Emma i Dexter, Dexter i Emma. Los ich zetknął ze sobą w dniu rozdania dyplomów, gdy oboje mieli już dość sprecyzowane plany na przyszłość, więc po spędzonej razem nocy, każde ruszyło w swoją stronę. I tak zostało już na zawsze - wciąż obecni w swoim życiu, wiecznie za sobą tęskniący, uzależnieni od siebie, ale nigdy naprawdę razem, zawsze obok.
Książka w swojej wymowie jest gorzka, przygnębiająca, depresyjnie aż smutna, do tego stopnia, że gdy ją skończyłam, zastanawiałam się po co. Po co została napisana i co dało mi jej przeczytanie. Przecież każdemu z nas życie toczy się trochę innymi torami, niż chcielibyśmy, każdy z nas ma pragnienia, które nigdy się nie ziszczą, ma za sobą przegapione szanse, zlekceważone okazje i miłości, które gdzieś przepadły. Sztuka życia polega na tym, żeby się rozwijać, a nie więdnąć, rozbudzać nadzieje, a nie opłakiwać niepowodzenia, dążyć do osiągania nowych celów, jeśli te wcześniejsze są nieosiągalne. Już dawno odbyłam ostatnie lekcje chemii i fizyki, ale wciąż pamiętam, że materiały twarde i kruche, gdy ulegają zniszczeniu to kompletnie, miękkie i elastyczne natomiast uginają się i są w stanie przetrwać. Warto być elastycznym. Warto dokonywać wyborów, warto mówić o uczuciach i o nie walczyć.
Opowieść o życiu Emmy i Dextera męczyła mnie dość długo, przez kilka tygodni nic właściwie nie czytałam, aż przypadkiem trafiłam w telewizji na film "Kiedy Harry spotkał Sally" i uderzyło mnie, jak bardzo te historie są do siebie podobne (scenariusz został napisany przez
Ephron Nora, więc można go potraktować jako jej kolejną powieść), bo nie jest istotne szczęśliwe zakończenie lub jego brak, ale te lata pomiędzy, czyli w gruncie rzeczy sprawa fundamentalna - jak przeżyjemy swoje życie, jaka jest jego treść. Możemy wciąż rozpamiętywać minione wydarzenia, gdybać i żałować, że nie jest tak, jak byśmy tego chcieli lub też możemy doceniać to, co nam życie i własne wybory przynoszą, a przede wszystkim możemy tych wyborów dokonywać, bo bohaterowie, mam wrażenie pozwalali się raczej ponieść prądowi, niż na niego wpływać.
Kierowanie się maksymą Carpe Diem wcale nie musi oznaczać braku refleksji, pomaga za to zwracać uwagę na przyjemne drobiazgi, które trafiają nam się codziennie.
Dla przeciwwagi trzeba przyznać, że książkę czyta się dość dobrze (z wyjątkiem paru słabszych fragmentów przypominających sprawozdanie w punktach) oraz, że autorowi nie brakuje poczucia humoru:
"Her road atlas was an ancient edition, with several major conurbations missing. She turned it one hundred and eighty degrees, then back ninety, but it was like trying to navigate with a copy of the Domesday Book" (Domesday Book to spis dóbr dokonany w czasach Wilhelma Zdobywcy, czyli XIw.)
"The car's air-conditioning had two settings, windtunnel and sauna"
Właściwie cały fragment opisujący drogę na wesele jej przyjaciółki Tilly jest mistrzowski, a do tego czytałam egzemplarz opatrzony na marginesach zabawnymi komentarzami którejś z poprzednich czytelniczek. W powieści nie brakuje humoru, ale na koniec pozostaje jednak gorzki posmak.
Ocena 4, ale do zastanowienia
Jeden dzień (
Nicholls David)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.