, iż antysemityzm w ówczesnej Polsce był zjawiskiem powszechnym. Panowało wtedy społeczne przyzwolenie na rozmaite sposoby gnębienia Żydów. Wystarczy wspomnieć choćby reakcję (a raczej jej brak) kleru, protest 16 tysięcy (!!!) robotników, oburzonych tym, że można ich posądzać o współczucie dla wymordowanych w Kielcach Żydów, zachowanie ludzi na dworcach, gdzie wyłapywano "podejrzanie" wyglądających osobników, czy okoliczności śmierci Fiszowej, którą "spontanicznie" zamordowało czterech nieznających się ludzi (szewc, piekarz, kapral milicji, właściciel domu z ogródkiem – ojcowie rodzin, niekarani, tzw. porządni obywatele...). Przykłady można by mnożyć. Świadczą one jasno, że wówczas w Polsce istniała niepisana umowa społeczna, która pozwalała zawiesić normę "nie zabijaj" w odniesieniu do Żydów.
Zarzut – Gross obraża Polskę i Polaków. - Nie wiem, czy taki zarzut jest wynikiem ignorancji, głupoty, złośliwości, zakłamania czy po prostu ...poglądów antysemickich. Bo ukazywanie prawdy (fakt – niewygodnej i ponurej) o historii kraju nie może i nie powinno nikogo obrażać. Z drugiej jednakże strony nie dziwią mnie takie reakcje. Jest to bowiem temat wstydliwy, skrywany i przemilczany przez lata, ponieważ polski antysemityzm nikomu nie pasował jako aspekt wojennych losów polsko-żydowsko-rosyjsko-niemieckich. Ciągle szczycimy się naszymi zasługami i naszym męczeństwem, a Gross odważnie odsłania niechlubną kartę społeczeństwa polskiego. Jak powiada autor "Strachu..." - w polu semantycznym pojęcia "Polak", szczególnie kiedy używamy go w kontekście okupacji, mieści się bycie ofiarą lub bohaterem. W tym kraju słowo "Polacy" to zbitka pojęciowa, w której zakłada się a priori dobro i ofiarność. Mordowanie Żydów przez Polaków nie mieściło się więc w ogólnie przyjętym schemacie interpretacyjnym okresu wojennego i powojennego. I – jak widać - nadal się nie mieści.
Zarzut – stronniczość. - Słuchając wielu krytycznych opinii, można było sądzić, że książka Grossa jest mocno stronnicza. Ale taka się nie okazała. Ona pokazuje drugą stronę medalu, która jak dotąd nie zdołała się przedrzeć do powszechnej (bo dla historyków są to znane fakty) świadomości polskiej. A to strona wstydliwa, ciemna, bolesna, w pewnym sensie kompromitująca, deprecjonująca mit Polaków-męczenników, co dla wielu jest bardzo niewygodną prawdą. Ciekawe dlaczego... Przecież ta strona należy do naszej historii tak samo jak bitwa pod Grunwaldem, powstanie styczniowe czy uchwalenie Konstytucji 3 Maja. I zgadzam się z Jackiem Dehnelem, który powiedział, że "Strach..." jest książką głęboko polską, bo pozwala Polakom inaczej spojrzeć na swą historię w XX wieku. Szkoda tylko, że tak niewielu potrafi to docenić.
[recenzję opublikowałem na stronie internetowej wydawnictwa Znak]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.