Dodany: 29.04.2016 15:50|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Książka: Królowa Tearlingu
Johansen Erika

2 osoby polecają ten tekst.

Niepokorna na tronie



Recenzent: Dorota Tukaj


Niełatwo być królewską córką. Nawet na naszej do bólu realnej planecie, o czym świadczą liczne historie dziewcząt i kobiet, którym ani splendor, ani majątek nie przyniósł szczęścia. A cóż dopiero w światach fantastycznych, gdzie na kandydatki do korony oprócz zwykłych problemów czyhają doprawdy nieziemskie niebezpieczeństwa i wyzwania!

Początkowo wszystko może wyglądać niegroźnie… no, możliwe, że nie do końca niegroźnie, ale przecież nie niesamowicie. Tak jak w królestwie Tearlingu, w którym prawowitą dziedziczką tronu jest Kelsea Raleigh, nosząca, gdy ją poznajemy, nazwisko Glynn. To tylko środek bezpieczeństwa, najłagodniejszy zresztą ze wszystkich zastosowanych. Królowa Elyssa, doskonale zdając sobie sprawę, że na dworze królewskim całkowicie bezpieczny jest tylko ten, kogo tam nie ma, odesłała kilkuletnią córkę w dziką głuszę pod opieką dwojga zaufanych ludzi. Wkrótce potem zmarła (a raczej... została zlikwidowana), władzę zaś objął jako regent jej młodszy brat; nazwanie go draniem byłoby dlań doprawdy komplementem. (Po ojcu królewny słuch zaginął; najwidoczniej nie był oficjalnym księciem małżonkiem, ale kim w takim razie? Żyje czy nie żyje? A jeśli żyje, gdzie się ukrywa? To tajemnica, którą nie tylko czytelnik rad byłby poznać…). Kelsea wychowała się w leśnej samotni, nie znając innych ludzi prócz dwojga swoich opiekunów, lecz zdając sobie sprawę, że przyjdzie czas, gdy będzie musiała poznać ich aż za wielu naraz. I rzeczywiście, pewnego dnia pod chatą Barty’ego i Carlin zjawia się oddział zbrojnych, mający dowieźć przerażoną dziewiętnastolatkę do królewskiej twierdzy w stolicy kraju, Nowym Londynie (genezy tej nazwy wkrótce się domyślimy), by mogła objąć tron przodków. Kelsea dzięki swej wykształconej opiekunce należy do nielicznych Tearlińczyków, którzy pojmują, jaka mądrość kryje się w książkach i potrafią z niej korzystać. Ale teoria to nie praktyka: dziewczyna nie wie, jakie prawidła rządzą tym obcym światem, nie zna większości faktów dotyczących funkcjonowania królestwa. Okaże się, że wszystkiego musi się nauczyć od początku, a jedna z pierwszych rzeczy, jakie zrozumie – jeszcze w drodze – to że ktoś nieustannie czyha na jej życie. Potem wcale nie stanie się łatwiej. I nie będzie już przy niej dobrodusznego Barty’ego ani surowej, lecz sprawiedliwej i mądrej Carlin. Tylko członkowie straży królewskiej roztoczą opiekę nad młodą władczynią, która od samego początku zacznie się narażać możnowładcom oraz Kościołowi. I żeby tylko im! Pierwsza z ważnych decyzji, jakie podejmie, założywszy koronę (czy raczej jej chwilową namiastkę), da nadzieję prostemu ludowi, ale rozwścieczy pewnego podstępnego osobnika, który de facto ma w kraju więcej do powiedzenia, niż książę regent (na marginesie: trudno uwierzyć, by autorka nie czytała, lub przynajmniej nie oglądała ekranizacji, "Pieśni lodu i ognia"; ale gdyby nawet, redaktor powinien jej zwrócić uwagę, że modelowy czarny charakter w jej powieści nosi identyczne jak jego odpowiednik w Nocnej Straży nazwisko i dość podobne imię; lepiej takich zbieżności unikać!), a co gorsza, także panującą w sąsiednim Mortmesne potężną i złowrogą Szkarłatną Królową. Ta zaś ma do dyspozycji potężną armię – i coś więcej…

Rychło się zorientujemy, że ta całkiem wciągająca historia skonstruowana jest w oparciu o wypróbowany, wręcz archetypowy scenariusz; wątek dziedzica tronu, którego tożsamość pozostaje do czasu ukryta przed światem, a niekiedy (tak jak np. w "Belgariadzie" Eddingsa czy "Mieczu Prawdy" Goodkinda) również przed nim samym, wprowadzanego na scenę dopiero wtedy, gdy nadejdzie stosowna pora, by dokonał wielkich czynów, znajdziemy z grubsza u połowy autorów fantasy, poczynając od samego Mistrza Tolkiena. Skorzystanie z takiej gotowej kliszy nie jest niczym złym, pod warunkiem, że się ją twórczo rozwinie i obuduje własnymi "wynalazkami" fabularnymi. Pod tym względem debiutancka powieść amerykańskiej prawniczki zaspokaja nasze oczekiwania; ba, rzec można, że owych wynalazków jest dostatecznie dużo, by do nich zastosować znane porzekadło o dwóch grzybach w barszcz. Zupełnie wystarczyłoby, gdyby cała fabuła umiejscowiona została w określonym fikcyjnym świecie, w nieznanym nam dokładnie czasie. Autorka wpadła jednak na pomysł dość oryginalnego skomplikowania warunków czasoprzestrzennych: oto rzecz dzieje się w... odległej przyszłości! W cywilizacji technologicznej ludziom działo się coraz gorzej, toteż utopijni przywódcy, "śniący o krainie, w której nikomu niczego nie będzie brakowało"[1], zabrali ze sobą gromadę chętnych i wyprawili się w jakieś bliżej niezdefiniowane miejsce. Gdzie by się ono miało znajdować, trudno dociec – można tylko sądzić, że Przeprawa odbywała się drogą morską, wiadomo bowiem, że "ani Brytyjczycy, ani Amerykanie nie mieli szczęścia w wyborze miejsca zejścia na brzeg"[2]; w grę zatem wchodzi chyba tylko Antarktyda, oczywiście po uprzednim stopnieniu zalegających na niej lodów. Równie niejasna jest sprawa nierównego podziału walorów pomiędzy różne królestwa utworzone po Przeprawie: o ile wspomniany w poprzednim zdaniu brak szczęścia tłumaczy niewystępowanie w Tearlingu bogactw naturalnych, o tyle trudno odgadnąć, czemu akurat "Nowa Europa" miała jako jedyna "lekarzy posiadających wiedzę od stuleci zdobywaną w Europie. Kamieniarzy, przyzwoite konie (...)"[3]. Czyżby założyciel Tearlingu zabrał ze sobą tylko obywateli najgorzej wykształconych i pozbawionych wszelkich umiejętności praktycznych? Bo trudno samym brakiem złóż metali wytłumaczyć fakt, iż społeczeństwo z epoki wysokorozwiniętej elektroniki w ciągu niespełna trzech stuleci cofa się w rozwoju do poziomu średniowiecza... (dodajmy – niekonsekwentnie: zapamiętano, że przed Przeprawą istniały książki elektroniczne, ale nikomu nie zostały w pamięci metody usprawnienia pracy na roli ani konstrukcja prasy drukarskiej, choćby drewnianej? Zawodowy bukmacher "ma w głowie kalkulator sprzed Przeprawy"[4], nie wymarło słowo "transplantologia"[5], w użyciu jest cyjanek, ale lekarze zapomnieli, jak się robi operację wyrostka?). Dalej, czemu socjaliści utopijni zdecydowali się ustanowić w nowych siedzibach z definicji sprzeczny ze swoimi przekonaniami ustrój monarchistyczny? Skąd się wzięły nieliczne, lecz silne magiczne artefakty?

Być może Erika Johansen ma zamiar to wszystko powyjaśniać w kolejnych tomach trylogii, lecz tymczasem niekonsekwencje zgrzytają nam w tekście w trakcie lektury niczym piasek w zębach podczas jedzenia wspomnianego barszczu z dwoma grzybkami, niestety niedokładnie umytymi. I psują dobre wrażenie, jakie robi główna bohaterka, dziewczyna inteligentna, bezpretensjonalna oraz – uwaga! – chyba jako jedyna księżniczka/królewna w historii literatury niebędąca słodką, wiotką pięknością. Psują na szczęście nie na tyle, by odechciało nam się sięgać po kolejne tomy, które – ufamy – oprócz opisania straszliwych, acz zapewne zwycięskich walk o niepodległość Tearlingu wyjaśnią parę palących kwestii. Na przykład, kim jest banita ukrywający się pod kryptonimem Ducha i dlaczego tak bardzo interesuje się Kelsea? Jaką tajemnicę skrywa Lazarus zwany Buławą? Jakie karty chowa w zanadrzu służka Andalie? Miejmy nadzieję, że autorka się w tym wszystkim nie pogubi i zdoła uzupełnić braki, a niedogodności jakoś zniwelować (jeśli nie w drugiej części, którą za chwilę przeczytamy, to może w tej trzeciej, którą dopiero pisze?).


---
[1] Erika Johansen, "Królowa Tearlingu", przeł. Izabella Mazurek, wyd. Galeria Książki, 2016, s. 100.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 276.
[5] Tamże, s. 473



Autor: Erika Johansen
Tytuł: Królowa Tearlingu
Wydawnictwo: Galeria Książki, 2016
Liczba stron: 488

Ocena recenzenta: 3,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 827
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: